Konferansjerzy słowem wstępu powiedzieli publiczności, iż to co wydarzy się na dziedzińcu Zamku Lubelskiego jest połączeniem tego, co wydaje się niemożliwe do pogodzenia. I tu z mojej strony głośne weto: Nie! To nie była prawda!
W tegorocznej edycji pojawili się bowiem wybitni jazzmani, a kto choć trochę zna naturę polskiego jazzu ten wie, iż jego cechą charakterystyczną są ludowe motywy i tematy. Polish jazz garściami czerpie z rodzimego folkloru i warto o tym pamiętać. No proszę posłuchać chociażby takiego Zbigniewa Namysłowskiego.
Otwarcie unikanego koncertu należało do jazzmanów Adama Bałdycha i Krzysztofa Dysa, którzy weszli w muzyczny dialog z ludowym skrzypkiem Janem Kmitą i jego kapelą. Wybrzmiały skoczne oberki: otwierał je Bałdych, potem do głosu dochodzili folkowcy i robiło się naprawdę skocznie.
Krystalicznie czysty fortepian Dysa wspaniale kontrastował z podwórkową sekcją rytmiczną, a apogeum stanowił moment, gdy wszyscy osiągnęli właściwy timing i już nie wiadomo było, czy to jazz na ludowo, czy muzyka folkowa z domieszką jazzu. Licznie zgromadzona publiczność szczelnie wypełniająca przestrzenie zamkowego dziedzińca to zauważyła: dała się ponieść bijącej ze sceny energii ruszając w tan.
Następną parą była Katarzyna Groniec z Zespołem Śpiewaczym z Dobrowody (Walentyna Klimowicz, Nina Jawdosiuk oraz Barbara Jakimiuk). Nowoczesny aranż muzyczny nadany podlaskim pieśniom obrzędowym sprawił, że otrzymaliśmy bardzo melodyjne, od razu wpadające w ucho piosenki.
Charakterystyczny wokal Groniec wspaniale współbrzmiał z ludowymi zaśpiewami podlaskich dam. Może panie pomyślą, aby okazjonalny lubelski projekt przekuć na coś trwalszego. Wydaje się, że miejsce na listach przebojów byłoby gwarantowane.
Później jazz ponownie zaczął kolaborować z muzyką ludową. Tym razem szyki zwarli: Dorota Miśkiewicz i Henryk Miśkiewicz z Janiną Pydo i kapelą Butryn/Pikula/Deptuła. Prawdy życiowe śpiewane przez parę Miśkiewicz/Pydo zyskiwały jazzowego sznytu za sprawą klarnetu i saksofonu.
Gwiazdą tego występu jednogłośnie okrzyknięta została pani Janina Pydo, która w swojej przyśpiewce na zakończenie wyjawiła wiele egzystencjalnych wskazówek.
Po krótkiej przerwie na scenę wyszła Brodka, Barbara Biegun i Kapela Ficek/Blachura. Nadszedł czas na fuzję elekto-popu z tradycyjną muzyką z Żywca. Te światy nie okazały się jednak zbyt odległe od siebie bo przecież Brodka to rodowita żywiecka góralka.
Zresztą, jej autorska piosenka „Szysza”, która wybrzmiała na re:tradycji, nie odbiegała daleko od oryginału, na którym również słychać przecież góralskie dudy. Brodka weszła również w wokalny dialog z panią Barbarą Biegun odkrywając przed publicznością swe korzenie.
Koncert Brodki był chyba najkrótszy, pozostawił może jakiś niedosyt, bo jak już ma się taką gwiazdę, tak blisko to chciałoby się i jeszcze i więcej. Z tym niedosytem pozostaje nam czekać na kolejną, 14. edycję jarmarkowych re:tradycji.
POLECAMY PAŃSTWA UWADZE:
- Motor - Orlęta 0:0. Rozczarowanie na Arenie. Zobacz zdjęcia
- Gdzie w woj. lubelskim najwięcej ślubów, a gdzie rozwodów?
- Te miejsca zmieniły się nie do poznania. Zobacz zdjęcia!
- Jarmarkowa potańcówka. Tradycyjne melodie porwały do tańca
- W lasach coraz więcej grzybów. Zobaczcie zdjęcia Czytelników
- Lublin na Instagramie. Nasze miasto piękne jak nigdy dotąd
Nie tylko o niedźwiedziach, które mieszkały w minizoo w Lesznie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?