Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kilka metrów w bok od głównego traktu

Jan Pleszczyński
Chyba diabeł mnie podkusił, żeby podczas niedzielnego spaceru zboczyć z prostej ścieżki. Zrobiłem naprawdę niewielki skok w bok - może 10, a może 20 metrów. Ale i ten dystans wystarczył, bym znalazł się w wyjątkowo paskudnym świecie.

Bardzo nie lubię pisać i mówić źle o Lublinie; jeśli już mi się zdarzy, raz albo dwa razy do roku, to potem przez kilka dni odchorowuję - więc wolę nic nie napisać. Tę wątpliwą, choć konieczną, przyjemność pozostawiam dziennikarzom lepszym, młodszym, bystrzejszym i odporniejszym psychicznie - i internetowi, który zauważy wszystko - to co powinien i to, czego nie powinien.

Kiedy źle się dzieje w Lublinie, zawsze staram się znaleźć rozmaite usprawiedliwienia, okoliczności łagodzące i wszelkiej maści wykręty - jak źle przygotowany uczeń w podstawówce. A jak już naprawdę nie uda mi się nic wymyślić, to zawsze się pocieszam, że gdzie indziej jest jeszcze gorzej, a kolega ma jeszcze gorsze stopnie ode mnie i gorzej się zachowuje. Trochę mi głupio, bo Schadenfreude to uczucie nie tylko niemądre, ale przede wszystkim brzydkie, ale - tak z ręką na sercu - niech ktokolwiek mi powie, że takiego uczucia nigdy nie poznał. Jeśli nie - to szczerze gratuluję i zazdroszczę, bo taki ktoś z pewnością żywcem pójdzie do nieba. Tak więc kiedy w Lublinie pojawiają się na przykład antysemickie plakaty, to zaraz się pocieszam, że we Wrocławiu - w końcu w Europejskiej Stolicy Kultury - tępią Romów. Kiedy na jakiejś osiedlowej uliczce czuję się wieczorem trochę niepewnie, zaraz sobie przypominam grupy agresywnych i mocno pijanych młodych ludzi w okolicach krakowskiego rynku albo to, że po Kurdwanowie w biały dzień biegają z maczetami. Na moim osiedlu jakoś nikt nigdy z maczetą mnie nie gonił. Zawsze znajdę sobie pocieszenie. Ale w ostatnią niedzielę nie znalazłem.

Otóż podkusiło mnie, żeby podczas spaceru koło politechniki skręcić kilka metrów w bok z Nadbystrzyckiej w stronę Wapiennej. Jest tam niewidoczna z głównego traktu obszerna niecka. Przyzwyczaiłem się, że w takich dołach zawsze są śmietniki - ujawniają się szczególnie na przedwiośniu, gdy topnieją śniegi. Ale tej zimy cały czas mamy przedwiośnie, więc wszystko jest odkryte. I to, co zobaczyłem, dosłownie mnie zatkało. Tuż pod uczelnianymi oknami ulokowało się regularne wysypisko śmieci. Nie tylko stare graty, zardzewiałe zlewozmywaki, połamane krzesła i butelki. To też. Ale są tam całe worki śmieci - tak jakby ktoś specjalnie wynosił tam odpadki. Na wszelki wypadek przypomnę, że jest to centrum miasta i codziennie przechodzą i przejeżdżają tamtędy tysiące ludzi - także tzw. elita kulturalna i intelektualna miasta Lublina. Gdybym tego wysypiska nie widział na własne oczy - to bym nie uwierzył. Bo jednak nie wyobrażam sobie, żebym coś takiego spotkał w Krakowie na alei Trzech Wieszczów albo we Wrocławiu nad "starą Odrą".

Wolałbym, żeby Lublin nie miał nowego stadionu, żeby Ogród Saski pozostał taki, jaki był wcześniej, zrezygnowałbym z przebudowy placu Litewskiego i wielu innych mniej czy bardziej udanych pomysłów - byle tylko zniknęły takie paskudne miejsca. Ale jakoś nie wierzę, że znikną.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski