Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Koronawirus w Niedrzwicy. Syn dzwoni do matki: „Nie wychodź z domu”

Sławomir Skomra
Sławomir Skomra
Szkoły i przedszkola są pozamykane. Ze sklepu ludzie wychodzą obładowani zakupami. Ksiądz na mszach będzie mówił o zasadach bezpieczeństwa. - Jak się dowiedziałam, że jest koronawirus, to musiałam wziąć dwie tabletki na ciśnienie - mówi pani Teresa z Niedrzwicy Dużej.

W szpitalu w Bełżycach leży pacjent zarażony koronawirusem, mieszkaniec Niedrzwicy Dużej pod Lublinem. To pierwszy przypadek w województwie lubelskim. Mężczyzna prawdopodobnie został zarażony przez syna, który wrócił z krótkiego pobytu we Włoszech. Syn nie ma objawów, ale jest izolowany w lubelskim szpitalu. Także w szpitalu, na oddziale zakaźnym, znajdują się pozostali członkowie rodziny pacjenta.

Na początku była beka

Informacja o tym, że jeden z mieszkańców Niedrzwicy Dużej jest zakażony koronawirusem, dotarła do miejscowej społeczności we wtorek wieczorem. Niektórzy dowiedzieli się z portali internetowych, innym wiadomość przekazali sąsiedzi. – Na początku beka była, że szkołę zamknęli i luz. Ale potem tak myślę, że to poważna sprawa i może być różnie – mówi młody chłopak spotkany przez nas w środę w Niedrzwicy.

Widać tam nerwówkę. Najbardziej chyba w sklepach. - Wszyscy pełnymi koszykami zakupy wynoszą – mówi sprzedawczyni z delikatesów w centrum miejscowości. Niemal bez przerwy środkiem czyszczącym spryskuje blat lady i energicznie przeciera szmatką. – Myjemy też koszyki – dodaje.

Najazd na sklep zaczął się w środę z samego rana. – Ludzie się boją. Kupują towar z długim terminem ważności: makaron, ryż, konserwy i mięso do mrożenia. Cały czas mam ruch, nawet nie miałam czasu przejść się po sklepie, zobaczyć czego na półkach brakuje – mówi sprzedawczyni.

Ale w środę koło południa z zaopatrzeniem nie było problemu. Choć są i klienci mający pretensje do sprzedawców, że czegoś brakuje. Pytają głównie o spirytus. – Towar przyjechał rano. Do wieczora pewnie sklep będzie już pusty – zwiastuje kobieta stojąca za ladą.

Swoje sprawunki przy kasie właśnie wykłada starsza pani. Rachunek wynosi niemal 120 złotych, ale jak mówi klientka, nie przygotowuje się specjalnie na epidemię. – Coś tam mam w domu, ale i tak suche rzeczy kupuję – przyznaje i dodaje, że o wirusie dowiedziała się we wtorek z telefonu od syna. – Siedzi w tym komputerze, to wie – opowiada.

Plotki, plotki...

Szkoła i przedszkole przy głównej trasie są zamknięte. Na drzwiach nie ma o tym informacji, ale każdy, z kim rozmawiam dobrze wie, jaka jest sytuacja. Niedaleko szkoły trzech młodych chłopaków stara się zabić czas siedząc w samochodzie i słuchając muzyki puszczanej z komórki. Posiedzą tak jeszcze trochę, a potem pójdą grać w gry komputerowe. – Coś trzeba robić w tym czasie – mówi jeden z nich, a drugi dodaje. – Na razie szkoła jest zamknięta do piątku, ale pewnie będzie to trwało dłużej.

Miejscowa plotka głosi, że w szpitalu w Bełżycach zmarł zarażony pacjent. Taką wersję słyszymy niemal od każdego spotkanego. - Znam jego syna. W porządku jest. Na nic się nie skarżył – opowiada jeden z chłopaków.

Część mieszkańców nie wychodzi z domów. Gdy pukamy do ich drzwi, to rozmowa jest krótka i rzeczowa. – Myję ręce, dezynfekuję, nie wychodzę – relacjonuje jedna z mieszkanek.

Inni wychodzą na dwór i sami widzą, że nerwówka udzieliła się mieszkańcom tej podlubelskiej miejscowości. Na niewielkim placyku w centrum codziennie rozstawiane były dwa stragany z warzywami. W środę w tym miejscu jest pusto. – Może przez deszcz, ale bardziej to przestraszyli się choroby – ocenia pani Krystyna. Właśnie wraca w zakupów prowadząc leciwy czerwony składak.
O wirusie dowiedziała się wieczorem, gdy zadzwonił syn. Była godzina 21.30. – Powiedział: mamuś, nie wychodź z domu. Aż mi ciśnienie skoczyło. Miałam 210 na 118. Aż dwie tabletki pod język wzięłam – opowiada.

Dzwonią z pracy: „nie przychodź"

Jak mówią nam w Niedrzwicy, osoby, które pracują w Lublinie, nie poszły w środę do pracy. Zostały w domu. – Rano były telefony od szefów, żeby nie przychodzili – zdradza jedna z mieszkanek.

Z ustaleniem, kto jest chory, mieszkańcy Niedrzwicy nie mieli najmniejszego problemu. Momentalnie rozeszła się informacja, że osoba z koronowirusem to przedsiębiorca działający w branży jubilerskiej. Jego żona pracuje w miejscowej szkole. Wirusa przywiózł z Włoch ich syn. – Ja to bym jej głowę ukręciła. Przecież od razu bym synowi powiedziała, jak wrócił z Włoch: synku, z samochodu nie wychodź, tylko jedź na badania. A on chodził dwa tygodnie, zarażał. Był w sklepie mojego syna – denerwuje się jedna ze spotkanych mieszkanek. – A ta pani, to co? Przecież do pracy chodziła, uczyła dzieci! – nerwy nie ustępują.

Dlatego właśnie władze gminy poleciły dyrektorowi szkoły sporządzić listę uczniów, która została przesłana do sanepidu.

Atmosferę podgrzewa informacja, że w ubiegłym tygodniu w jednej ze szkół zorganizowano spotkanie dyrektorów placówek. Mówiono o koronawirusie i ponoć była na nim żona chorego pacjenta. - Takie spotkanie się odbyło, ale nie byłem na nim, nie mam informacji, czy ta pani tam była – komentuje zastępca wójta Łukasz Czarnomski.

Miejscowy ksiądz na mszach będzie mówił o zasadach zachowania bezpieczeństwa. – Rozmawialiśmy z księdzem proboszczem w tym zakresie. Staramy się, aby ta informacja dotarła do mieszkańców z różnych stron – mówi zastępca wójta. – Wszystkie działania do nas należne staramy się odpowiednio wykonywać - podkreśla.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski