Do oglądania dyrekcja udostępniła go tylko na chwilę i tylko nielicznym. Dzieło Estebana Sanza zaszywa się teraz na długie miesiące do pracowni konserwatorskiej i ujrzy światło dzienne dopiero pod koniec października. - Dwadzieścia lat temu pierwszy raz marzyliśmy, że obraz trafi do Lublina - wspomina Irena Szypowska, autorka jedynej monografii o Łobodowskim i osoba, która przyczyniła się do tego, że dzieło znalazło się w naszym mieście.
Józef Łobodowski, poeta, publicysta i tłumacz mieszkał w Madrycie od 1943 roku aż do śmierci, tuż przed Okrągłym Stołem, jednak cały czas duchem pozostawał przy mieście, w którym pisarsko debiutował. Jeszcze będąc w gimnazjum napisał swój pierwszy tomik "Słońce przez szpary". Jego późniejszy zbiór "O czerwonej krwi" został zdjęty przez cenzurę na początku lat trzydziestych. Jednym z jego ostatnich życzeń było, aby zostać pochowanym na lubelskiej ziemi.
Po tym, gdy trafił po wojnie do Hiszpanii zaprzyjaźnił się z artystą, Estebanem Sanzem. Powstał wówczas jego portret, który prawdopodobnie Łobodowski chciał podarować swojemu chrześniakowi, Rafaelowi Tylko-Bolivarovi. To od niego Zamek zakupił cenne dzieło, które powstało w 1950 roku.
Wizerunek związanego z Lublinem poety to portret heroizowany, historycznie eklektyczny, za to pełen odniesień do głównego bohatera. W lewym górnym rogu znajduje się trójpolowa tarcza, która mogłaby stanowić jego zwięzłe curriculum vitae - jest symbol Królestwa Polskiego (tu był sercem i duchem), Wielkiego Księstwa Litewskiego (tam, w Purwiszkach się urodził) i Rusi z Ukrainą (uchodził za łącznika między literaturą polską i ukraińską).
Wygląd ma bardzo srogi. Spod zmarszczonych brwi i nachmurzonego czoła patrzą świdrujące, jasne oczy. - Wzbudzał powszechny respekt, a nawet lęk, pomimo niskiego wzrostu - opowiada Ewa Łoś, dyrektor Muzeum im. J. Czechowicza, gdzie obraz będzie eksponowany od jesieni. - Jego przenikliwe spojrzenie było wręcz słynne.
Łobodowski, odziany w maksymiliańską zbroję dzierży w dłoni hetmańską buławę, a przez lewe ramię - na husarską modłę - ma przewiązaną szatę. Elementy polskie przeplatają się z europejskimi - był ciepło przyjęty w Hiszpanii i równocześnie nazywano go "hetmanem lubelskich poetów". Na olejnym portrecie pióra Sanza jest dojrzałym mężczyzną, dumnym i chmurnym, za którym rozpościera się burzowy krajobraz z pożogą i ukraińskim stepem. Jedną dłoń zaciska na pasie, a na drugiej spoczywa ogromny malachitowy sygnet z gmerkiem.
To nie jedyna pamiątka związana z nim, którą być może da się pozyskać. W posiadaniu Tylko-Bolivarów znajduje się także rzeźbiarskie studium jego głowy. - Nie chcemy zapeszać, ale możliwe, że i ona trafi do naszych zbiorów - mówi dyrektor Muzeum Lubelskiego, Zygmunt Nasalski.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?