Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lekarz z Mariupola: Ta cholerna wojna zabija też niewinne dzieci

Sofia Kałużna
Autor
„Pokaż temu Putinowi oczy tego dziecka. Niech zobaczy, co zrobił... Żeby umarł...” - te słowa ze łzami w oczach wykrzyknął lekarz z Mariupola po nieudanej reanimacji małej dziewczynki. W szpitalu byli wtedy dziennikarze. Ten film natychmiast rozprzestrzenił się w internecie.

Anestezjolog Ołeksandr Biełasz ratował życie ludziom w oblężonym Mariupolu w ciągu pierwszych 3 tygodni wojny. Przez te 3 tygodnie ratował dzieci, kobiety w ciąży i ich nienarodzone dzieci, rannych i chorych, nie wychodząc ze szpitala. Pracował też jako sanitariusz, zabierając z kolegami zwłoki prosto do pokoju na parterze szpitala lub do piwnicy. Gdy nie można było zapewnić opieki medycznej, postanowił opuścić miasto. Leki, woda, sterylizacja i materiały chirurgiczne już się skończyły. Nie było światła ani ciepła. Do niedawna nie wierzył, że ucieknie z tego piekła i uratuje swoją rodzinę. Pracował jako lekarz w Mariupolu przez 22 lata. Widział, jak wyglądała wojna od 2014 roku, ale nie mógł sobie nawet wyobrazić w koszmarze, co go czeka w 2022 roku. Teraz Ołeksandr Biełasz jest w Łucku z żoną i synem. Pracuje w szpitalu miejskim. Jego historia jest straszliwym świadectwem okupacyjnej wojny Rosji z Ukrainą. Świat musi usłyszeć tę historię. - Na tamtym filmie słychać moje słowa do Putina. Ale to nie były tylko słowa, to były emocje. Rosyjskie media natychmiast zareagowały hejtem. W komentarzach napisano, że nie wykonaliśmy poprawnie czynności resuscytacyjnych. Chcę wszystkim powiedzieć tylko jedno: nigdy w moim życiu nie było takich „ujęć inscenizacyjnych”, nigdy nie było takiego horroru. Ta sytuacja pokazana na filmie była na początku wojny. Pracowaliśmy dzień i noc, bez końca i przez całą dobę, wciąż biegając do poczekalni, ponieważ nie było połączenia telefonicznego. Wszyscy lekarze mieszkaliśmy na sali operacyjnej. Było wielu rannych i zabitych. Zwłoki układaliśmy na pierwszym piętrze, gdzie nie było okien. To była nasza kostnica. Pewnego dnia mój kolega i ja zostaliśmy wezwani na izbę przyjęć. Natychmiast pobiegliśmy. Na wózku leżało małe ciało. Nie spodziewaliśmy się zobaczyć dziecka. Przez pół godziny staraliśmy się przywrócić krążenie. Zrobiliśmy wszystko, co było w naszej mocy. Niestety, przegraliśmy. Lekarze, pielęgniarki, którzy niejednokrotnie widzieli przecież śmierć, zaczęli płakać. Łzy kapały nam na niewinne ciało tego 6-letniego dziecka. Na zawsze zapamiętam tę okropna ciszę na sali, kiedy zaprzestałem już reanimacji. To było okropne. Nasz malutki pacjent miał przecież przed sobą jeszcze tyle życia. I z powodu tej cholernej wojny jej życie zostało brutalnie przerwane. Po tej dziewczynce były jeszcze dzieci: ranne, zabite, które najpierw przywoziła karetka, ochotnicy, a potem ranni przenoszeni na rękach, na prześcieradłach, bo karetki już nie jeździły. Kiedy zbombardowano szpital położniczy, przywieziono do nas ciężarne kobiety z ranami od odłamków. Jednej z nich amputowano stopę z powodu kontuzji nogi. Wciąż mam w pamięci także obraz kobiety na noszach wśród gruzów. Jej zdjęcie obiegło cały świat. Była w ciąży. Miała rozległe rany. Nie udało jej się uratować. Chcieliśmy chociaż dać życie jej dziecku, ale kiedy wykonano cesarskie cięcie - już nie żyło. Włożenie jej i jej dziecka do czarnej plastikowej torby było strasznym przeżyciem.

od 7 lat
Wideo

Pismak przeciwko oszustom, uwaga na Instagram

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski