MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Ludzie jak cienie. W XIX wieku zaborcy zamienili twierdzę Zamość w ponure więzienie

Bogdan Nowak
Muzeum Zamojskie oraz Muzeum Fortyfikacji i Broni „Arsenał” zorganizowały wystawę czasową „Walerian Łukasiński w 200. rocznicę uwięzienia w twierdzy zamojskiej”. Trafił do „katorżni”, bardzo ponurego miejsca, jednego z najcięższych więzień na terenach dawnej Polski. Setki, a nawet tysiące skazańców obciążonych kulami i żelaznymi łańcuchami były w XIX-wiecznym Zamościu „zwykłym widokiem”. O tym jakie panowały tam warunki wiemy m.in. z relacji przebywających tam więźniów. Zapiski są dzisiaj bezcenne.

Gdy w 1772 r. Austriacy zajęli Zamość, na więzienie przeznaczono część Ratusza. W czasach Księstwa Warszawskiego aresztantów trzymano także w Bramie Szczebrzeskiej (były tam „lochy bez okien”). Po przejęciu władzy przez Rosjan, głównie dzięki staraniom księcia Konstantego Pawłowicza Romanowa, brata cara Aleksandra I, tworzono w tym mieście tzw. „więzienie warowne”. Przez ponad pół wieku było ono postrachem nie tylko dla Królestwa Polskiego, ale także carskiej Rosji. Więziono tutaj także rosyjskich więzień politycznych.

Ogolone głowy, łaty na plecach

Mikołaj Dobrzycki urodził się 6 grudnia 1793 roku w Rumejkach Szlacheckich (niedaleko miejscowości Środa). Był synem jednego z miejscowych urzędników. W 1806 r. wstąpił 3 Pułku Strzelców Konnych, a rok później – w stopniu podoficera – trafił do 2 Pułku Piechoty Legii Nadwiślańskiej (w 1808 r. zdobył szlify oficerskie). Uczestniczył w napoleońskiej kampanii, zwanej hiszpańską. Trafił do niewoli angielskiej, a potem znalazł się w Szkocji, gdzie został masonem.

Po powrocie do Królestwa Polskiego służył w 6 Pułku Piechoty Liniowej (w latach 1815-1817). Założył w Kaliszu filialną lożę wolnomularską, wstąpił też do tajnego Towarzystwa Patriotycznego. Za to został skazany przez Rosjan na 6 lat ciężkiego więzienia (jego działalność uznano za „zbrodnię stanu”). Trafił do zamojskiej twierdzy 6 października 1824 r. wraz z innymi działaczami podziemnego Towarzystwa Patriotycznego. Wśród nich był Walerian Łukasiński, słynny działacz i wolnomularz.

Mikołaj Dobrzycki tak zapamiętał pojawienie się w celi towarzyszy niedoli. „Dał się słyszeć brzęk kajdan, najprzód głuchy, potem stając się coraz mocniejszym, doszedł na koniec do tego stopnia, że wskroś człowieka przejmował” – czytamy w pamiętniku Mikołaja Dobrzyckiego. „Byli to więźniowie powracający z robót (…). Tu trzeba było widzieć zgiełk, nacisk tych nieszczęśliwych. Jedni czyścili buty na gwałt, bojąc się kijów, ci szukają łyżek, owi dobywają chleba spod brudnych sienników, inni wynoszą stołki przed kazamatę, drudzy szafliki z jedzeniem, gdyż zawsze prawie, czyli to mróz, czyli upał, jadano przed kazamatą”.

W zamojskiej twierdzy przebywało zwykle kilkuset skazańców. Jednak już w 1825 r. - w wyniku nasilających się carskich represji – więziono tam około 1,1 tys. osób, głównie w kazamatach Bramy Lubelskiej i Bramy Lwowskiej. Byli to najczęściej więźniowie polityczni i wojskowi. Różnili się od obywateli miasta. Mieli przepisowo ogolone głowy (zgodnie z carskim zarządzeniem), nosili brudne, podarte łachmany oraz charakterystyczne, naszyte na plecach łaty.

„Ubiór więźni (pisownia oryginalna – przyp. red.), wydawany na cały rok, składał się z zimowego i letniego. Więźniowie jednakże często nosili cztery lata to, co mieli nosić tylko jeden rok…” - notował Dobrzycki.

Kule, kajdany, taczki

W Zamościu karę odbywali ludzie skazani na dożywocie oraz 20 i między innymi 10-letnie więzienie. Zawsze cierpieli przejmujący chłód, „ciężki zaduch” i plagę robactwa. Doskwierały im różne choroby m.in. na tle reumatycznym. Byli też bardzo wycieńczeni i niedożywieni (dostawali zwykle jeden posiłek dziennie, czasami trochę wódki). Musieli pracować każdego dnia, nawet w niedzielę i święta – po kilkanaście godzin na dobę (latem nawet od godz. 3 do 11, a potem od godz. 13 do 19) przy sypaniu wałów czy przy np. przy ciosaniu kamieni.

Pracy nigdy nie brakowało. W latach 1817-1837 przeprowadzona została gruntowna modyfikacja zamojskich fortyfikacji. Działał nawet specjalny korpus inżynierii twierdzy Zamość. Ilość wykonanych pod kierunkiem tej „komórki” prac trudno zliczyć. Wzmocniono m.in. forteczne mury, przebudowano miejskie bramy oraz wzniesiono potężną działobitnię zwaną Rotundą.

Najcięższe roboty oczywiście wykonywali skazańcy. Nie ułatwiano im tego. Niektórzy więźniowie byli na stale przykuci do taczek oraz meli na sobie ciężkie kajdany (skuwały zwykle lewą rękę z prawą nogą), pod którymi dosłownie się uginali. Na przykład byli żołnierze, skazani za dezercję, dźwigali żelazny łańcuch, złożony z 25 ogniw, który wraz z metalową kulą i okuciem – ważył 48 funtów (funt w carskiej Rosji było to dokładnie 0,4095 kg).

„Przy robocie cały ten ciężar włóczyli po ziemi za nogą, w marszu zaś na plecach, obwinąwszy się (łańcuchem) w pas, przerzucali kulę na plecy” – opisywał Mikołaj Dobrzycki. „Ludzie ci wyglądali jak cienie i wszyscy prawie na ból w plecach narzekali”.

Więźniów trzymano w karbach także dzięki licznym represjom. Dochodziło do publicznych egzekucji.

Wieczna nienawiść tyranom!

„W pierwszych dniach stycznia 1825 roku, podczas tęgiego mrozu, między 10 a 11 godziną rano, kazano roboty zaprzestać; wtem daje się głos słyszeć, że ma być parada wewnątrz fortecy” – czytamy we wspomnieniach Mikołaja Dobrzyckiego. „Zdziwiony wyrazem parada, pytam się, co by to znaczyło? Odpowiedziano mi, że jeden więzień z ułaskawionych został przywieziony za powtórną dezercję z wojska i skazany na 500 kijów przez wielkiego księcia”.

Jak opisuje autor zapisków, nieszczęśnika przywieziono na więzienny plac okutego w ciężkie kajdany. Przeczytano rozkaz (właściwie wyrok), a potem wytypowano czterech więźniów, którzy mieli skazańca trzymać. Powalono go na ziemię, a potem siepacze (rosyjscy podoficerowie) wymierzyli mu kijami 200 razów. Następnie skazańca odprowadzono do więziennego lazaretu. Gdy jego rany zagoiły się – dokładnie tydzień później – odbyły się jeszcze dwie podobne „parady”. Jedna po drugiej. Mężczyzna przeżył, ale więźniowie byli tym pokazem okrucieństwa wstrząśnięci.

„Po takich mękach widziałem tego człowieka na robocie, w miesiąc po ostatniej porcji kijów, zdrowego wprawdzie, lecz nadzwyczaj bladego” – czytamy w pamiętniku.

Jak czytamy dalej we wspomnieniach, w niedziele – przed pracą – skazańcy mogli wysłuchać mszy, którą odprawiał niejaki ksiądz Hoffman w więziennej kazamacie. Śpiewano m.in. pieśń „Boże zachowaj nam króla” (chodziło o Aleksandra I, który koronował się także na władcę Polski).

„Pamiętam, że w czasie rezurekcji 1825 roku odbytej w pieczarze (tak więźniowie nazywali swoje więzienie) na nowo zaprzysiągłem wieczną nienawiść tyranom i najeźdźcom ojczyzny” – notował w swoich zapiskach Mikołaj Dobrzycki.

Autor tych wspomnień pracował m.in. jako kamieniarz na tzw. stanowisku obok zamojskiej Bramy Szczebrzeskiej. Ciosał potężne kamienie, których używano do rozbudowy twierdzy. Pracował także m.in. jako brukarz, woził także piasek – jak tłumaczył – „potrzebny do lasowania wapna”. Przebywał w zamojskiej twierdzy cztery lata. Po nim, w tym ponurym więzieniu” przetrzymywano jeszcze wiele osób.

Zamojską katorżnię zlikwidowano w 1866 roku, wraz z kasatą twierdzy (pisaliśmy o tym niedawno obszernie), którą uznano w tym czasie za przestarzałą. Skazańców przeniesiono do Dęblina, zwanego wówczas przez Rosjan Iwanogrodem.

W dwusetną rocznicę uwięzienia

Teraz można poszerzyć wiedzę o twierdzy Zamość zamienionej w carskie więzienie. W miejscowym Muzeum Fortyfikacji i Broni Arsenał otwarto właśnie wystawę pt. „Walerian Łukasiński w 200. rocznicę uwięzienia w twierdzy zamojskiej”.

Jak czytamy w opisie, ekspozycja opisuje życie i dziedzictwo Łukasińskiego w trzech odsłonach: jego działalność przed uwięzieniem, osadzenie w Zamościu oraz późniejsze upamiętnienie jego losów. Znalazły się tam m.in. archiwalne dokumenty, grafiki, rzeźby i medale, które – jak zapewniają organizatorzy - „przeniosą zwiedzających w atmosferę XIX wieku”.

Historię osadzonego w Zamościu mjr. Waleriana Łukasińskiego (oraz jego współwięźniów) poznamy, dzięki unikalnym eksponatom pochodzących ze zbiorów Muzeum Narodowego w Warszawie, Muzeum Warszawy, Muzeum Zamojskiego w Zamościu, Muzeum Fortyfikacji i Broni „Arsenał”, Archiwum Państwowego w Zamościu, Filmoteki Narodowej oraz kolekcji prywatnych.

Autorem scenariusza ekspozycji jest natomiast dr Jacek Feduszka. kustosz Muzeum Zamojskiego w Zamościu.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Polacy nieświadomi zagrożeń związanych z AI

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski