Każda fotografia to jakaś historia. Pokazywaliśmy je Państwu, opowiadaliśmy dzieje niegdysiejszych lublinian. Wiele z nich to opowieści z czasów drugiej wojny, ale są też wśród nich przedwojenne wspomnienia. Nie zapomnimy portretu małego chłopca w dorosłej kurtce z miotłą w ręku. To synek stróża "złapany" na dorosłej robocie przez Edwarda na podwórku kamienicy przy ul. Narutowicza 17, gdzie stało atelier Hartwigów. Przedwojenni bywalcy tego studia nazywali go po prostu budą. Buda budą, ale zdjęcia, które mistrz tam robił, to był majstersztyk. Edward Hartwig - wspominają - bardzo lubił fotografować także dzieci. Był życzliwy ludziom, pogodny, uprzejmy.
Dr Jacek Putz z Warszawy, który odwiedził nas z siostrą cioteczną dr Elżbietą Bocheńską-Nowacką (ich matki; Zofia i Hanna były córkami Antoniny Grygowej) wspomina, że często w dzieciństwie słyszał nazwisko Hartwig. Dziadkowie, właściciele piekarni, znali rodzinę fotografów. - To zrozumiałe. Lublin nie był dużym miastem. Właściciele firm kontaktowali się ze sobą. Nasz dziadek był ciężko pracującym piekarzem i człowiekiem o gołębim sercu, a babcia głową rodziny.
Historia tej jeszcze jednej hartwigowskiej fotografii doczeka się wkrótce szerszego opisania. A miłośników pamiątek po Hartwigach zapraszamy do odwiedzenia wystawy w Prospero. I jeszcze małe zadanie: Czy poznajecie Państwo te panie na portretach obok? Jeśli tak, napiszcie: [email protected] lub zadzwońcie 81 446-28-27.
Wystawa , galeria Prospero Krakowskie Przedmieście 52, czynna do 31 października
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?