Styczeń 1991 r. Świat żyje wojną w Zatoce Perskiej, w Polsce władzę przejmuje rząd Jana Krzysztofa Bieleckiego z wicepremierem Leszkiem Balcerowiczem. Trwa transformacja gospodarcza i polityczna, jednocześnie nad Wisłą nadal stacjonują wojska radzieckie. Zima jest śnieżna i mroźna.
W Lublinie trwają poszukiwania zaginionej studentki. 23-letnia Jolanta T. była studentką piątego roku Wydziału Pedagogiki i Psychologii UMCS. Wieczorem 22 stycznia 1991 r. wyszła z akademika i słuch o niej zaginął. Początkowo nie było powodów do niepokoju. W Lublinie każdego miesiąca kroniki policyjne notowały przynajmniej kilka zaginięć, funkcjonariusze przyjmowali zgłoszenia o zaginionych, ale wiele z tych osób odnajdowało się samych i w niedługim czasie. Nie było podstaw do obaw, że tym razem będzie inaczej. Wkrótce okazało się jednak, że spełnił się najczarniejszy scenariusz.
Zwłoki
Popołudniu 28 stycznia, w trakcie rutynowego przeszukiwania okolic miasteczka uniwersyteckiego, policjanci dostrzegli pod warstwą śniegu plamy krwi oraz drobne odpryski kości. Makabrycznego znaleziska dokonano około 300 metrów dalej.
„Ciało dziewczyny było przykryte jesionką i kawałkami papy. Leżało w zagłębieniu, twarzą zwrócone do ziemi, na terenie byłej strzelnicy wojskowej przy al. PKWN” - czytamy w Kurierze Lubelskim z 29 stycznia 1991 r.
Strzelnica znajdowała się przy skrzyżowaniu dzisiejszej ul. Pagi z ul. Głęboką. Miejsce przez lata otoczone było złą sławą. Porastały je chaszcze. Obecnie UMCS wznosi tam budynki. Do nowego kampusu ma się przenieść Wydział Politologii. To właśnie w tej okolicy blisko 30 lat temu znaleziono ciało Jolanty.
Specjaliści kryminalistyki przeczesywali miejsce zbrodni w nadziei znalezienia śladów, które mogłyby ich naprowadzić na sprawcę lub sprawców. Zwłoki były pozbawione dolnej części garderoby. Oględziny miejsca zdarzenia utrudniały obfite nocne opady śniegu. Ciało 23-latki przetransportowano do Zakładu Medycyny Sądowej. Wyniki sekcji były wstrząsające.
„Dziewczyna została prawdopodobnie zaatakowana od tyłu. Stwierdzono trzy potężne uderzenia w głowę, jakimś tępym narzędziem. Jedno z nich zadane zostało z przerażającą siłą i doprowadziło do promienistego pęknięcia całej czaszki. Morderca, jak się przypuszcza, pastwił się nad usiłującą się bronić ofiarą” - donosił Kurier.
Ofiara miała siniaki w okolicach głowy. W jej organizmie wykryto ciała obce. Najprawdopodobniej mordu dokonano na tle seksualnym. „Przerażające są również widoczne gołym okiem ubytki zarówno dolnej jak i górnej wargi ofiary. Pierwsze opinie mówią o ich odgryzieniu” - relacjonował dziennikarz.
- Skąd tak duża brutalność w działaniach sprawcy lub sprawców? - pytamy specjalistę.
- Tak wielkiego aktu przemocy nie sposób oceniać w kategoriach przykładanych do osób zdrowych. Nawet w przypływie wielkich emocji w naszym umyśle są mechanizmy, które powstrzymują nas od zamachu na czyjeś życie. Możliwych przyczyn zdarzenia, ale nie usprawiedliwienia, szukałbym po stronie neurologicznej lub psychologicznej - odpowiada dr Piotr Kwiatkowski, psycholog i psychoterapeuta.
Zdaniem eksperta, czynu mogła się dopuścić osoba z uszkodzonym płatem czołowym. To część mózgu, która odpowiada za hamulce, reguły, normy, wrażliwość, współczucie i empatię.
- Jeśli płat czołowy zostanie naruszony to zazwyczaj pojawiają się kłopoty z samokontrolą. Czasem chory za dużo powie szefowi, a czasem przejawia się to w tak jaskrawej formie, jak zabójstwo – mówi dr Piotr Kwiatkowski. Ograniczenie przepływu impulsów w mózgu może sprawić, że człowiek utraci kontrolę nad własnym zachowaniem. Taki efekt wywołują niektóre substancje psychoaktywne – alkohol, ale przede wszystkim narkotyki i dopalacze.
- Niekiedy po ich zażyciu człowiek nie jest w stanie adekwatnie ocenić konsekwencji swoich zachowań. Nie bierze pod uwagę życia i zdrowia drugiej osoby oraz ewentualnej kary, która może go czekać. Mogą być to sytuacyjne, tymczasowe efekty działania substancji, ale po pewnym czasie również stan chroniczny, przewlekły, związany z nieodwracalnymi zmianami w centralnym układzie nerwowym - wyjaśnia ekspert.
Psychoza
Lubelska prokuratura i policja rozpoczęła poszukiwania sprawcy lub sprawców. Prześwietlono wszystkich znanych „dewiantów seksualnych”. Badano wszystkie dotychczasowe przypadki napastowania kobiet w okolicy miasteczka uniwersyteckiego i LSM.
- Zaangażowaliśmy wszelkie będące w naszej dyspozycji środki, by doprowadzić do ujęcia mordercy – zadeklarował podinspektor Arnold Superczyński, szef lubelskiej policji. Na komendę zgłosiły się kobiety, które były obiektem ataków mężczyzn na osiedlu Botanik. Trzeciego dnia rozpoczęły się zatrzymania. 4 lutego lokalne gazety opublikowały portrety pamięciowe mężczyzn, którzy mogli mieć bezpośredni związek z zabójstwem studentki.
Sprawca lub sprawcy pozostawali jednak nieuchwytni. W mieście zaczęła narastać psychoza strachu. Studentki bały się wieczorami wchodzić do parku, żeby nie podzielić losu koleżanki. Każdą dłuższą i nieusprawiedliwioną nieobecność w domu, zwłaszcza młodych kobiet, rodziny przyjmowały z niepokojem. Kobiety bały się wychodzić nocą z domów. Policja parokrotnie była wzywana, bo ktoś, gdzieś widział podejrzaną osobę. Wszystkie zgłoszenia okazały się bezpodstawne. Czy mieszkańcy stracili głowy?
- Nie ma emocji pozytywnych i negatywnych, co najwyżej przyjemne i nieprzyjemne. Wszystkie one są w jakiś sposób pożyteczne, czemuś służą. Tak je zaprojektowała matka natura – wyjaśnia dr Piotr Kwiatkowski. I dodaje: - Jeśli pojawia się informacja, że dzieje się coś złego, automatycznie ogarnia nas strach o bliskich, o żonę, o córkę. To naturalne. Strach jest po to, żebyśmy się nie pakowali w sytuacje potencjalnie niebezpieczne. Strażacy, policjanci, żołnierze, osoby, które w sytuacjach stresowych wykazują odwagę i nazywamy ich bohaterami, też się boją, ale podejmują decyzję, żeby przełamać strach. Z drugiej strony są osoby, które zupełnie nie czują strachu. One zazwyczaj nie żyją długo.
Paradoksalnie, utrzymujące się przez dłuższy czas napięcie prowadziło do zabawnych sytuacji.
„Mieszkaniec al. Kraśnickiej bladym świtem zaalarmował Komisariat V Policji, że jego żony nie ma w domu od 24 godzin. On odchodzi od zmysłów, zwłaszcza patrząc na rocznego synka, który być może już nigdy nie zobaczy mamy” - czytamy w Kurierze z 8 lutego.
Alarm postawił na nogi szwadron policji. Mundurowi i funkcjonariusze po cywilnemu wyruszyli w miasto, do szpitali, rodziny zaginionej, jej koleżanek oraz ich rodzin. Sprawdzili każdy kontakt, który mógł naprowadzić na ślad kobiety. Prawda okazała się dużo bardziej prozaiczna. Kobieta spotkała znajomego z dawnych lat i straciła poczucie czasu. „Lekkomyślność młodej osoby oderwała od innych ważnych zajęć szwadron policji, kilka radiowozów, na wiele godzin zajęła miejsce w eterze” - wyliczał dziennikarz.
Wampir z Bytowa
Poszukiwania podejrzanych przedłużały się. Przełom nastąpił dopiero kilka miesięcy później. W 1992 r. zatrzymano Leszka Pękalskiego. Początkowo oskarżono go o brutalny gwałt. W listopadzie tego samego roku sąd skazał go za to na dwa lata więzienia w zawieszeniu. Kiedy prokuratura zaczęła się bliżej przyglądać jego aktywności okazało się, że lista zarzutów może być dużo dłuższa, m.in. zarzuty zabójstwa. Podczas przesłuchań zaczął opowiadać o kolejnych, coraz bardziej szokujących morderstwach. W sumie przyznał się do 90 zbrodni w różnych częściach kraju. To wtedy przylgnął do niego pseudonim „Wampir z Bytowa”.
Później z części zeznań się wycofał. Ostatecznie prokuratura postawiła mu 17 zarzutów morderstw dokonanych między 1984 a 1992 rokiem. Wśród nich było zabójstwo 23-letniej Jolanty T. Na wolność miał wyjść w grudniu ubiegłego roku. Tak się nie stało, ponieważ sąd orzekł, że Pękalski nadal jest niebezpieczny i skierował go do zamkniętego ośrodka w Gostyninie. Sprawa zbrodni sprzed 30 lat trafiła do policyjnego „Archiwum X”, gdzie czeka aż na jaw wyjdą nowe fakty w sprawie śmierci studentki.
Kandydat PiS na prezydenta. Decyzja coraz bliżej
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?