Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Maat Festival: Wiatr wieje od strony alternatywy

Sylwia Hejno
Materiały organizatora
- Tylko nie starajcie się szukać sensu. Moje przedstawienie nie ma żadnego określonego przesłania. Koncepcja jest moja, nie wasza - ostrzegł widownię Ryuzu Fukuhara na czwartkowym otwarciu Maat Festivalu.

Spokojnie sprawdził ustawienia na laptopie. Zbliżył się do dwóch podłużnych, błękitnych lamp. Po chwili leżał na podłodze w tym samym stroju, w którym powitał gości - marynarka, biała koszula, eleganckie spodnie. Zwyczajnie i naturalnie przyszedł ten moment gdy zaczął zmagać się z własnym ciałem - najpierw ledwie zauważalnym ruchem głowy, następnie dłonią, wskazując niewidzialny punkt. Od gestu, do gestu to stopniowe wznoszenie przerodziło się w burzę. Nic w tym nie ma ładnego. Jest za to piękno ekspresji, niehamowanej niczyim spojrzeniem, ani przekonaniem o tym, co być powinno.

"Tańcząca Linia" Elżbiety Rojek był pierwszą prezentacją Idei Zone, strefy bliskości artysty z widzem. Ten drugi czuł się zaintrygowany widząc jak w gładkim materiale jak na wodzie rzeźbią się dwa ludzkie kształty. Trochę zdezorientowany, gdy błysnęło złotem, zaszeleściło folią, jakoś w poprzek cichej, łagodnej muzyki. I mocno zakłopotany, gdy z jednego z worków wyskoczyła jasnowłosa dziewczynka w różowej sukience, tak drobna, że plątała się w tasiemce (a kłopot wynikał stąd, że jasnowłose dziewczynki w różowych sukienkach pakują odbiorcę w pułapkę rozczulenia).

Niebanalnie ciało - jako źródło dominacji, poniżenia i ograniczeń - potraktowali twórcy "Końca Półświni". Chociaż sam ruch nie był głównym tematem tego spektaklu, poprzez brutalizację i dosłowność zachowań udało im się przeprowadzić widza poprzez błazenadę, do atmosfery napięci i opresji, skoncentrowanych właśnie w cielesności. Wizja ciała (świńskiego, ludzkiego, świńsko-ludzkiego?), kaleczonego, umierającego czy sprowadzonego do roli seksualnej maszyny, przy milczącym udziale widowni jako loży voyeur’ów , celnie i przewrotnie wpisała się w ideę festiwalu.

Jego organizatorom udało się sportretować złożoność cielesnych możliwości i różnorodność form ruchu. Zadbali także o edukację, ponieważ wykładów w programie było sporo. Hasłowa "Przestrzeń ciała" wypełniła się elementami butoh, performance, dramaturgii i jednym z najbardziej pierwotnym ze znaków, jakim jest nagość. Ciało nagie i znaczące wtórowało wpisanej weń niemożliwej do odsłonięcia zagadce. Kolejny raz pojawiła się Sylwia Hanff, która we współpracy z Indią Czajkowską zaprezentowała spektakl "Mudra". Było to estetycznie dopracowane widowisko, utrzymane w tonie medytacji. Rytualność wzmogła muzyka.

"Pinku Chirashi" Sławomira Bendrata sięgnęło w głąb Japonii. Samotność dotkliwa, że aż chwytająca za trzewia wypełzła spod kolorowego kimona. Powiało komiksową melancholią mieszaną z przerysowaniem. Sławomir Bendrat bez ani jednego fałszywego tonu pogodził ekspresję, estetykę i konturami rysującą się w tle opowieść. Coś z buntem zaskrzeczało w starej pufie, gdy aktorzy krążyli "Wokół Maus" Teatru Maat Projekt. Utrzymaniu dynamiki na scenie niezbyt widać służy ruch kołowy. Ale za to publiczność… Ta lubelska często zapada na kurtuazyjną chorobę sztywnych kolan po przedstawieniu. Maatowska nie sztywnieje, gdy jej się nie podoba: tu ktoś bije przedwcześnie wybije brawo, tam ktoś chrapnie… W Lublinie zapachniało offem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski