Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ksiądz Jacek Stryczek: Bóg tak samo kocha biednych jak i bogatych

Maria Mazurek
Maria Mazurek
Ks. Stryczek był pomysłodawcą Stowarzyszenia Wiosna...
Ks. Stryczek był pomysłodawcą Stowarzyszenia Wiosna... fot. Andrzej Banaś
Marks uczył: bogatych trzeba nienawidzić. Kościół, że biednych kochać. Nam to zlało się w całość. Zawistnie więc gnębimy tych, którym wyszło - mówi ks. Jacek Stryczek w szczerej rozmowie z Marią Mazurek.

Bóg woli biednych?
Bóg lubi tak samo bogatych, jak i biednych. Na Sądzie Ostatecznym nie będzie rozliczał nas z tego, ile mieliśmy pieniędzy. Będzie rozliczał nas z tego, czy jesteśmy fajni.

Przecież w Piśmie Świętym jest napisane: Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niż bogatemu wejść do królestwa niebieskiego.
Wyciągnięte z kontekstu zdanie, które uwielbiamy powtarzać, potępiając tych, którym wyszło. Takie to polskie. Tymczasem w Ewangelii chodzi o wskazanie pokusy, która może pojawić się w przypadku ludzi bogatych: posiadam pieniądze, więc zaczynam mierzyć się ich miarą, wydaje mi się, że skoro mam ich więcej, to jestem lepszy, mądrzejszy. To pewne niebezpieczeństwo, ale z pewnością nie każdy majętny człowiek jest owładnięty pychą czy żądzą pieniędzy. Jezus miał wielu bogatych przyjaciół i jeśli bywał na przyjęciach, to raczej u ludzi zamożnych niż biednych. Na pewno bogaczami nie gardził, nie opluwał ich. I także Kościół przez lata wcale nimi nie gardził. Wystarczy spojrzeć na to, ilu wśród osób zamożnych miał mecenasów, sponsorów. Dopiero od niedawna, i to głównie w Polsce, wyznajemy coś na kształt katomarksizmu.

Katomarksizmu?
Marks uczył, że bogatych trzeba nienawidzić. Kościół uczy, że biednych trzeba kochać. Nam to zlało się w całość, w jedną, religijną, czyli niepodważalną prawdę. Dlatego że przez lata komuny ludzie chodzili w niedzielę do kościoła, wieczorem oglądali Dziennik Telewizyjny, a w poniedziałek byli na zebraniu partyjnym. System obrzydził nam ludzi zaradnych, bogatych. W kulturze agralnej - a nie oszukujmy się, jesteśmy społeczeństwem chłopskim - jedyne źródło utrzymania było z ziemi. Więc jeśli ktoś tej ziemi miał więcej, to znaczy, że ja miałem jej mniej i było mi gorzej. Stąd głośne spory o miedzę. I to niestety wciąż tkwi w naszej mentalności, wciąż jesteśmy zawistni, a przedsiębiorców pogardliwie nazywamy prywaciarzami, badylarzami. Ja się na to nie zgadzam.

Czemu się Ksiądz nie zgadza?
Bo staram się stać po stronie gnębionych, uciśnionych. A uważam, że w tym państwie przedsiębiorcy są gnębieni. Moi znajomi, którzy wyjechali za granicę, opowiadają, jak tam traktuje się biznesmenów. Jedni, przedsiębiorcy ze Szkocji, dostali ostatnio pismo z urzędu: "udało nam się zoptymalizować Państwa podatki, teraz będziecie płacić mniej". A u nas urzędy, zamiast myśleć, jak biznesmenom pomóc, szukają tylko sposobu, by im dowalić. To wyślą kontrolę, to się doczepią, to poinformują o jakiejś kolejnej zaległości. Przedsiębiorcy nie dość, że przez tę polską zawistną mentalność nie są szanowani przez społeczeństwo, to jeszcze ciągle dostają prztyczki w nos od państwa. Ostatnio robiłem happening pod Urzędem Skarbowym. Rozmawiałem tam z wieloma młodymi ludźmi. Wszyscy powtarzali: to niesprawiedliwe, że państwo pomaga tym, co najgłośniej krzyczą o pomoc, a przedsiębiorcom, którzy dają pracę, utrudnia życie.

To źle, że pomaga tym, co krzyczą?
Z doświadczenia wiem, że ci, co najgłośniej krzyczą, na ogół nie są najbardziej potrzebującymi. Pomoc socjalna w Polsce i Europie jest często niemoralna, choć przepisowa. Na niektórych działa demoralizująco. Bardziej opłaca się im iść na bezrobocie niż poszukać zajęcia. Dziwne, że nie potrafimy wyciągać wniosków z przeszłości, z innych rynków. W Stanach już to przerobiono, bodaj w latach 70. Gdy gwałtownie podniesiono świadczenia socjalne, bezrobocie wzrosło do 20 procent. Zlikwidowano świadczenia, wzmocniono gospodarkę, bezrobocie natychmiast spadło do ok. pięciu proc. To ja się pytam, który model społeczny jest lepszy? Model, w którym płacimy ludziom za to, że nie pracują, czy model, w którym wspieramy przedsiębiorców, by zatrudniali ludzi?

Jak ich wspierać?
Przede wszystkim: nie przeszkadzać. Państwo moich marzeń to takie, które jak najmniej ogranicza swoich obywateli, pozwala im brać rzeczy w swoje ręce, pomagać sobie nawzajem. A dopiero w następnej kolejności, przy sprawach, którymi społeczeństwo samo nie może się zająć, pomaga.

Podatki są za wysokie według Księdza?
Nie jestem politykiem ani ekonomistą, nie będę więc dawał tego typu rekomendacji. Trzeba jednak powiedzieć, że jeśli te pieniądze, w gigantycznych ilościach, do państwa już płyną, to politycy powinni odpowiadać za nie tak, jak za swoje. A niekoniecznie tę odpowiedzialność u nich widzę. Weźmy panią premier, która ostatnio spotkawszy ludzi jadących nad morze, stwierdziła, że kupi im bilety na autostradę. Przecież to są pieniądze publiczne, a nie polityczne. Każda złotówka, która wpływa do kasy państwa, jest znaczona odpowiedzialnością społeczną. Więc jak wymagać od społeczeństwa szacunku do tego, co wspólne, jeśli od strony najwyższych władz płynie taki przykład?

Naprawdę państwo działa źle?
Nie demonizujmy - rozwijamy się, gonimy Zachód. Nie można więc przesadzać z krytyką. Ale nie można też nie zauważyć, że brakuje nam etosu polityka, etosu urzędnika. Zmiany mentalnościowej. Wiemy na przykład, że atrybutem dobrobytu jest klasa średnia. Więc pozwólmy jej się bogacić. Wylewaniem pieniędzy "na pomoc" - pomożemy na chwilę. Pomagając ludziom w ich przedsiębiorczości, pomożemy im na zawsze, bo po prostu będą sobie sami radzili, a nawet będą mieli środki, by pomagać innym. Trzeba pomagać, ale mądrze.

Mądrze, czyli jak?
Tak, by nie wspomagać ludzi roszczeniowych, nie podtrzymywać biedy, bezrobocia. Są ludzie, którzy z wyciągania ręki po pomoc uczynili swoją regularną pracę. Chodzą od fundacji do fundacji, od przytułku do przytułku, od parafii do parafii. Mają swoje chwyty na księży. Już dawno to odkryłem. Mieszkam na Podgórzu, gdzie jest takich sporo. Gdy dowiedzieli się, że przeprowadza się do nich ksiądz ze "Szlachetnej Paczki", każdy się kłaniał, przymilał. Jak zorientowali się, że nie pomagamy tym, którzy uważają, że im się należy, to zaczęli mnie nie wpuszczać po kolędzie. Raz prowadziłem procesję w kościele, a jedna kobieta szła za mną i krzyczała, że paczki jej nie dałem. Ale my tym bardziej nie pomagamy w biedzie roszczeniowej, wielopokoleniowej, w biedzie, która jest wyborem, a nawet zawodem, sposobem na życie. Święty Paweł mówił: kto nie chce pracować, niech też nie je.

Przy takiej skali chyba trudno odfiltrować wszystkie roszczeniowe i leniwe rodziny.
Dla "Wiosny" pracuje kilkanaście tysięcy wolontariuszy, pracowników. Każdy odpowiednio szkolony, nadzorowany, uczulany, które rodziny można do pomocy zakwalifikować, a które nie. Nie zrobię wszystkiego sam, ale wierzę, że mechanizm działa sprawnie. W zeszłym roku odwiedziliśmy ok. 33 tysiące rodzin. Pomoc otrzymało 19 tysięcy.

Coraz częściej bierzemy udział w takich akcjach, rzadziej dajemy pieniądze żebrakom.
Na szczęście w Polsce żebracy znikają. Dobrze, że państwo jest świadome zagrożenia, jakie wynika z żebractwa. Taka pomoc miała sens sto lat temu, jak ktoś zachorował, spotkało go nieszczęście i jedyną pomoc, którą mógł otrzymać, to ta bezpośrednia, od ludzi. Nie było wtedy za wiele miejsc pracy w przemyśle, nie było pomocy społecznej. Dziś nie ma potrzeby, by ktokolwiek żebrał. Są ośrodki dla bezdomnych, a jeśli jest głodny - może iść do kuchni wydających posiłki. Jeśli już, to największy problem mają ludzie z taką cichą biedą. Walczą o przetrwanie i dostają kolejny cios od losu. Nawet nie mają siły krzyczeć, nie wiedzą, gdzie się udać. Wciąż w naszym kraju ludzie z problemami wypisanymi na twarzy mogą spotkać się pogardą.

Polacy nauczyli się pomagać?
Patrząc na sukces "Szlachetnej Paczki", od razu nasuwa się odpowiedź, że tak. Ale to nie do końca prawda. Pojawiły się świetnie zarządzane, profesjonalne organizacje pozarządowe. Wzrosła dobroczynność. Ale polemizowałbym, czy wzrosła też liczba dobroczyńców. Większość Polaków uważa, że ich pomaganie nie dotyczy. Widać u nas potworny egocentryzm i nienawiść, że innym wiedzie się lepiej. A skoro innym wiedzie się lepiej, to dlaczego to ja mam pomóc? Taka społeczna mentalność, spuścizna komunizmu. Nie było w nas nawyku pomocy, bo na pomoc w PRL-u monopol miało państwo. A ja zawsze powtarzam: lepiej weźmy sprawy w swoje ręce, organizujmy się.

I nie zazdrośćmy sobie.
No właśnie. Jeśli sąsiadowi się powiodło, mnie naprawdę nie ubędzie. Lepiej cieszmy się, że się rozwijamy, że rośnie klasa średnia. Ostatnio na kazaniu powiedziałem, że chyba mam chorobę psychiczną. Bo cieszę się, jak ludziom się powodzi - jak szczęśliwie się zakochują, bogacą, zakładają firmy.

Ksiądz jest kapitalistą?
Albo liberałem? Śmieszą mnie takie łatki. Zresztą XX-wieczny podział na marksizm i kapitalizm jest już nieaktualny, od wielu lat mamy nowe rozwiązania, badania. Wiemy na przykład, że największą motywacją w pracy jest nie wynagrodzenie, a poczucie sensowności wykonywanej pracy. To wiedza, którą wykorzystuję w "Wiośnie", bo przecież 14 lat temu zaczynałem zupełnie od zera, bez komputerów, dzwoniąc z budki. Ale udało mi się stworzyć efektywną organizację. I przy tym nie głoszę doktryn, a Ewangelię. W Ewangelii jest zaś napisane: poznacie ich po owocach.

Co tak Ksiądz broni tych przedsiębiorców?
Po pierwsze: bo niesprawiedliwie się ich ocenia. Wśród przedsiębiorców są też ludzie nieuczciwi, ale nie mamy prawa mówić tak o całej grupie. A po drugie, takie mówienie blokuje przedsiębiorczość. Mam misję, żeby te kalki mentalne zdjąć, żeby te bariery runęły, żeby skończyć z tą nienawiścią do bogatych. Bo to nienawiść, która tak naprawdę zabija nienawidzących, a nie obiekt tej nienawiści. To jest moja misja. I ja jestem w stanie oddać za nią życie.

Ks. Jacek Stryczek
Urodził się w 1963 roku w Libiążu. Nie od razu chciał być księdzem - najpierw wybrał studia na Akademii Górniczo-Hutniczej (kierunek: wibroakustyka), które ukończył. Później studiował w Papieskiej Akademii Teologicznej, święcenia kapłańskie przyjął w 1993 roku. Był duszpasterzem akademickim, m.in. w Kolegiacie Świętej Anny w Krakowie. Od 2007 jest duszpasterzem ludzi biznesu i duszpasterzem wolontariatów w Małopolsce. Służy w parafii św. Józefa na krakowskim Podgórzu. Prowadzi Stowarzyszenie Wiosna, jest również felietonistą

Pieniądze: w świetle Ewangelii. Nowa Opowieść o Biedzie i Zarabianiu.
Książka ks. Stryczka, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Literackiego. To analiza znaczenia pieniędzy w świetle Ewangelii, a także polskich stereotypów dotyczących wzbogacania się.

***

Ksiądz Stryczek ostatnio włączył się w dyskusję o umowach śmieciowych: - Stanąłem nie tyle w obronie samych umów, ile przedsiębiorców, którzy z takiej formy zatrudnienia korzystają. A korzystają zgodnie z prawem, bo państwo dało im taką możliwość. A teraz przedstawiciele tego samego państwa - urzędnicy, politycy - ich krytykują. Umowy takie nazywają "śmieciowymi", co już samo w sobie jest stygmatyzujące - mówi nam kapłan. O umowach śmieciowych, przedsiębiorczości, wydatkach z budżetu, Polakach i wierze na blogu księdza - www.jstryczek.blox.pl.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Ksiądz Jacek Stryczek: Bóg tak samo kocha biednych jak i bogatych - Gazeta Krakowska

Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski