Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Koalicja Europejska, czyli eksperyment bez precedensu

Witold Głowacki
Witold Głowacki
Karolina Misztal/polska press
Koalicję tworzy pięć bardzo różnych partii. To nie jest powtórka z AWS, które skupiało liczne ugrupowania dające się objąć wspólnym mianownikiem. Tym razem mamy do czynienia z sojuszem ułożonym ze sprzeczności.

Montowana oficjalnie od początku lutego, a w rzeczywistości od późnej jesieni Koalicja Europejska skupia obecnie 5 partii - Platformę, SLD, PSL, Nowoczesną i Zielonych. Akces do niej zgłosili jeszcze Europejscy Demokraci - czyli partia „wyrzutków” z Platformy oraz Teraz - czyli kolejna po Nowoczesnej inicjatywa Ryszarda Petru. Nieoczekiwanie odżyło również kierowane przez Pawła Piskorskiego Stronnictwo Demokratyczne, które również chciałoby dołączyć do koalicji.

W Platformie nastroje są triumfalistyczne. Zawarcie koalicji jest traktowane jako wielki sukces i partii, i Grzegorza Schetyny. Politycy Platformy są przekonani, że Koalicja Europejska może być kluczem do pokonania PiS w wyborach do Parlamentu Europejskiego, powtarzają jak mantrę, że nastąpiło „zjednoczenie opozycji”, co ich zdaniem jest kluczem do „odsunięcia PiS od władzy”. I cieszą się, że powołanie koalicji poprzedził apel podpisany przez byłych premierów i ministrów III RP - w tym także tych wywodzących się z SLD. Niektórzy wspominają również o tym, że powołanie Koalicji Europejskiej bezpośrednio odwołującej się do dziedzictwa III RP jest znakomitym ruchem uprzedzającym w obliczu pogłosek o ewentualnym powołaniu wokół Donalda Tuska tzw. Ruchu 4 czerwca.

Dobre nastroje w największej partii opozycyjnej mają dość oczywiste uzasadnienie - w tej chwili Koalicja Europejska pod „przywództwem” Platformy jest według sondaży w stanie walczyć na w miarę równych prawach ze Zjednoczoną Prawicą o zwycięstwo w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Gdyby Platforma startowała osobno - nie byłoby to możliwe.

PRZECZYTAJ TEŻ:

Zarazem jednak Koalicja ulepiona jest ze sprzeczności. Składające się na nią partie zasiliłyby aż trzy różne frakcje Parlamentu Europejskiego. Ich elektoraty niekiedy płynnie się uzupełniają, niekiedy jednak są całkowicie rozbieżne. Podobnie jest z programami. Postulaty obyczajowe SLD jeżą włos na głowie politykom konserwatywnego skrzydła PO - ale dla wyborców Sojuszu mają charakter tożsamościowy. Zieloni z PSL są po całkowicie przeciwnych stronach sporu w sprawie praw zwierząt gospodarskich, uboju rytualnego, hodowli zwierząt futerkowych, jak i w wielu kwestiach związanych z ochroną środowisku - pamiętajmy, że są to sprawy niezmiernie istotne dla wyborców obu partii, stawiane przez nich na równi z gospodarką czy podatkami.

Gdzie kucharek sześć...

To, co opłaca się dziś - przed wyborami europarlamentarnymi - wcale niekoniecznie będzie opłacać się jesienią - przed wyborami do Sejmu. Klimat „pospolitego ruszenia” roztaczany wokół Koalicji przed wyborami do europarlamentu, przed wyborami krajowymi może zamienić się w atmosferę chaosu. Elektoraty SLD i PSL mogą się zaś za sprawą przystąpienia do koalicji znacząco skurczyć - podobnie jak rzecz miała się w ubiegłym roku z Nowoczesną. Wreszcie wszystkie wewnątrzkoalicyjne starcia i kłótnie - choćby o miejsca na listach, choćby o minimum programowe, choćby o ewentualny podział tortu po wyborach - będą rzutowały na postrzeganie koalicji przez wyborców. A to jest ogromnie ważne. W wypadku zwycięstwa w wyborach europejskich partie po prostu podzielą się mandatami i wrócą do swych zajęć. W wypadku zwycięstwa w wyborach parlamentarnych będzie jednak trzeba stworzyć rząd, rozpocząć obiecany proces odwracania - i w sposób względnie sterowny rządzić (co najmniej do sierpnia 2020 roku) w warunkach kohabitacji z prezydentem Andrzejem Dudą, co byłoby ekstremalnie trudnym zadaniem dla każdego rządu koalicyjnego. W wypadku koalicji 5 lub więcej partii - zadanie jest na granicy wykonalności.

Właśnie trwa negocjowanie „jedynek” do Parlamentu Europejskiego. Na tym etapie - co zresztą całkowicie zrozumiałe - ujawniają się największe paradoksy koalicji. Trwa na przykład spór o obsadę czołowych miejsc w Zachodniopomorskiem. SLD chce, żeby „jedynkę” dostał eseldowski weteran Sojuszu, czyli Bogusław Liberadzki. W takim wypadku „dwójką” miałby jednak zostać Bartosz Arłukowicz, który swego czasu wzmacniał „lewe skrzydło” Platformy przechodząc właśnie z SLD. Z kolei w Warszawie „jedynką” miałby być Włodzimierz Cimoszewicz - który musiałby się tu zetrzeć z Robertem Biedroniem, co rodzi zrozumiałe obawy. Na Kujawach i Pomorzu jedynką miałby być Radosław Sikorski, a dwójką Janusz Zemke z SLD. I tak dalej.

Każdemu według zasług?

Trwa też spór o same proporcje. Na razie SLD miałoby dostać aż 3 z 11 jedynek. PSL 2 lub 3 - z naciskiem na 3. Platforma resztę. Dla Nowoczesnej i Zielonych chwilowo nie jest przewidziane nic, może jakieś symboliczne „dwójki”.

Te targi od razu przypominają nam o tym, że w koalicji są równi, równiejsi i, hmm, mniej równi. Równiejszym jest Platforma. A pozostałe partie muszą podzielić się dwiema pozostałymi rolami. Ich pozycje przetargowe są bardzo różne, podobnie motywy, które brały pod uwagę ich kierownictwa, podejmując decyzje o przystępowaniu do koalicji.

Nowoczesna jest już od lat pod jawną presją ze strony Platformy, co ostatecznie skutkowało zejściem poniżej progu wyborczego w sondażach, jak i sprowadzeniem Nowoczesnej do roli w zasadzie satelity PO. Nowym zagrożeniem dla tej partii stało się powstanie Wiosny Roberta Biedronia, również walczącej o liberalny - zarówno gospodarczo, jak i światopoglądowo - elektorat. Biedroń przyłożył pistolet do głowy również SLD - dla tej partii pojawienie się na scenie Wiosny było zasadniczym powodem przystąpienia do koalicji. To samo - przy zachowaniu wszelkich proporcji - było również motywem Zielonych, w tym wypadku chodziło też oczywiście o próbę zaistnienia ugrupowania, które przynajmniej od momentu pojawienia się na scenie partii Razem znajdowało się w bardzo trudnym położeniu. Najbardziej złożone są motywy PSL - ludowcy mają pełną świadomość, że na wejściu do Koalicji Europejskiej mogą stracić to, co jest dla nich najcenniejsze - czyli zdolność do samodzielnego i skutecznego zarazem startu w jesiennych wyborach parlamentarnych. W przystąpieniu do koalicji upatrują swych szans na poszerzenie elektoratu także o wyborców miejskich.

Motywy całych partii to jedno, liczą się też osobiste ambicje liderów i aktualne sondaże. Przyjrzyjmy się temu, jak wyglądało to w wypadku poszczególnych ugrupowań.

Nowoczesna już bez wyjścia

Jeszcze w styczniu (jeśli nie w grudniu - nasze informacje są tu lekko sprzeczne) z inicjatywy Katarzyny Lubnauer zaczęły się rozmowy na temat stworzenia „małej koalicji” między Nowoczesną, SLD i PSL. Dopiero po jej zawarciu miałyby się rozpocząć właściwe rozmowy z Platformą. O co chodziło? O coś, o czym najlepiej wie właśnie Katarzyna Lubnauer. Wejście Nowoczesnej do Koalicji Obywatelskiej z Platformą przed wyborami samorządowymi ostatecznie opłaciło się tylko Platformie - notowana oddzielnie Nowoczesna w sondażach znalazła się trwale pod progiem. Co więcej, Grzegorz Schetyna nie miał żadnych skrupułów wobec mniejszego koalicjanta, gdy niedługo po wyborach w Nowoczesnej doszło do rozłamu.

Lubnauer usiłowała więc przestrzec Włodzimierza Czarzastego i Władysława Kosiniaka-Kamysza przed podobnym losem. Chciała też zawrzeć trójstronny sojusz, który dałby trzem mniejszym partiom przynajmniej teoretycznie zauważalnie silniejszą pozycję w relacjach z Platformą. Doszło do kilku spotkań, ale potem plan się rozmył. A inicjatywę przejęła Platforma.

PSL weszło do koalicji z pełną świadomością, że może to odebrać partii zdolność do przekroczenia progu w jesiennych wyborach

Rozmowy o powstaniu Koalicji Europejskiej mają swą genezę jeszcze w przymiarkach do stworzenia możliwie szerokiej wersji Koalicji Obywatelskiej przed wyborami samorządowymi. Wtedy to się nie udało, a na wspólny start z Platformą zdecydowała się tylko Nowoczesna. Dziś partia Katarzyny Lubnauer jest zakładnikiem tamtej decyzji sprzed niemal roku. W grudniu, w efekcie sondażowych spadków, Nowoczesna niemal się rozpadła. Do klubu Platformy, który z tej okazji zmienił nazwę na Klub PO i Koalicji Obywatelskiej przeszło ośmioro posłów Nowoczesnej z Kamilą Gasiuk-Pihowicz na czele. W sejmowej reprezentacji Nowoczesnej pozostało tylko czternaścioro posłów - o jednego mniej niż wynosi minimum dla klubu poselskiego. Ostatecznie partię Lubnauer poratowali Europejscy Demokraci - „wypożyczając” Nowoczesnej brakującego posła w osobie Jacka Protasiewicza. Ta trauma nie stała się jednak dla Nowoczesnej bodźcem do opuszczenia orbity Platformy - w tej chwili nie widać zresztą kierunku, w którym N. mogłaby podążyć, gdyby próbowała odzyskać samodzielność. Potencjalne wolne miejsce na scenie zajął Robert Biedroń.

SLD między młotem Wiosny a kowadłem Platformy

SLD podejmowało swoją decyzję chwilę po inauguracyjnej konwencji Wiosny Roberta Biedronia na warszawskim Torwarze i tuż po publikacji pierwszych sondaży, które dawały Biedroniowi szansę nawet na 16 proc. głosów. Dodajmy, że wcześniej - najprawdopodobniej bez konsultacji z macierzystą partią - swoje poparcie obiecał Koalicji Europejskiej były premier Leszek Miller, apel i jej utworzenie podpisali wraz z nim również Włodzimierz Cimoszewicz i Marek Belka. To wszystko sprawiało, że sytuacja SLD w chwili podejmowania decyzji zdecydowanie nie była godna pozazdroszczenia.

- Prawda jest taka, że znaleźliśmy się między młotem a kowadłem. Z jednej strony udany, nie da się tego ukryć, start Biedronia i oczywiste niebezpieczeństwo, że sam efekt nowości przeciągnie na jego stronę część naszych wyborców. Z drugiej - manewr Platformy z Millerem i Cimoszewiczem, który z kolei mógł nadkruszyć nasz najwierniejszy elektorat. Naszym wyborcom naprawdę zależy na przerwaniu rządów PiS - także z zupełnie elementarnych, godnościowych powodów. Im gorsze byłyby nasze sondaże, tym większe prawdopodobieństwo, że część z nich taktycznie zagłosowałaby na Platformę. Mieliśmy więc do wyboru albo kopać się z koniem, albo przyjąć opcję względnie bezpieczną dla partii - tłumaczy nam jeden z uczestniczących w podejmowaniu decyzji polityków SLD.

Oficjalnie delegaci na konwencję SLD głosowali w tej sprawie niemal jednomyślnie - tylko trzech było przeciw. Decyzja obudziła jednak niemało kontrowersji w partyjnych szeregach. W mediach można było usłyszeć komentarze o „sprzedaniu się” Platformie za darmo.

PSL robi „Szalonego Iwana”

- Kierownictwo PSL miało w ręku badania, z których wynikało, że jeśli ludowcy przystąpią teraz do koalicji z nami, to mogą stracić zdolność do samodzielnego przejścia progu wyborczego jesienią. A i tak się na to zdecydowali - mówi nam wyraźnie zadowolony polityk PO.

Są powody, dla których to zadowolenie trudno zrozumieć. Owszem, Platformie udało się osiągnąć cel i zjednoczyć wszystkie partie parlamentarnej opozycji wraz z SLD i Zielonymi pod jednym sztandarem. Ale akurat w wypadku PSL może się to okazać bardzo kosztowne. To ludowcy są bowiem jedyną partią opozycji, która jest w stanie konkurować o głosy z PiS - i vice versa. Tym samym są jedyną partią, która potencjalnie może odebrać partii rządzącej część głosów elektoratu wiejskiego. Warunkiem do tego byłby jednak samodzielny start w wyborach - przede wszystkim parlamentarnych. Wejście w koalicję z Platformą z całą pewnością przekona część wiejskich wyborców - tych, o których PSL i PiS toczą nieustanną walkę - do głosowania na partię rządzącą. To zaś oznacza, że na wejściu PSL do Koalicji Europejskiej może bezpośrednio zyskać PiS.

Pytam więc wprost dobrze zorientowanego ludowca o motywy tej ryzykownej z punktu widzenia PSL decyzji.

- Kto nigdy nie ryzykuje, ten nigdy nie wygrywa. Wydaje mi się, że Władek naprawdę uwierzył, że może zostać liderem opozycji. I kto wie, czy rzeczywiście nim nie zostanie - w sondażach jest od miesięcy oceniany dużo lepiej niż Schetyna, jest świetnym przywódcą - i co najważniejsze, można mu ufać. To nie jest człowiek, który powie komuś w oczy jedno, a zrobi drugie. Wiem też, że od dawna marzy mu się to samo, co momentami marzyło się i Pawlakowi - żeby PSL „poszło w miasto” tak samo, jak od pokoleń idą w miasto dzieci naszych wyborców - i rozszerzyło swój elektorat - tłumaczy rozmówca z PSL. Jest coś jeszcze. Pewne wspomnienie.

- Pamiętam, jak się cieszyliśmy, jak chyba 12 lat temu sam Leszek Kołakowski powiedział „Dziennikowi” tuż przed wyborami, że popiera właśnie PSL. Szczerze mówiąc nie spodziewaliśmy się, że największy żyjący polski filozof wybierze akurat naszą partię. I chyba od tamtego czasu wciąż powraca myśl, że PSL może docierać też do inteligentów, do klasy średniej. Osobiście niespecjalnie w to wierzę - mówi ludowiec.

Czy duch Leszka Kołakowskiego pomoże ludowcom, tego nie wiemy. Wiemy za to, że PSL wzięło na siebie ogromne ryzyko. -Trochę to trwało, ale powstaje największa koalicja. Jest to odpowiedź na prośby Polaków. Mówili nam: musicie iść razem - tak tłumaczył decyzję swej partii Władysław Kosiniak-Kamysz. - Międolenie się skończyło - dorzucił jeszcze lider PSL.

***

Nikt spośród liderów koalicyjnych partii nie zaprzecza, że Koalicja Europejska jest przymiarką i testem przed ewentualnym wspólnym startem w jesiennych wyborach parlamentarnych. Takie spojrzenie na KE jest jak najbardziej racjonalne - przyjmując je, od razu dostrzegamy całą paletę potencjalnych zagrożeń, z którymi muszą się zmierzyć konstruktorzy ewentualnej przyszłej koalicji. Spośród nich najtrudniejsze wyzwania są trzy. Po pierwsze - jak zachować sterowność politycznego sojuszu pięciu lub więcej partii i przekonać wyborców, że taka koalicja jest w stanie skutecznie rządzić, a nie utonąć w sporach o personalia, prestiż i szczegóły. Po drugie - jak sprawić, by sondażowe i wyborcze poparcie dla koalicji nie okazało się niższe niż suma wyników tych samych ugrupowań startujących oddzielnie. Po trzecie wreszcie - jak sformułować minimum programowe akceptowalne dla wszystkich stron i jednocześnie nadające się do realnego przeciwstawienia obietnicom PiS.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Koalicja Europejska, czyli eksperyment bez precedensu - Portal i.pl

Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski