Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lider zespołu Boys: jeśli tak mówią, to jestem królem

Anna Gronczewska
Marcin Miller, piosenkarz, lider zespołu Boys.
Marcin Miller, piosenkarz, lider zespołu Boys. Marcin Wassilewski
Jeśli mówią, że jestem numerem jeden, to pewnie jestem. Jeśli ludzie mówią mi, że jestem gwiazdą, to jest coś! Skoro ludzie mnie kojarzą, śpiewają moje przeboje, jestem królem. Zespół Boys ma rocznie od 100 do 150 koncertów. Proszę mi pokazać innego wykonawcę, który gra tyle koncertów. Z Marcinem Millerem, piosenkarzem, liderem zespołu Boys, rozmawia Anna Gronczewska.

Czy disco polo znów jest na topie? A jeśli tak, która to już reaktywacja tego gatunku muzyki?

Zauważyłem, że media kreują wszystko, co nas otacza. Także popularność artystów i gatunków muzyki. Jeśli więc ktoś nie pojawia się w telewizji, to zwykły zjadacz chleba, czyli opinia publiczna, nic nie wie o tym artyście i myśli, że nie żyje.
To jest już chyba trzecia "reaktywacja" disco polo. Zespół Boys każdego roku gra koncerty, nawet co tydzień. Tylko ludzie o tym nie wiedzą, bo nie ma nas w telewizji ani w kolorowych gazetach. Ale zespoły disco polo dalej grają. Trochę się śmieję z tej reaktywacji.

Cały czas to modna muzyka? Nie było naprawdę gorszych momentów w karierze Pana i zespołu Boys?

Były. Gdy nie było nas w telewizji, to niektórzy nie wiedzieli, że istniejemy, że wydajemy płyty, nagrywamy nowe piosenki.

Fenomen disco polo polega na tym, że większość ludzi mówi, że nie słucha tej muzyki, ale wszyscy jakoś tak dziwnie znają discopolowe piosenki...

Nie chcę tego komentować. Przeżywałem to w różny sposób. Najpierw były momenty wściekłości, żalu do wszystkich. Teraz jestem na to obojętny. Jak tworzę piosenkę, staram się nie mówić ludziom, że to jest najlepsze, to najnowszy mój hit. Po prostu wypuszczam na rynek i czekam na reakcję publiczności. Jeśli ludzie mówią, że jest do kitu, trzeba takie zdanie uszanować. Na pewno wtedy jest mi przykro, że produkt, który dopieszczałem, straciłem na niego wiele czasu, nie podoba się. Ale trzeba pracować dalej.
Zespół Boys na rynku muzycznym istnieje dwadzieścia dwa lata. Od piętnastu lat trwa pasmo ciągłych sukcesów. Ciężko będzie wykreślić z kanonu muzyki naszą grupę i hity, które zostawiliśmy. Mówię tak, jakbyśmy już nie istnieli. Ale taką piosenkę jak "Jesteś szalona" gra się na każdym weselu, piosenkę "Wolność" na każdym koncercie, a "Chłop z Mazur" kojarzy się wyłącznie ze mną i Mazurami.

Czuje się Pan królem polskiego disco polo?

Niedawno widziałem reklamę,z której wynikało, że królem disco polo w Polsce jest Tomasz Niecik. Króluje więc młody królewicz. Ja nie używam autopromocji, nie za bardzo ją lubię. Wolę, jak ludzie sami mnie doceniają. Jeśli mówią, że jestem numerem jeden, to pewnie jestem. Idę po zakupy, a ludzie - wychodząc ze sklepu - uśmiechają się, zaczepiają mnie... To bardzo miłe. Jeśli ludzie mówią mi, że jestem gwiazdą, to jest coś! Wtedy w to wierzę. Skoro ludzie mnie kojarzą, śpiewają moje przeboje, jestem królem. Zespół Boys ma rocznie od 100 do 150 koncertów. Proszę mi pokazać innego wykonawcę, który gra tyle koncertów.

Pamięta Pan początki swej przygody z disco polo?

Był 1990 rok. Wtedy nie było jeszcze disco polo, tylko muzyka chodnikowa. Nie było czasopism, które by o tej muzyce pisały, rozgłośni, które puszczały te piosenki. Tym bardziej nie było takich stacji telewizyjnych.
Założyliśmy zespół z myślą, że będziemy grać w soboty na weselach, a od poniedziałku do piątku normalnie pracować. Wydaliśmy w wytwórni Blue Star pierwszy materiał, który bardzo dobrze się sprzedał. Była to kaseta pod tytułem "Dziewczyna z marzeń". Blue Star zaproponowała nam podpisanie kontraktu na dwie następne kasety. Były już nagrywane w studiu w Warszawie.

Wcześniej Pan pracował?

Tak, w... urzędzie pracy w Ełku. Wtedy nie było to takie dziwne, że człowiek śpiewał, koncertował, nagrywał kasety i normalnie pracował. Ukazanie się kasety mojego zespołu nie było szokiem dla znajomych ani dla kolegów z pracy.
Pamiętam, jak dojeżdżałem do pracy pociągiem, musiałem wstawać wcześnie rano, by na niego zdążyć. Około godziny szóstej wracałem do domu, znowu pociągiem. Kiedyś wysiadłem na stacji, idę do domu, a przede mną w tym samym kierunku podąża trzech gości. Trzymają chyba w dłoniach pierwszą puszkę piwa, która pokazała się w Polsce, radiomagnetofon Kasprzak, a z jego głośników wydobywa się moja piosenka "Niech żyje wolność". I oni mówią: To jest muza, chłop, który to śpiewa, daleko zajdzie! Ja się przysłuchuję tej rozmowie i myślę sobie: To chyba początki popularności!
Jednak nie urosłem, nie chwaliłem się tym. Po prostu nie spodziewałem się, że ta muzyka tak chwyci! Okazało się jednak, że jest moim powołaniem.

Tyle lat utrzymywać się na topie musi być niesamowitą sztuką...

Tak. Wielki sukces osiągnęła piosenka "Jesteś szalona". Gdzie zajechałem, było słychać tę piosenkę. Z każdego balkonu, w każdym hotelu, na każdej stacji benzynowej. Byłem w szoku, nie wiedziałem, co się dzieje.
Zaczęły się dwutygodniowe trasy koncertowe - nad morzem, w górach.
Wiedziałem, że potem będzie mi ciężko stworzyć utwór na miarę "Szalonej". Docierała do mnie myśl, że może rozpocząć się równia pochyła. Zdawałem sobie sprawę, że każdy utwór z następnej płyty będzie porównywany z "Jesteś szalona". Jeżeli coś będzie nie tak, ludzie powiedzą, że Boys się stacza, bo nagrywa coraz słabsze piosenki.

I było gorzej?

Każda kolejna płyta była porównywana z tym przebojem. Musieliśmy się do tego przyzwyczaić.
Potem dostaliśmy cios w plecy. Telewizja Polsat zaprzestała emitować dwa programy, poświęcone disco polo: Disco Polo Live i Disco Polo Relaks. I nastąpił kryzys. Ludzie zwyczajnie nie wiedzieli wtedy, co się z nami działo.

Ale wróciliście?

Nie musieliśmy wracać, bo cały czas nagrywaliśmy nowe płyty, o czym większość ludzi nie wiedziała. Potem, już w 2008 roku, zagraliśmy na sylwestrze, organizowanym przez Polsat. Wyszliśmy na scenę i nie musieliśmy śpiewać, bo robiła to za nas publiczność! Znów nastąpił wielki boom.

Jako jedyny zespół disco polo wystąpiliście potem na scenie Opery Narodowej...

Tak, to było z okazji piętnastolecia telewizji Polsat. Niedawno wystąpiłem na koncercie z okazji dwudziestych urodzin tej stacji, też w warszawskim Teatrze Wielkim. Podczas tego pierwszego występu miałem dystans do siebie, bo przebrano mnie w strój z epoki. Ja się w tym nie za dobrze czułem, ale taki mój ubiór spodobał się publiczności. A także pani dyrektor Ninie Terentiew, która po tym występie zaprosiła mnie na koncert sylwestrowy. Tak więc opłacało się przebrać!

Pewnie bawił się Pan na niejednym weselu, na którym orkiestra grała Pana piosenki. Jak się Pan wtedy czuł?

Ja mam słowiańską duszę, lubię śpiewać. Ludzie nieraz zarzucają mi, że robię to wyłącznie dla pieniędzy. Patrzą przez pryzmat tego co mam i co ludzie piszą o mnie w internecie. Nie wiedzą, jak było kiedyś, gdy byłem dzieckiem, chłopakiem.
Wtedy uwielbiałem śpiewać, chodzić na ogniska, przyglądać się, jak starsi koledzy grają na gitarze.
Na weselach jest tak - żona trzyma mnie za rękę i mówi: Daj spokój, daj spokój. W końcu odpuszcza i pozwala mi zaśpiewać piosenkę.

Przebojów nagrał Pan wiele. Do którego ma Pan największy sentyment?

Największe hity zespołu Boys nie są moimi ulubionymi piosenkami. Ciężko w to uwierzyć, ale mam duszę romantyka. Uwielbiam piosenki wolne, nastrojowe, balladowe.

Jak choćby "Wróć kochana"?

To akurat cover Elzy. To piosenka z czasów mojej młodości i młodzieńczej miłości ze szkoły. Słowa pomagała pisać koleżanka mojej dziewczyny, teraz mojej żony. Ten utwór przygotowałem, by przypomnieć tamte lata. No i żeby żona miała czego posłuchać...

Nie miał Pan nigdy pokusy, by śpiewać inną muzykę?

Pokusy zawsze są. Nie jestem osobą, która dobrze by się czuła w innym gatunku muzycznym. Ja lubię disco polo, choć niekoniecznie wszystkie utwory tego gatunku.
Disco polo to przecież olbrzymi przekrój piosenek. Są różne zespoły - od mocniejszego bitu, którego nie chcę nazywać dance, bo ktoś się obrazi, po łagodniejsze klimaty. Nie bardzo potrafię stworzyć coś wbrew sobie. Dlatego jestem wierny disco polo.
Choć mam epizod z innym gatunkiem. Zaproponowano nam, byśmy nagrali płytę z największymi przebojami polskiego rocka lat osiemdziesiątych, dziewięćdziesiątych, a nawet i siedemdziesiątych. Były to m.in. utwory Budki Suflera, Lady Punk. Piosenki były zaaranżowane i dopasowane pod nasz "target", czyli na lekki, dancowy styl.

Może Pan powiedzieć, że jest szczęśliwym człowiekiem?

Szczęśliwym człowiekiem na pewno jestem. Mam piękną żonę, dwóch synów, którzy są bardzo dobrze wychowani, nie mają poprzewracane w głowie. Nie żądają od ojca nie wiadomo czego, a żona nie chce gwiazdki z nieba. Fajnie, że tak się ułożyło. Co będzie dalej, zobaczymy.
Jeśli nawet przytrafi mi się coś, co spowoduje, że zakończę karierę, na pewno nie będę płakał. Będę starał się choć raz w miesiącu przypomnieć o sobie na jakimś koncercie. Śpiewać będę zawsze, bo bardzo to lubię.

Pana synowie słuchają disco polo?

Młodszy syn słucha bardzo ciężkiego rocka, gra na gitarze. Jak czasem zaprosi kolegów do domu, trzeba zamykać drzwi. Nie daję rady tego słuchać. Syn nagrywa jakieś kawałki, daje mi posłuchać. Gdy mówię, że to fajne, można wykorzystać w mojej piosence, jest z tego dumny.
Starszy studiuje. Tak jak ja, jest tolerancyjny, jeśli chodzi o muzykę. Słucha disco polo, zna zespoły. Ale on słucha każdej muzyki, która mu nie przeszkadza.

Jakie są Pana nowe przeboje?

Po sieci, a także w stacji Polo TV, krąży mój nowy teledysk do piosenki z płyty "Lody" - "Odczep się ode mnie". Niedawno wydaliśmy materiał, nawiązujący do lat dziewięćdziesiątych, kiedy grało się ortodoksyjną muzykę disco polo. Tam są zawarte nasze hity z lat 1991 - 1996. Na okładce występujemy w dresach, mamy białe skarpetki, by było śmiesznie.

Dzisiejsze disco polo idzie w kierunku muzyki dance?

Dance to nie dla mnie. Gram tylko disco polo. My robimy swoje, a jak to ludzie zaszufladkują, to już inna sprawa. Trzeba przyznać, że disco polo dzisiejsze nie jest to najczęściej to disco polo co dawniej. To muzyka dancowa, nawet klubowa.

Czego Panu życzyć z okazji zbliżających się świąt Bożego Narodzenia i nowego roku?

Zdrowia, wytrwałości... Pokorę mam, cierpliwość też...
No i może by zmęczenie materiału nie dawało znać o sobie. Gdy gram wiele koncertów, potem jestem nieprzyjemny dla ludzi. Bo zmęczenia nie da się oszukać.

Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Lider zespołu Boys: jeśli tak mówią, to jestem królem - Dziennik Łódzki

Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski