Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ks. dr Jarosław Jęczeń z KUL o Wigilii i Bożym Narodzeniu

Dorota Krupińska
Ks. dr Jarosław Jęczeń.
Ks. dr Jarosław Jęczeń. Małgorzata Genca
Ksiądz doktor Jarosław Jęczeń z Katedry Życia Społecznego KUL, mówi o tym, czym dla katolików są święta Bożego Narodzenia.

Czym są, a może czym powinny być, dla katolików święta Bożego Narodzenia?

Odpowiedź nie jest prosta ze względu na bogactwo treści, jakie niosą te święta. Z jednej strony to fakt historyczny, że Chrystus przyszedł na Ziemię w Betlejem. Oczywiście możemy się spierać co do dat, ale chrześcijanie widzą w tym wydarzeniu początek tajemnicy swego Odkupienia. To wyjątkowe słowo w języku polskim. Brzmi bardzo doniośle, ale oddaje prawdę o miłości Boga do człowieka. Nie usłyszymy tego w żadnej przedświątecznej reklamie, na banerach. Chrystus przyszedł na świat dwa tysiące lat temu, żeby odkupić, wykupić człowieka. Pojawia się zaraz pytanie: od czego wykupić? I co to jest odkupienie? Dla wielu jest to słowo obce, dla innych niezrozumiałe, jeszcze innym współczesny świat przesłonił rozumienie tego słowa. Chrystus przyszedł na świat, by wykupić nas od tego, co w człowieku jest słabe, a tego doświadczamy wszyscy. Słabi jesteśmy na wielu płaszczyznach życia, tego materialnego i duchowego. Popełniamy błędy, mamy wady, dostrzegamy w nas zło i grzechy.

Rodzi się pytanie, co z tą naszą słabością począć. Nam, ludziom wiary, pomaga tajemnica Wcielenia Syna Bożego, narodzin Jezusa. Właśnie w te świąteczne dni wyjątkowo brzmią słowa kolędy: "A Słowo Ciałem się stało i mieszkało między nami". Chrystus, Syn Boży, stał się człowiekiem, jednym z nas i przychodzi, by nam pomóc, wykupić nas. Przychodzi w rodzinie, w niej jest początek naszego Odkupienia. W te dni nie może umknąć naszej uwadze także ta tajemnica, dziś kontestowana - tajemnica rodziny.

Rzeczywiście, mam wrażenie, że to przesłanie świąt gdzieś nam umyka.

O tym się nie mówi, co nie oznacza, że współczesny świat nie szuka sposobów, by "zaradzić" naszym słabościom. Propozycji jest co niemiara. Wystarczy spojrzeć na przedświąteczny krajobraz w naszych sklepach, wszechobecne reklamy, promocje, hałasującą radość. Ale czy to jest lekarstwo na nasze słabości, nasze zmęczenie, troski codziennego życia? Owszem, radość jest lekarstwem, ale… Spoglądam na ludzi w kościele, na ulicy. Na twarzy smutek, może zmęczenie, zamyślenie. I myślę, że potrzebują innej radości - właśnie tej prawdziwie betlejemskiej, która jest Dobrą Nowiną. Wierzę, że możemy zawsze ją odkryć. I jak niegdyś spis ludności czy polityczne pragnienia Heroda nie zagłuszyły świętej nocy w Betlejem, tak i dziś…

Powinniśmy więc w święta zatrzymać się na chwilę. Zastanowić się nad swoim życiem, dokąd zmierzamy, czego nam tak naprawdę potrzeba?

Tak. Nie można tego lepiej ująć. Kościół daje nam taką możliwość. Dużo ludzi korzysta z tego. Mam wrażenie, że nawet więcej niż rok czy dwa lata temu. Kończy się już adwent, czas oczekiwania na przyjście Chrystusa, czas przygotowania do świąt. Nie dostrzegłem w serwisach telewizyjnych, migawki o roratach, że o godzinie 5 rano wstają dzieciaki, biorą lampiony i idą do kościoła na Mszę Świętą. Dla dzieci nie jest tak łatwo wstać. I to codziennie. Ale ich to cieszy, że są razem, że tworzą wspólnotę. Mam przyjaciela w Puławach, który od lat organizuje roraty w parafii św. Rodziny; tam na roraty przychodzi około stu dzieci. Jedzą potem wspólnie śniadanie i idą do szkoły. To jest właśnie ta chwila, by zastanowić się razem z rodzicami, po co ja rano wstałem, po co niosę to światło, co ono oznacza. Że to symbol Chrystusa, który jest światłością świata, jest światłością dla mojego życia. To Światło - Chrystus rozświetla prawdziwie to, co jest ciemnością i słabością. Oprócz rorat są rekolekcje, a to doskonały czas nad refleksje, na skorzystanie z sakramentu pokuty i pojednania. Ludzie przychodzą do kościoła. Potrzebują tego. Wbrew temu, co podają statystyki, nieprzychylne Kościołowi newsy, a czasem niestety i smutna prawda o niemoralnych zachowaniach kapłanów. Wszyscy potrzebujemy zamyślenia, potrzebujemy rachunku sumienia, bardziej niż "świątecznego szaleństwa". Na tydzień przed Bożym Narodzeniem, dostałem SMS-a z USA z życzeniami świątecznymi. Trochę za wcześnie.

W sklepach ozdoby świąteczne pojawiają się już od razu po Święcie Zmarłych.

Tak, szczególnie w tzw. sieciówkach. W tradycji kościoła przeżywanie wielkich świąt, wiązało się z czasem nazywanym Oktawą. To osiem dni rozważania i świętowania danej tajemnicy wiary. Ma to miejsce szczególnie w odniesieniu do Narodzenia Pańskiego i Zmartwychwstania Pańskiego. Świat komercji proponuje zupełnie coś odwrotnego, świętowanie miesiąc wcześniej. Oczywiście wcześniej jest adwent, nawiązujący do Bożego Narodzenia, ale tu nie możemy porównywać tych dwóch porządków: duchowego i komercyjnego. Są od siebie bardzo odległe. Do świąt trzeba się przygotować duchowo: najpierw duch, potem ciało, nie odwrotnie.

Porozmawiajmy o Wigilii. To jedyna taka noc w roku. Dlaczego jest taka niezwykła? Towarzyszą jej podniosłe emocje.

Bo towarzyszy nam radość, nadzieja. Ta prawdziwa radość i prawdziwa nadzieja. To, co autentyczne w nas, jest podniosłe i stąd tyle emocji od najmłodszych po tych najstarszych. Pierwsza gwiazdka na niebie otwiera skarbiec radości, jaką jest wigilijne spotkanie w rodzinie. Najpierw oczekujemy na siebie, gromadzimy się, zapraszamy wzajemnie, przygotowujemy wieczerzę, a wszystko to podporządkowane jest jednemu oczekiwaniu - na przyjście Chrystusa! Wiemy o tym doskonale, każdy z nas ma za sobą wiele Wigilii. Emocje, bicie serca są czasem nie do wyrażenia. Stąd i łzy się pojawiają: łzy radości, ale i czasem łzy cierpienia, bólu po stracie bliskich, bólu z trudnej sytuacji życiowej. Mamy bezdomnych, ubogich, mamy rodziny z problemami uzależnień alkoholowych… Gdzieś jednak zawsze tli się nadzieja, że będzie lepiej; gdzieś zawsze jest mała radość. A źródłem jej jest Chrystus! Zapewne i w tym roku, kiedy kolejny raz będziemy łamać się opłatkiem, przeżyjemy niepowtarzalne chwile dla naszego ducha, dla naszej rodziny czy wspólnot z miejsc pracy, gdzie też wcześniej dzieliliśmy się opłatkiem. To piękna nowa tradycja, gdzie dajemy świadectwo naszej prawdziwej radości płynącej z faktu Odkupienia.

Wigilia to nie tylko emocje i radość, ale to wieczerza pełna symboli, zwyczajów.

Tak, wiele zależy od rodziny, od wychowania i od tego, jak w domach kultywuje się tradycje, czy mówimy o tych symbolach i co one oznaczają. To zadanie dla katechetów, duszpasterzy, ale i dla mass mediów. Jest wiele pięknych zwyczajów, symboliki. Mówimy wręcz o liturgii domowej tego dnia. Wspomniana pierwsza gwiazdka, sianko, które kładziemy pod biały obrus, zapalona świeca symbolizująca obecność Chrystusa. Ilość postnych potraw. Wolne miejsce przy stole. Rodzi się czasem tylko pytanie, czy jesteśmy skłonni przyjąć kogoś, jeżeliby w noc wigilijną zapukał do naszych drzwi… Zdarzają się takie sytuacje. To jedno wolne miejsce wiąże się także z pamięcią o naszych zmarłych. W Wigilię modlimy się za nich. Wcześniej czytamy Ewangelię o narodzeniu Jezusa. Najczęściej czyni to najstarsza osoba w domu. Po Ewangelii i modlitwie łamiemy się opłatkiem, składając sobie życzenia. Opłatki są pozostałością, śladem eulogii starochrześcijańskich. Eulogie był to chleb ofiarny, który składano na ołtarzu w czasie przygotowania darów eucharystycznych. Część z tych chlebów używano do Eucharystii, jak dziś, a część błogosławiono i roznoszono po Mszy Świętej do tych, którzy nie przyjmowali komunii świętej. Chleb to symbol jedności i darowania siebie drugiej osobie. To wyjątkowy prezent, jaki tego dnia dajemy sobie. Są także i te inne, które nas cieszą, szczególnie dzieci. One zwiększają naszą radość. Znaczenie chleba tego wieczoru oddaje także słowo Betlejem. Z hebrajskiego to znaczy dom chleba. Ten, który rodzi się w Betlejem - w domu chleba - staje się potem, podczas Ostatniej Wieczerzy, chlebem i zostaje wśród ludzi. Dzielenie się opłatkiem to nie tylko wyraz naszej więzi, ale nasze domy stają się wtedy domami chleba, małym Betlejem.

Wigilia to nasze małe Betlejem. Potem, wśród śpiewu kolęd i pastorałek, idziemy do kościoła. Przyjmujemy tam wyjątkowy Chleb - Ciało Chrystusa. Pamiętam z wiejskich wieczerzy snop zboża w kącie pokoju. Prawdopodobnie nawiązywano w ten sposób także do "domu chleba". Zauważam jeszcze taką tradycję, nie wiem, czy jest nowa. W Wigilię odwiedzamy groby naszych zmarłych, często po wieczerzy, a przed pasterką. Piękny symbol komunikacji świata żywych z umarłymi, choć przecież żyjącymi.

Święta Bożego Narodzenia to święta miłości i pojednania.

Tak, zauważmy, że trudno spotkać się przy wigilijnym stole i nie połamać się z kimś opłatkiem, nie móc powiedzieć przepraszam. Te święta mobilizują do innego spojrzenia na żyjącego obok, spojrzenia pełnego miłości. Zdarzają się jednak mury, które trudno przełamać, nawet ludziom wiary… Ale mam nadzieję, że tych sytuacji będzie coraz mniej w tym roku. Nawet jeśli się różnimy, to nie bierzmy przykładu choćby z wielu polityków, którzy się dzielą opłatkiem, a potem… Znamy doskonale te historie.

Wigilię kończymy pasterką. To taka kulminacja Wigilii?

Pasterka jest Mszą Świętą sprawowaną o północy. Gromadzimy się bezpośrednio po wieczerzy, jesteśmy razem, śpiewamy kolędy. To jest kontynuacja stołu wigilijnego, ten dzień ma dla nas duże znaczenie, więc chcemy, by jeszcze trwał. Świętujemy więc w kościele, w większej rodzinie, jaką jest Kościół. Świętujemy także przy stole, jakim jest ołtarz, na który przynosimy chleb. Wielu w nas w pasterce może odnajdywać punkt kulminacyjny. Bo Eucharystia jest dla chrześcijanina czymś najważniejszym w życiu. Dobrze, że msza kończy tę wieczerzę. Idziemy razem. Dzielimy się radością.

Dlaczego Boże Narodzenie obchodzimy w grudniu, skoro nie ma dowodów na to, że Jezus urodził się w właśnie w tym miesiącu?

To nie jest faktyczna data, co nie wyklucza, że nie może nią być. Hipotez jest wiele, bo ewangelie nie podają nam konkretnej. Tak naprawdę to nie jest istotne, bo liczy się sam fakt. Niektórzy wiążą to z żydowskim świętem świateł. Niektórzy mówią, że Narodzenie Pańskie zajęło miejsce pogańskiego kultu boga słońca. Pierwsze trzy wieki prześladowano chrześcijan i kiedy Rzymianie czcili święto boga słońca, to chrześcijanom łatwiej było celebrować własne święto. Czujność Rzymian była uśpiona. Dodatkowo Chrystus był i jest postrzegany jako wschodzące słońce, jako światłość świata. Poganie wiązali swoje święto z przesileniem zimowym. Po nim następowały dłuższe dni, czego i my dziś jesteśmy świadkami. Musieli w jakimś konkretnym miejscu i czasie ulokować swoje święta. Dla nas, chrześcijan, wraz z przyjściem Chrystusa rodzi się światło, które rozświetla mroki każdego dnia naszego życia. Jeśli w tym okresie zaczniemy obserwować dłuższe dni, to jest to dowód tego, iż tajemnica przyjścia Boga na świat współgra z całym stworzeniem, z naturą.

A jak Ksiądz spędzi święta?

W moich rodzinnych stronach. Wieczerzę spędzimy razem. A potem posługa w kościele. Daje mi to duchową satysfakcję, że w tych dniach jestem dla innych, dla innych rodzin. Nie tylko na uniwersytecie. To daje sens kapłaństwu, ale także jest sensem życia każdego człowieka - być dla innych. Myślę, że tak czują także ci, którzy czasem z trudem przygotowują wieczerzę wigilijną, obmyślają prezenty, przebaczają sobie nawzajem, ściskają się, dzieląc opłatkiem…

Bóg, który stał się człowiekiem, stał się darem dla innych. Nasze stawanie się dla innych jest odpowiedzią na tę Miłość Boga do człowieka. To jest sensem naszego życia, być dla innego człowieka, a w konsekwencji być dla Boga. Obyśmy ten sens odnajdywali ciągle na nowo, to chyba najlepsze, czego możemy sobie życzyć.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski