Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kino "Kosmos" na kartach wspomnień. Publikujemy Wasze pierwsze listy

Sylwia Hejno
Otwarcie klubu "Pod Kosmosem" w dawnym schronie. Rok  1972
Otwarcie klubu "Pod Kosmosem" w dawnym schronie. Rok 1972 Archirum Danuty Połoncarz
Liczymy na Was. Na zapisanie czeka historia kina "Kosmos", które lada moment przestanie istnieć. Czekamy na listy. Interesują nas Wasze wspomnienia o "Kosmosie".

Nieważne czy napiszecie o niecodziennej randce, smaku popcornu, czy pierwszym filmie od lat osiemnastu w życiu. Ważne, aby lubelskie kino - niegdyś legendarne - zajmowało w tych wspomnieniach wyjątkowe miejsce.

W Magazynie Kuriera przedstawiamy także sylwetki osób w przeróżny sposób związanych z "Kosmosem". Szukamy starych zdjęć i ważnych, przełomowych dat z perspektywy tego miejsca.

Nieoficjalnym bohaterem tej edycji wspominek jest konik. Kto to taki? Ten, kto choć raz zapłacił za wymarzony bilet w "Kosmosie" dwa razy tyle i nie w kasie, tylko pod posadzonym przez Danutę Połoncarz, ówczesną kierowniczkę, żywopłotem, doskonale wie o kim mowa. I jak się okazuje, i koniki, i (mniej lub bardziej) intensywnie walcząca z nimi załoga "Kosmosu" tak samo swoje kino kochali.

O tym, co dalej, decydujcie sami - piszcie do nas.

Przysyłajcie Państwo wspomnienia związane z kinem "Kosmos": pocztą (Kurier Lubelski, Krakowskie Przedmieście 10/1, 20-002 Lublin z dopiskiem "Kosmos"), mailem [email protected]z tytułem "Kosmos"), bądź przynoście je do naszej redakcji. Najlepsze listy opublikujemy (zastrzegamy sobie prawo do ich redakcji i skrótów). Na wyróżnionych przez nas autorów czekają atrakcyjne nagrody - CD z muzyką filmową i filmy na DVD. Ufundował je Kulturomaniak z E.Leclerc.

Nie ma już biletów? Poszukaj konika!
Pamiętam "Kosmos" od początku, ponieważ mieszkałem przy ul. Króla Leszczyńskiego. Dzisiaj dobiegam do emerytury, ale za mojej młodości to kino był pierwszym "zakładem pracy" dla wielu okolicznych dzieci. Ponieważ czasy były ciężkie, każdy chciał choć trochę zarobić- na oranżadę, słodycze czy solone precle (sprzedawane na przeciw "Kosmosu" w drewnianej budce).

Pracowało się jako tzw. konik. Dzisiaj mało kto wie, co to jest za praca, ale wtedy w latach 60. było to zajęcie bardzo popularne w całej Polsce. Do kin waliły tłumy, bo każdy chciał zobaczyć w pierwszych dniach wyświetlania np. "Rio Bravo". Telewizorów było mało, na ogół czarno-białych, więc kino "Kosmos" na koniec tygodnia miało 100% frekwencji. Kolejka stała aż na zewnątrz i to często zakręcana. Ludzie z końca nerwowo pytali szczęśliwców, którzy już kupili bilety, czy jeszcze dla nich wystarczy. I często nie wystarczało. Wtedy w okolicy pojawiał się konik ze swoją ofertą.

Były dwa typy koników. Pierwszy tzw. pospolity, który kupował bilet w przedsprzedaży albo wcześniej zajmował kolejkę w dniu sprzedaży i następnie odsprzedawał bilet po wyższej cenie. Ten typ konika narażał się bardziej na niebezpieczeństwo, ponieważ podpadał pod przepisy antyspekulacyjne - kupował taniej, sprzedał drożej, co w czasach komunizmu było już przestępstwem.

Drugi typ to tzw. elita. Oni mieli specjalne wejściówki 2- osobowe, które otrzymywali od znajomych Pań pracujących w kinie. Pracownicy mieli miesięczny przydział wejściówek i w ten sposób, mogli dorobić sobie do niskich pensji. Konik z tzw. elity niczym nie ryzykował, ponieważ sprzedawał wejściówkę 2 -osobową za taką samą cenę, co bilety kupowane w kasie. Wszyscy byli zadowoleni: panie z kina, konik i kupujący, ponieważ dostał upragniony bilet. Mało tego, kupione wejściówki miały najlepsze miejsca w kinie, bo nie było wtedy komputerów i bilety wypisywało się ręcznie.

Z biegiem lat obserwowałem upadek kina "Kosmos" i to było straszne dla nas, wychowanych przy tym miejscu.Na szczęście wyprowadziłem się do innej dzielnicy i nie musiałem na to patrzeć. Niebawem nie będzie "Kosmosu", nie będzie nas i mało kto będzie pamiętał kino, które w latach sześćdziesiątych było dumą Lublina.
Imię i nazwisko czytelnika do wiadomości redakcji

"Kosmos" cudownych lat sześćdziesiątych
O idzie kierowniczka! - panie, które siedziały w poczekalni przy kawce, dostawały podobno na mój widok bólu brzucha. Przez okno widziały, że idę i, że lada moment wejdę do "Kosmosu". Zrywały się wtedy na równe nogi i biegły czym prędzej do pracy. Tak przynajmniej po czasie mówili mi zaprzyjaźnieni bileterzy.

Od momentu, kiedy przyszłam na początku lat 60., twardo wyznaczałam reguły, wiedziałam, że tylko tak poradzę sobie z załogą, z którą nie do końca radził sobie mój poprzednik. Uważałam, że w pracy nie ma czasu na bezczynność. "Jeśli nie sprzątacie w tym momencie sali, to możecie na przykład plewić przed kinem" - mówiłam. Postarałam się o gazony, które stoją do dzisiejszego dnia. Żywopłot dookoła też my posadziliśmy. Zrobiłam przyzwoitą kawiarnię, taką jaka w kinie powinna być. Trochę tych rzeczy po mnie zostało… Pracownicy mieli dużo chęci i dobrze pracowali, jeśli się ich trochę zmotywowało. Byłam zdecydowana, kategoryczna i wymagająca, prawdopodobnie dlatego nie zostałam na stanowisku jeszcze dłużej - muszę przyznać, że jako szefowa byłam dla podwładnych dość niewygodna.

Jedną z moich zasad było to, żeby zawsze zobaczyć film, zanim wypuszczę go na ekran. Wydaje mi się, że to podstawowy obowiązek kierownika kina, nawet w obecnych czasach. Wtedy było wiadomo od jakiego wieku trzeba ustawić widełki - od 12, 16 czy 18 lat, i było o czym podyskutować z widzem, który wychodzi z seansu.
Pamiętam "Trzęsienie ziemi", pierwszy film stereofoniczny. Jeśli na przykład na ekranie szło płaczące dziecko, to ten płacz rozlegał się w całej sali i widziałam jak w ciemnościach ludzie odruchowo odwracają głowy, bo im się wydawało, że to się dzieje za ich plecami. Coś niebywałego!

Frekwencja była ogromna, zwłaszcza na sobotnio-niedzielnych maratonach filmowych. Sprzedaż biletów szła bardzo sprawnie. Ja brałam pieniądze, a kasjerka wypisywała miejsca i w ciągu godziny potrafiłyśmy tak sprzedać osiemset biletów. Nikt nie mógł dostać więcej niż cztery, bo bałyśmy się, że okaże się konikiem i będzie je potem sprzedawał po podwójnej cenie w drugim obiegu (oczywiście jeśli ktoś tłumaczył, że ma dużą rodzinę i poczciwie mu z oczu patrzyło, to robiłyśmy dla niego wyjątek ). Potrafiłam zresztą wyjść do koników przed kino - bo już wiedziałam jak wyglądają - i powiedzieć "Dziś nie kupujecie". Kasjerki też ich znały i nieraz odprawiały z kwitkiem.

Uwielbiałam tę pracę i do domu często wracałam późno w nocy, bo wszystko musiałam zawsze jako ostatnia posprawdzać. Wracałam ciemnawą ulicą Długosza i nawet nie zastanawiałam się, czy coś mi grozi, wychodząc z założenia, jak sama sobie niczego nie zrobię, to i nikt nie zrobi. Tamtym razem też tak myślałam. Dopiero, kiedy w niedzielę przyszłam koło czternastej do pracy, dwóch milicjantów oświadczyło mi: "Pani kierowniczko, pani jest nam winna kawę". "Kawiarnia jest tam, możecie sobie kupić" - odburknęłam, nie wiedząc o co chodzi. Potem wyjaśnili mi, że w przejściu przy Ogrodzie Saskim, tam gdzie dziś jest przystanek, zaczaili się na mnie koniki. Ale z tego, co pamiętam, to był jedyny taki przypadek.

Czymś wspaniałym były sylwestry, traktowałam je bardzo uroczyście. Puszczaliśmy filmy, można też było tańczyć w klubie "Pod Kosmosem", zrobionym w dawnym schronie. Zakładałam długą, czarną wizytową spódnicę i jakąś elegancką bluzkę. O północy przerywaliśmy film, wychodziłam ze starszym bileterem na scenę i składaliśmy widzom życzenia.
Danuta Połoncarz, kierowniczka 1963-1978. Wysłuchała Sylwia Hejno

Widelce a la Piszczałka
Miałem wtedy może z dziesięć lat, mieszkałem na wsi i wszelka podróż do miasta była nie lada przeżyciem, a co dopiero pójście do kina…

Pewnego razu mama zabrała mnie do Lublina, bo w FSC z okazji świąt Bożego Narodzenia ufundowano dzieciom darmowy seans w kinie ,,Kosmos". Przed kinem był oczywiście Mikołaj, którego się bałem i od którego dostałem jakąś paczkę. Pamiętam, że na ścianach wisiały czarno-białe plakaty, chyba z ,,Nad Niemnem" i czułem się jak w remizie strażackiej, bo to jedyne porównanie, jakie mi się wtedy nasuwało. Grali ,,Przyjaciela wesołego diabła" i to był mój pierwszy film w życiu. Nie pamiętam, co czułem oglądając go, ale ciągle o nim rozmyślałem i zrobił na mnie do tego stopnia wrażenie, że w domu nawet widelce powykrzywiałem na wzór widełek diabełka Piszczałka
Sylwester Kaproń

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski