Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krzysztof Zalewski: Czego się najbardziej boi w życiu?

Artur Borkowski
Urodził się 29 lat temu w Lublinie. W 2003 roku wygrał "Idola". Rok później, jako Zalef, wydał płytę "Pistolet". Krzysztof Zalewski opowiada o nowym albumie "Zelig" i tęsknocie za dzieciństwem w rodzinnym mieście.

Dom Kultury "Kolejarza". Mała salka i Ty. Długie, kręcone, czarne włosy. Skórzana kurtka. I wzrok wbity w ziemię. Takiego Cię poznałem. Który to mógł być rok?
Faktycznie w "Kolejarzu" mieliśmy przez jakiś czas próby. Pamiętam to. To było w okolicach wydania "Pistoletu". I jak przyszedłeś to zdaje się, graliśmy "Cięte drzewa".

Minęło prawie dziesięć lat i dajesz nam najlepszą męską muzykę w tym roku w Polsce.
Dziękuję.

"Zelig" to podsumowanie Twojej muzycznej prawie dekady?
Poniekąd. Może nie dekady, bo najstarsze numery na tej płycie są z 2006-2007 roku. Nie jestem pewny, ale właśnie gdzieś w tym czasie huknąłem "Spaść" i "Folyn". No i potem, po kolei każdego roku do szuflady wkładałem kilka, czasami kilkanaście piosenek, kilkadziesiąt pomysłów, szkiców bez tekstów. I jak się okazało, że mamy wydawcę, wybraliśmy z Marcinem Borsem (wybitny producent muzyczny - przyp. A.B.) najpierw 13, a po negocjacjach z Kayaxem 10 kawałków. Poszliśmy na kompromis i stwierdziliśmy, że zrobimy krótką płytę, bo rzeczywiście są na niej numery dosyć intensywne, jest mnóstwo informacji. Więc, żeby dało się to przesłuchać w całości i naraz i, żeby nie zmęczyć słuchacza, skróciliśmy krążek do dziesięciu piosenek.
Siłą rzeczy przez to, że piosenki powstawały w różnych latach, opowiadają o różnych Krzyśkach Zalewskich. Jak masz jakieś przygody - piszesz o nich. Jak jesteś wesoły, smutny, zdrowy, chory, to wszystko ma wpływ na to, co robisz.

Dla mnie jesteś superwrażliwcem.
Aż tak bym się nie rozpędzał, że superwrażliwcem. Na pewno nie mam jakiejś bardzo grubej skóry, ale bez przesady. Żeby wytrzymać w tej branży i jeszcze wychodzić na scenę jako frontman, musisz być przygotowany na to, że nie każdemu przypadniesz do gustu i czasami ktoś wytrze sobie tobą gębę.

Jestem wrażliwy, dlatego zająłem się muzyką, a nie budowlanką, nie ujmuję budowlańcom wrażliwości (śmiech); ale takim człowiekiem zupełnie bez skóry nie jestem.

W piosence "Jaśniej", która otwiera płytę i wkrótce teledysk do niej będzie promował "Zeliga", stawiasz pytanie: czego najbardziej się boisz? Słucham Krzysztofie.
Boję się najbardziej, że zmarnuję, jak to ładnie powiedzieć, że zaprzepaszczę to, co przez los zostało mi dane. Że nie wykorzystam szansy. Nie jestem w tej chwili specjalnie wierzący, ale jednak przypowieść o talentach to jest coś, co mi mocno towarzyszy przez całe życie. No i skoro już los czy Bozia, czy jak tam to nazwać, wyposażyły mnie w głos i umiejętność pisania piosenek, to chciałbym się rozwijać i wykorzystać maksymalnie to, co umiem.

Najbardziej boję się tego, że z lenistwa albo z jakiegoś oportunizmu, ze zgody na okoliczności, obniżę sobie poprzeczkę, przestanę walczyć, starać się, przestanę się zaskakiwać. Tego boję się najbardziej.

Czy "Zelig" nie jest zbyt trudny dla słuchacza popu?
Nie mam pojęcia, nigdy się nie zastanawiałem nad swoją twórczością w tych kategoriach. Chociaż właściwie zawsze odrobinę trzeba się zastanawiać, stąd też te najbardziej poszarpane piosenki, najbardziej zappowskie czy heavymetalowe odłożyliśmy na półkę, żeby ten album dało się jakoś zamknąć, żeby był zjadliwy. Wybraliśmy raczej najprostsze kompozycje, na zasadzie zwrotka - refren.

Czy moja płyta spodoba się popowcom? To się okaże. Wiadomo, że życzyłbym sobie, aby album sprzedawał się jak najlepiej, ale nigdy w życiu nie poświęciłbym muzyki dla popularności. Nie zrobiłbym piosenki, która by mnie nie kręciła. Starałem się zrobić takie numery, które spodobają się możliwie jak największej liczbie ludzi, ale przede wszystkim najpierw musiały spodobać się mnie.
Filmowy "Zelig" to człowiek kameleon. Grający go Woody Allen ma superzdolności adaptacyjne do każdej sytuacji. Ty mi się takim nie wydajesz.
Tytuł płyty nie wynika z potrzeby kompromisu Zalewskiego, ale jest to w jakimś sensie wypadkowa mojego życiorysu. Los tak mnie rzucał, że grałem z kompletnie różnymi składami. Musiałem się dogadywać. I to robiłem. Adaptowałem się do przeróżnych sytuacji. Wystarczyło, że pojechałem na tydzień grać z Heyem, Brodką czy Muchami i Bors w studiu mówił: ty znowu inaczej mówisz, inaczej wyglądasz itd. Chyba trochę się tak działo. Jeden dziennikarz powiedział mi niedawno, że skoro jestem taki Zelig, to powinienem się dostosować do istniejących trendów muzycznych i nagrać coś w stylu "erefemowskiego" czy "zetkowego" hita.

Mój "zeligizm" polega bardziej na tym, że potrafię się wpasować w różne środowiska i czuję się komfortowo i z Muchami, gdzie są kompletne koszary, i w ekipie Brodki, gdzie jednak trzeba się trochę lepiej ubrać, a na pokładzie busa są trzy kobiety i zupełnie inaczej wszyscy się zachowują. "Zelig" jest też nawiązaniem do tego, że na płycie każda piosenka jest troszkę w innym stylu, odsłania inny kawałek mojej twarzy.

Jaka jest muzycznie Twoja nowa płyta?
O kurczę, najprościej byłoby powiedzieć, że jest to płyta nagrana po 2000 roku. Więc są na niej różne sztuczki produkcyjne, jest na niej nowoczesność. Ale generalnie najwięcej zrzynałem z Bowiego i Beatlesów (śmiech). A do tego jest jeszcze odrobinę słowiańskich melodii , np. w "Gatunku" czy w "Zbożach".

Nie zgadzam się z tym zrzynaniem.
Powiedziałem to oczywiście w cudzysłowie. Ale właśnie tych twórców darzę największą estymą. Już dawno się w nich zapatrzyłem i troszkę pomysłów im podkradłem. Przynajmniej się starałem.

Twoi wokalni idole?
Bowie jest ewidentym królem świata z tych żyjących. Od dzieciństwa byłem wpatrzony we Freddiego Mercury'ego. On miał na pewno największy wpływ na moje śpiewanie. Ale nie można też zapominać, a często się to dzieje w rozmowach, o wielkich wokalistach i kompozytorach, o Lennonie i McCartneyu. Kiedyś miałem okres absolutnej fascynacji Chrisem Cornellem, ale też uwielbiam Mike'a Pattona czy Bjork. Wiadomo, że Niemen jest niedoścignionym wzorem, jeżeli chodzi o Polskę.

Tęsknisz za Lublinem?
Oczywiście, chociaż nie wydaje mi się, żebym był człowiekiem, który zbyt przywiązuje się do miejsca. Mieszkam teoretycznie we Wrocławiu od prawie dziesięciu lat, ale w ubiegłym roku, jak policzyłem, byłem w domu sześć miesięcy. Pozostałe pół roku spędziłem w studiu, na koncertach, przynajmniej trzy tygodnie w pociągu.

Tęsknię za dzieciństwem, beztroską czasów licealnych, które spędziłem w "Stasiu".

Krzysztof Zalewski i Skubas
w klubie Graffiti. Niedziela (1 grudnia), godz. 19.30. Bilety 30-35 zł.

Codziennie rano najświeższe informacje z Lubelszczyzny prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski