Marcelinka przyszła na świat w styczniu ubiegłego roku. Poród odbył się w Samodzielnym Publicznym Szpitalu Klinicznym nr 1 w Lublinie.
Marcelinka urodziła się przez cesarskie cięcie w 38. tygodniu ciąży. Miał sześć na dziesięć punktów w skali Apgar i wrodzone zapalenie płuc. Niemal od razu pojawiły się problemy z oddychaniem. Dlatego około godz. 11.30 na salę została wezwana dr Ewa P., doświadczona pediatra i neonatolog.
Jak ustaliła prokuratura, lekarka zamiast podjąć resuscytację opuściła salę pozostawiając dziewczynkę z pielęgniarką. Na szczęście po niedługim czasie do sali przybiegła inna lekarka i przystąpiła do jej ratowania. Noworodek został przetransportowany na salę intensywnej terapii.
Dziecko wymagało leczenia. Po 17 dniach pobytu w szpitalu przy ul. Staszica zostało wypisane do domu w stanie ogólnym dobrym.
Jednak to nie był koniec historii Ewy P. W lutym prokuratura skierowała do sądu akt oskarżenia przeciwko lekarce. Zdaniem śledczych, lekarka naraziła noworodka na niebezpieczeństwo.
- Zarzuty zrozumiałam. Nie przyznaję się - powiedziała Ewa P. podczas pierwszego dnia procesu. 59-latka odmówiła składania wyjaśnień. Obszernie okoliczności zdarzenia z 14 stycznia ubiegłego roku opisała podczas śledztwa.
Przesłuchującej ją prokurator wyjaśniła, że kilkanaście lat temu stwierdzono u niej stwardnienie rozsiane. Lekarz medycyny pracy zabronił jej zatrudnienia na stanowiskach intensywnej terapii. Poinformowała o tym przełożonych i została skierowana do pracy ze zdrowymi noworodkami i matkami.
Według relacji lekarki, w dniu zdarzenia była nieco osłabiona. Brakowało lekarzy, więc musiała uczestniczyć w cięciu cesarskim. Była jedynym lekarzem badającym noworodka w pierwszej minucie życia. To ona przyznała dziewczynce sześć punktów w dziesięciopunktowej skali Apgar.
Dziewczynka miała problemy z oddychaniem. „Strasznie mnie to zestresowało” - powiedziała w obecności prokurator. Z powodu zdenerwowania nagle pogorszył się stan jej zdrowia. Przestała słyszeć na jedno ucho, zdrętwiały jej dłonie, zaczęła widzieć podwójnie. Poinformowała pielęgniarkę, że idzie po pomoc.
„Tyle byłam w stanie zrobić dla dziecka” - przyznała. Poszła do gabinetu lekarskiego. Poinformowała obecną tam doktor o kłopotach dziecka. Ta udzieliła mu pomocy.
„Wszystkie czynności podejmowałam w najlepszej wierze, zgodnie z moją wiedzą i doświadczeniem” - wyjaśniła Ewa P. Zastrzegła, że dziecko miało zapewnioną opiekę zgodnie z procedurami panującymi w szpitalu.
59-latka nie była wcześniej karana. Za narażenie dziecka na niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu grozi do pięciu lat więzienia.
W sądzie nie stawiła się matka pokrzywdzonej dziewczynki. Ma zostać wezwana na kolejną rozprawę. Wówczas mają zeznawać także lekarze, którzy byli świadkami zdarzenia z 14 stycznia ubiegłego roku.
Uwaga na Instagram - nowe oszustwo
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?