- Masztalski, a wy lubicie ciepłe piwo?
- Nie.
- A spocone kobiety?
- Też nie.
- W takim razie dostaniecie wczasy w listopadzie…
Obecnie Masztalski nie może liczyć na wczasy nawet w listopadzie. Zamiast dawnych efwupowskich (FWP), jego komórka związkowa ma mu do zaproponowania jedynie wycieczki do stolicy, gdzie nie będzie się nudził, jak to miało miejsce dawniej w domach wczasowych FWP. Teraz ma do dyspozycji wiele atrakcji: pochody uliczne wraz z towarzyszami związkowcami, blokady ministerstw lub parlamentu, serenadę na gwizdki i syreny strażackie, palenie opon, byczenie się w miasteczku namiotowym. To wszystko zapewnia mu jego związek zawodowy, którego Piotr Duda jest przewodniczącym.
Piotr Duda nie jest jednak tylko działaczem związkowym wysokiego szczebla. To typowy przywódca, wódz o temperamencie komandosa. Nic też dziwnego, że może go mierzić i nudzić typowa praca związkowa: pisma, papierki, szkolenia, podnoszenie kwalifikacji związkowych, składki, zapomogi i niekończące się narady i konferencje. On jest ponad to, a jego cel jest odpowiednio wielki do jego ambicji: obalenie rządu Donalda Tuska. Wprawdzie nie mieści się to w jakichkolwiek kanonach związku zawodowego, wytyczonych jeszcze w 1824 roku, ale wtedy nikt jeszcze nie wiedział o zaistnieniu arcyambitnego Piotra Dudy i jego politycznych celów.
Strategia wojenna wodza "Solidarności" wymagała przeprowadzenia demonstracji siły, którą miał się stać związkowy marsz na Warszawę przy udziale oddziałów własnych i sprzymierzonych z dwóch innych central związkowych. Marsz związkowych zagonów zapowiadany był głośno i szeroko przez całe wakacje, a głównodowodzący puszył się niczym w 1920 Michaił Tucha-czewski ciągnący wraz z Armią Czerwoną na polską stolicę. Dudzie poszło lepiej niż sowieckiemu marszałkowi. Tamten do Warszawy nie wkroczył, a Dudzie udało się ją okupować przez trzy dni, obiecując dalsze, dotkliwsze ataki, oczywiście przeciwko znienawidzonemu premierowi i rządzącym.
Czas odpowiedzieć na zawarte w tytule felietonu pytanie: Kto się boi Piotra Dudy? Z moich obserwacji wynika, że do przestraszonych nie należą ani premier, ani rząd, którzy nie tylko pracują normalnie, ale też wzywają związkowców do rozmów, ale ci się do tego nie kwapią, gdyż jest to mało medialne i nie umywa się nawet do ulicznych gier i zabaw. Również parlament nie przejął się groźbą skrócenia kadencji. Mało tego, słychać tam głosy, że czas najwyższy zmienić ustawę tak, aby działacze byli opłacani ze składek członkowskich, a nie przez pracodawców. To byłby dla związkowych elit bardzo bolesny cios. Odnoszę wrażenie, że wzrastającej popularności Piotra Dudy przestraszył się Jarosław Kaczyński, bo czego jak czego, ale dwóch wodzów na prawicy być nie może. Wprawdzie związkowy lider utrzymuje, że nie ma żadnych ambicji politycznych, ale jest to równie prawdziwe jak to, że Władimir Putin zasługuje na pokojową Nagrodę Nobla. I Jarosław wie o tym najlepiej...
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?