Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lubelska kultura na czas kryzysu musi zacisnąć pasa

Paweł Franczak
Jacek Babicz/Archiwum
Lubelska kultura na czas kryzysu musi, jak inni, zacisnąć pasa. A to dlatego, że lokalne firmy nie garną się do sponsorowania wydarzeń artystycznych.

Po "kulturalnym ożywieniu", związanym z kandydaturą Lublina do tytułu Europejskiej Stolicy Kultury 2016, wiele rzeczy wróciło do normy. Choćby to, że lubelscy przedsiębiorcy wciąż nie widzą sensu we wspieraniu koncertów, wystaw i spektakli.

- Prawda jest taka: w Lublinie na palcach jednej ręki mogę policzyć prezesów, właścicieli firm, którzy są zainteresowani wspieraniem kultury, bo ją doceniają i się nią interesują. Resztę trzeba odpowiednio przekonać, co nigdy nie jest łatwe - nie ukrywa Krzysztof Kutarski, dyrektor Teatru Muzycznego w Lublinie. - Zresztą, podobne proporcje są w całym społeczeństwie.

Zapytany o sprawdzone sposoby na znalezienie donatora, wymienia trzy. Pierwszy, oczywisty, to wskazanie korzyści wizerunkowych, płynących z bycia sponsorem. Choć dodaje, że zbudowanie "PR" leży po stronie beneficjenta. Drugi sposób, to podkreślenie osobistego prestiżu mecenasa.

- Klasa, nazwijmy to, średnia czy też wyższa średnia, ma coraz więcej czasu, z czym wiąże się zmiana potrzeb. Może zamiast kolejnej willi i nowego auta ktoś zdecyduje się budować prestiż własnego nazwiska na bazie wspierania kultury? - zastanawia się dyr. Kutarski.

Trzecia metoda to zaoferowanie sponsorowi barteru. Teatr Muzyczny oferuje w zamian za finansowanie koncertu np. oprawę muzyczno-wizualną imprezy firmowej, czy uświetnienie konferencji występem artysty lub artystów TM.

Ten trzeci sposób to rzecz niemal wyłącznie dla instytucji. Co nie znaczy, że te mają "z górki". Przykładem Teatr Osterwy, który od ponad pięciu lat nie ma stałego głównego sponsora i ma problemy choćby ze znalezieniem restauracji, gotowej zaoferować darmowy catering.

Pod tym względem najłatwiej mają duże festiwale. Trwają krótko, więc wydatek jest jednorazowy. Jest też o nich głośno i przyciągają dużą widownię. Teoretycznie: same korzyści dla biznesu.

Ale i tutaj nie obywa się bez zgrzytów, żeby przypomnieć historię z zeszłorocznym festiwalem Konfrontacje Teatralne. Po tym, gdy zawiedli sponsorzy, dyrektor Janusz Opryński zwrócił się o subwencję do Urzędu Miasta. 300 tys. zł wydane z kasy ratusza, by ratować budżet prestiżowej imprezy, wywołało wówczas niemałe kontrowersje.

Ze wspieraniem festiwali jest i inny kłopot, który opisywał w Krytyce Politycznej Maciej Nowak. Tekst miał znamienny tytuł - "Pieprzę festiwale". "Dyrektor jednego z festiwali mówi wprost, że na widowni dla zwykłych widzów miejsca nie ma. Sponsorzy, politycy, urzędnicy, dziennikarze zapełniają ją szczelnie. - Muszę przecież jakoś odwdzięczyć się tym, dzięki którym impreza dochodzi do skutku".

Ze znalezieniem darczyńcy najbardziej borykają się organizatorzy jednorazowych koncertów. Zwłaszcza gdy nie mówimy o artystach z pierwszych stron gazet. - Pozyskać sponsora w Lublinie jest trudno. A nawet bardzo trudno - informuje Rafał Chwała, organizator koncertów i menedżer artystów. - Jest ledwie kilka dużych firm, które mogą zgodzić się na wyłożenie pieniędzy i do nich zgłaszają się dosłownie wszyscy. Jeśli chodzi o mniejszy biznes - żyjemy w ubogiej części kraju i wielu małym przedsiębiorcom czasem trudno jest związać koniec z końcem. W tym przypadku wydawanie nawet kilkuset złotych może być dla nich problemem. Poza tym, nie widzą potrzeby inwestowania w kulturę. A szkoda, bo te kilkaset złotych bywa przydatne, wystarczy na opłacenie noclegu dla artystów, wynajęcie nagłośnieniowca.

Chwała jako wzór do naśladowania przytacza przykład dużych korporacji zachodnich, w których funkcjonują osobne komórki, zajmujące się wyszukiwaniem wydarzeń, które firma mogłaby sponsorować i same zgłaszają się do organizatorów z propozycją: "Jesteśmy gotowi was wesprzeć finansowo". Podstawą jest dopasowanie imprezy do profilu klienta firmy.

W Polsce takie procedury to na razie rzadkość, i to dotycząca dużych, ogólnokrajowych imprez. W Lublinie w ogóle nie ma o tym mowy. Także dlatego, że wiele firm, które mogłyby być potencjalnymi sponsorami, swoje centrale albo już ma w Warszawie czy Krakowie, albo planuje je tam przenieść. Wówczas szefostwo lub rada nadzorcza nie widzą żadnej korzyści w wydawaniu pieniędzy w Lublinie. Przecież mogą wydać je w bardziej prestiżowej Warszawie czy Poznaniu.

Co mogłoby pomóc w naszej lokalnej sytuacji? Na pewno większa świadomość biznesmenów, którzy wciąż podejrzliwie traktują wydatki na kulturę. Dyr. Kutarski mówił też, że pomogłyby ulgi podatkowe dla przedsiębiorstw. Na ustawę umożliwiającą odpisanie od podatku dochodowego kwoty wydanej na sponsorowanie kultury nie ma chyba co liczyć. Może jednak udałoby się wprowadzić ulgę w podatku od nieruchomości? Czy jednak prezydent Lublina zdecydowałby się na taki krok, i to w czasie kryzysu? Wątpliwe.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski