Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ludzie z miasta, którego nie ma

Ewa Czerwińska
Joanna Zętar i Marcin Fedorowicz, "zamieszani" w album
Joanna Zętar i Marcin Fedorowicz, "zamieszani" w album Jacek Babicz
O ludziach z Szerokiej i okolic zatrzymanych w kadrze przez Maxa Kirnbergera z Joanną Zętar i Marcinem Fedorowiczem z Ośrodka Brama Grodzka - TNN rozmawia Ewa Czerwińska.

Lubliniana powiększyły się ostatnio o nową pozycję. To album złożony ze zdjęć mieszkańców Lublina żydowskiego pochodzenia w żydowskim mieście, zrobionych w roku 1940. Jesteście Państwo "zamieszani" w to przedsięwzięcie.

Joanna Zętar: Reprezentujemy grupę ludzi, która nad tym wydawnictwem pracowała. Ja miałam szczęście zawieźć projekt do drukarni, na pewnym etapie koordynowałam to wszystko, co się wokół niego działo. Pomysł, żeby je za-mknąć w albumie, należy do Tomasza Pietrasiewicza. Nie byłoby tych zdjęć w Lublinie, gdyby nie pani Ulrike Grossarth z Drezna. Jest artystą plastykiem, a przyjechała do Lublina, do Bramy Grodzkiej, bo zainteresowała się historią Lublina, wcześniej zafascynowana fotografiami przedwojennego dokumentalisty Lublina Stefana Kiełszni. Zdjęcia lubelskiego mistrza wykorzystuje zresztą w swoich projektach. Nawiązała się między panią Ulrike a nami pewna więź, więc powiedzieliśmy jej, że w muzeum w Berlinie znajdują się fotografie przedstawiające lubelskie getto, które chcielibyśmy mieć. A wtedy ona zadeklarowała, że pomoże nam je uzyskać. Pani Ulrike nie znała wojny, to rocznik powojenny. Myślę, że ona ma po prostu ogromną wrażliwość estetyczną, dzięki której docenia sztukę Stefana Kiełszni. Pomaga teraz w organizowaniu wystawy lubelskiego fotografa w Niemczech.

Spodziewałam się na tych fotografiach twarzy pełnych bólu, a tu - niespodzianka. Uśmiechy, spokój..

Marcin Fedorowicz: Zdjęcia przyjechały z Berlina z niewielką informacją, jedynie z datą: 1941 rok. Od razu, przy pierwszym oglądaniu my też zwróciliśmy uwagę na ich pogodny klimat i zakwestionowaliśmy - wraz ze znawcami tematu: Robertem Kuwałkiem, pracownikiem naukowym Muzeum na Majdanku i nieżyjącym dziś profesorem Tadeuszem Radzikowskim - datę powstania fotografii. Wątpliwości budzi wygląd mieszkańców getta - są w zbyt dobrej formie fizycznej jak na 1941 rok. Nie wyglądają na ludzi z piętnem wojny, izolacji, głodu, śmierci. Stwierdziliśmy, że zdjęcia zrobiono jeszcze przed utworzeniem getta. Oczywiście, lubelska dzielnica żydowska nie została otoczona murem, jak warszawska. Dopiero, i to niecała, pod koniec 1941 roku. Trwały przesiedlenia, ale formalnie getta nie było. Mieszkańcy mogli się kontaktować ze stroną aryjską. Popatrzmy na zdjęcie targu przy ulicy Świętoduskiej: ta Żydówka robi zakupy u lubelskiej przekupki. Widać, że te dwa światy - żydowski i aryjski - jeszcze się ze sobą kontaktują, jeszcze nie ma zakazu. Gdyby nie opaska na ręce kobiety, można by przypuszczać, że wojny nie ma.

Joanna Zętar: W albumie znajdziemy więcej fotografii, na których są kobiety. Schludnie, a nawet modnie ubrane. Sukienki mają w bardzo dobrym stanie. Album nosi tytuł "Fotografie getta". Pośród tego zbioru - a zdjęć jest siedemdziesiąt - są fotografie, które były wykonane poza dzielnicą żydowską - na Krakowskim Przedmieściu, na placu Katedralnym. Album otwiera tekst Jakuba Gladsztajna, poety piszącego w jidysz, związanego z naszym miastem - "Lublinie, moje święte miasto". Opowiada o mieście, które oglądamy na fotografiach. Oryginalnie tekst został napisany w języku jidysz, na potrzeby albumu przetłumaczyła go profesor Monika Garbowska-Adamczyk. Wszystkie teksty są w trzech wersjach językowych - polskiej, angielskiej, hebrajskiej, a to dzięki tłumaczeniu Jakuba Bekera. To nasz przyjaciel, promujący Ośrodek Brama Grodzka w Izraelu. Autorką projektu graficznego jest Małgorzata Rybicka. To ona ułożyła zdjęcia. No i ostatni wydawniczy krok - zaangażowanie Wojciecha Guza z wydawnictwa Petit. Podszedł z ogromną czułością do tego dzieła. A do Marcina należało, żeby te zdjęcia podpisać i wydatować.

Oglądałam je kilka razy, bardzo dokładnie, ale kilku sfotografowanych miejsc kompletnie nie potrafiłam zlokalizować, nawet tych, należących do świata, który przetrwał. Jak je rozpoznaliście?

Marcin Fedorowicz: Pomagało doświadczenie. Zasób setek zdjęć, jakie mamy w Ośrodku, stanowił bazę do porównania. Czasem jeden maleńki szczegół powoduje, że potrafimy jakieś miejsce zidentyfikować. Analizowałem dokładnie każdą fotografię. Wygląd ludzi potwierdzał, że datowanie na 1941 jest omyłkowe. Ale są jeszcze dwa zdjęcia, które potwierdzają tę omyłkę z innego powodu. Widać na nich prace remontowe w okolicach Nowego Placu Targowego, dziś targowisko przy alei Tysiąclecia. Na pierwszym planie widać rów - to koryto Czechówki, które zasklepiano od 1938 roku, ze względów sanitarnych. Prace kontynuowały władze okupacyjne, a zakończono je w 1940 roku. Niewielu lublinian wie, że zrobiono tam pierwszy w historii miasta deptak. Ułożono kostkę brukową. Biegł przez dzisiejsze aleję Tysiąclecia, halę Novą i teren dworca PKS. Kończył się gdzieś przy skrzyżowaniu alej: Tysiąclecia i Unii Lubelskiej.
Być może zdjęcia pochodzą z różnych archiwów.
Marcin Fedorowicz: Sądzę, że nie. To jedna kolekcja, złożona z fotografii wykonanych - przypuszczam - w podobnym czasie, w ciągu jakiegoś tygodnia. Na jednym ze zdjęć, zrobionym na placu Po Farze, wi-dzimy dwie kobiety, które siedzą na murku, rozmawiają w słońcu, obok stoi dziecięcy wózek. Ubrane są w płaszcze, ale rozpięte, więc - przypuszczam - że jest wczesna wiosna. Może koniec kwietnia, może początek maja. Proszę zwrócić też uwagę na młode liście na drzewach.

Kończą album dwa kadry pokazujące drogę za rogatkami miasta. W jednym odjeżdżają furmanki, jest ich wiele, giną za horyzontem. W drugim - ta droga jest już pusta. Symboliczne. Podoba mi się to zakończenie. Ciekawe, dokąd prowadzi ta szosa.

Joannna Zętar: Wyłożona jest klinkierem, więc, jak sądzę, to droga na Zamość. A my wiemy, że w muzeum w Berlinie są kolejne zdjęcia Kirnbergera - właśnie z Zamościa i Izbicy. Więc ten album może otworzyć kolejny...

Powiedzmy teraz o autorze. Wiem, że to Niemiec i że ten fakt wywołał pewne kontrowersje wśród oglądających - otworzył puszkę z domysłami.
Marcin Fedorowicz: Autor zdjęć Max Kirnberger, Niemiec z Bawarii, był nauczycielem rysunku. Miał wiedzę o malarstwie renesansowym, intuicję artystyczną, wiedział, jak kadrować, co zresztą widać na jego zdjęciach. Fotografią zajmował się po amatorsku. Znane są jego zdjęcia przedwojenne wykonane w Bawarii. Na początku wojny został zmobilizowany, trafił do wojsk łączności i przebywał na terenie Generalnej Guberni, do 1942 roku. Z powodu złego stanu zdrowia został zwolniony do cywila, wrócił do ro- dzinnego miasta i do zawodu. Niewiele o nim wiemy. Ten jego epizod wojenny był, jak się wydaje, przymusowy.

Fotografowani patrzą fotografowi prosto w oczy, bez lęku. Mundur nie robił na nich wrażenia?
Marcin Fedorowicz: Trudno mi powiedzieć coś konkretnego o jego przekonaniach. Czy był nazistą, czy też, jak już powiedziałem, traktował udział w wojnie jak zło konieczne. Nie wiadomo...

Joanna Zętar: Kilkakrotnie rozmawiałam o tym z Robertem Kuwałkiem. Zastanawia-liśmy się, czy Max był w mundurze. A może nie? I czy jest możliwe, żeby chodził w cy-wilu? Robert oglądał jego krakowskie zdjęcia, utrzymane w tym samym, pogodnym klimacie. Nie wiemy też, czy te jego prace były publikowane w jakichś pismach propagandowych. Pewnie nie. A czy robił je na czyjeś zlecenie - też nie wiemy. Jedna z naszych koleżanek, która pośredniczyła w pozyskaniu jego archiwum, powiedziała mi kiedyś, że kiedy je ogląda, ma ochotę otworzyć okno i wyjrzeć na ulicę, żeby sprawdzić, czy tych ludzi tam nie ma.

Czy ktoś z fotografowanych ludzi został zidentyfikowany?
Joanna Zętar: Tylko jeden - Marek Alten, szef lubelskiego Judenratu. Nie wiemy, czy Kirnberger wiedział, komu robi zdjęcie. I nie doszliśmy do tego, czy on, pracując w służbach informacyjnych, mogł znać pracownika Judenratu. Prosiliśmy Josiego Dakara z Tel Avivu, honorowego ambasadora Lublina w Izraelu, żeby pokazał te fotografie członkom ziomkostwa. Nikt jednak nie rozpoznał na nich znajomych. Mniej problemów mamy z identyfikacją sfotografowanych miejsc. Choć też nie wszystkie udało się rozpoznać.
Na przykład te podwórka z drewnianymi komórkami, facjatkami.. Niemal czuje się zapach kartoflanych placków i kurz wzniecany przez dzieciaki grające w palanta.
Marcin Fedorowicz: No właśnie, takie podwórko jest trudne do zlokalizowania. Ale czasem jakiś detal - charakterystyczne okno, drzwi, jakaś deska - nagle pozwala odkryć geografię miejsca. Ostatnio obliczyliśmy, ile domów stało przy Szerokiej i innych ulicach dzielnicy żydowskiej: około sześciuset. Ponad 2/3 tych budynków zostało zniszczonych, a my nie mamy o nich żadnej dokumentacji. To pokazuje skalę trudności.

Joanna Zętar: Jedna z fotografii nie dawała mi spokoju. To zdjęcie żebraczki siedzącej na ulicy, na jakimś schodku. Głowiłam się, bo gdzieś już to miejsce widziałam... I w końcu skojarzyłam: to schodek obok wejścia do kościoła św. Ducha. Jest tam do dziś, chodzimy obok niego.

To fascynujące być detektywem w mieście, którego nie ma.
Joanna Zętar: Takie zdjęcia, które w końcu, po trudach identyfikujemy, dostarczają najwięcej satysfakcji. Pomaga długoletnie kolekcjonowanie. Możemy położyć obok siebie kilka fotografii i porównywać rozpoznane z nierozpoznanym. A kiedy już znane będą wszystkie miejsca, możemy pokusić się o zrobienie mapy tych spacerów z aparatem po Lublinie. Album ma niezaprzeczalny walor: pokazuje przedwojenny Lublin, z jego mieszkańcami, zaułkami, zapachami, miasto, którego już nie ma. I drugi: materiał zdjęciowy to zwarta kolekcja, powstała w określonym czasie.

Kiedy umarło to żydowskie miasto?
Marcin Fedorowicz: Definitywnie 16 marca 1942 roku. W nocy, ok. 22 teren dzielnicy żydowskiej rozciągającej się od ulicy Kowalskiej do ulicy Unickiej został otoczony przez żandarmerię niemiecką i wojska ukraińskie. Rozpoczęto wysiedlanie. Ludzi pędzono na plac targowy, stamtąd do wielkiej synagogi przy Jatecznej, dziś aleja Tysiąclecia. Potem pędzili ich ulicą Kalinowszczyzna obok kirkutu, przez słomiany rynek. Przechodzili przez most na Bystrzycy, na ulicę Łęczyńską, na tereny dawnej rzeźni miejskiej - na bocznicę kolejową. Tam pakowano ich w pociągi. Upiorne, że w dzień ta rzeźnia produkowała konserwy dla Wehrmachtu, a nocą pełniła rolę Umschlagplatzu. Szacuje się, że do Bełżca odjechało stamtąd około 23 tysiące ludzi. 9 tysięcy - oficjalnie 5 tysięcy, bo tyle miało pozwolenie na pracę - uniknęło wywózki. Ta reszta została przeniesiona na teren Majdanu Tatarskiego. Wydawało się, że Niemcy zostawią tam Żydów w spokoju. Żydzi zasiedlili domki z ogródkami, bo ich pierwotnych mieszkańców przeniesiono do domów po-żydowskich. Niemcy kazali Żydom pielęgnować te przydomowe ogródki. To budziło nadzieję. W listopadzie 1942 roku getto zostało zlikwidowane.

Joanna Zętar: Zachowała się lista mieszkańców getta na Majdanie Tatarskim. Odczytujemy ją 16 marca, w rocznicę Akcji Reinhardt. Album "Lublin 1940. Fotografie getta" został przez nas zgłoszony do konkursu na najpiękniejszą ksiażkę roku.

Archiwum Fotografii Ośrodka "Brama Grodzka - Teatr NN". Oryginały zdjęć znajdują się w zbiorach Deutsches Historisches Museum w Berlinie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski