Zaczęło się 3 stycznia, gdy marszałek województwa, Jarosław Stawiarski na konferencji prasowej ogłosił, że nastąpiło przyśpieszenie w wydatkowaniu pieniędzy z Regionalnego Programu Operacyjnego. - Gdy 21 listopada obejmowałem stanowisko, sytuacja w RPO nie była dobra. Wręcz skłaniała do refleksji, że rezerwa w programie może zostać zabrana przez Komisję Europejską. Wskaźniki, jakie mieliśmy osiągnąć na koniec ubiegłego roku, były mocno zagrożone - mówił i tłumaczył, że gdyby do końca 2018 r. lubelskie nie wyrobiło unijnych norm wykorzystania pieniędzy, to musielibyśmy zwrócić Komisji Europejskiej 6 proc. całego RPO czyli 570 mln zł..
Według marszałka zagrożenie było poważne, ale udało się go uniknąć. - Udało nam się doprowadzić do takiego poziomu wskaźników, że zagrożenia utraty środków już nie ma – mówił Stawiarski.
Michał Mulawa, przewodniczący sejmiku województwa winę za tę sytuację zrzucał na PSL i PO, które do jesieni rządzili regionem.