Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Letnia Scena Teatru Muzycznego: Stand up z piosenkami

Andrzej Z. Kowalczyk
Piotr Boratyński
Piotr Boratyński Mieczysław Sachadyn
Zapowiadając czwartkową prezentację Letniej Sceny Teatru Muzycznego – występ Piotra Boratyńskiego – użyłem słowa: recital. Posłużyłem się nim, bowiem tak właśnie zapowiedzieli owo wydarzenie organizatorzy, a i sam artysta, witając się z publicznością, także użył tego słowa. I okazało się, iż obaj uczyniliśmy to nieco na wyrost.

Recital – to duże słowo, o czym powinienem był pamiętać. Wiele lat temu w prasowej zapowiedzi napisałem: „recital Kazimierza Grześkowiaka”. I przy najbliższym spotkaniu Kazik, obdarzony dużym dystansem wobec świata i siebie samego, powiedział mi: „recital to ma Konstanty Andrzej Kulka, a ja mam chałturę”. Oczywiście przesadził, bo jego występy chałturami nigdy nie były, ale sprawił, że słowa recital rzeczywiście nie używam zbyt często. I nie powinienem był tego czynić także tym razem, bo występ Piotra Boratyńskiego recitalem nie był.

Czy więc był? Myślę, że najbliżej mu do bardzo ostatnio modnego stand upu, z tą różnicą, iż wzbogaconego o „numery” wokalne. Taka forma wypowiedzi scenicznej nie należy wprawdzie do moich ulubionych, ale rzetelne rzemiosło potrafię docenić. Piotr Boratyński zgrabnie ułożył program swojego występu poświęconego skomplikowanym stosunkom damsko-męskim i wykonał go z dużym poczuciem humoru i smakiem. A przede wszystkim – co jest warunkiem sine qua non tego rodzaju prezentacji – potrafił nawiązać niewymuszoną relację z publicznością.

Sprawdził się również w roli wokalisty. I to w repertuarze tak odmiennym jak przedwojenne przeboje „Zimny drań” i „Słomiany wdowiec” z jednej strony i „Always Look On the Bright Side Of Life” z repertuaru Latającego Cyrku Monty Pythona z drugiej. Ale największe wrażenie zrobił na mnie swoim wykonaniem piosenki „Czy te oczy mogą kłamać?”. Ten utwór znamy przede wszystkim z wersji nawiązujących do stylistyki kabaretowej, a czasami wręcz parodystycznych. A tym razem dzięki ciekawej aranżacji, przypominającej aranże Phila Spectora dla Leonarda Cohena, a także oryginalnej interpretacji Boratyński nadał tej piosence pewien rys dramatyczny, z jakim spotkałam się po raz pierwszy. Nie będę ukrywać, że zaliczyłem to wykonanie owego utworu do najlepszych i na pewno najciekawszych, jakie miałem okazję słyszeć. Już tylko dla tej jednej piosenki warto było wybrać się w czwartek do Teatru Muzycznego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski