Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marian Banaś. Należał do najcenniejszych dla PiS

Witold Głowacki
Witold Głowacki
Marian Banaś
Marian Banaś fot marek szawdyn/polska press
Kłopoty Mariana Banasia politycznie uderzają w PiS znacznie mocniej niż się wydaje. Banaś od lat zajmował na ławce kadrowej partii bardzo istotną pozycję. Nie bez podstaw uważany był za jednego z najcenniejszych fachowców w orbicie partii.

Czegoś takiego nie było w całej historii Najwyższej Izby Kontroli. Nowo powołany prezes NIK, wcześniej minister finansów, jeszcze zaś wcześniej szef Krajowej Administracji Skarbowej Marian Banaś musiał „zawiesić swą działalność” (cokolwiek to znaczy, bo polskie prawo niczego takiego nie przewiduje) i udać się na urlop bezpłatny po tym, jak dziennikarze śledczy TVN ujawnili, że należąca do niego krakowska kamienica została wynajęta ludziom z półświatka, którzy urządzili w niej „hotel na godziny”.

W dodatku Banaś nie wykazał wziętego na jej remont kredytu w oświadczeniu majątkowym, poważne wątpliwości budzi też bardzo niska kwota, za którą miał wynajmować budynek swoim cokolwiek podejrzanym kontrahentom, kwota, która może rodzić pytania o ewentualną chęć unikania podatków. W dalszej kolejności mamy poważne pytania o poziom świadomości prawnej i biznesowej człowieka, któremu PiS oddał nadzór nad kolejno: policją skarbową, wykonaniem budżetu państwa i zarządzaniem jego finansami, wreszcie nad najważniejszą instytucją kontrolną w jego strukturach. Mamy też pytania o jakość działań sprawdzających i zabezpieczających służb - które dopuściły do tego, by człowiek z zupełnych szczytów hierarchii urzędniczej wszedł w układy biznesowe, które pozwalają posądzać go o kuplerstwo.

Wbrew temu, co mówią medialni harcownicy obozu władzy, afera bardzo mocno uderza politycznie w Prawo i Sprawiedliwość. Marian Banaś nie jest bowiem człowiekiem z ulicy - jak dziś usiłuje przekonywać. Do kręgu zaufanych braci Kaczyńskich należał jeszcze w epoce PC - poznał ich zaś na początku lat 80., gdy bardzo aktywnie działał w opozycji. Doradzał Antoniemu Macierewiczowi jako szefowi MSW w rządzie Olszewskiego. W Najwyższej Izbie Kontroli po raz pierwszy pracował od lat 90. - trafił do Izby, gdy szefem NIK był Lech Kaczyński, cała jego kariera zawodowa do 2015 roku była ściśle związana z tą instytucją. Był wreszcie wiceministrem i szefem służby celnej już „za pierwszego PiS-u”, czyli w latach 2005-2007. Na kadrowej ławce PiS - jeszcze w 2015 roku naiwnie nazywanej „krótką” - zajmował bardzo istotną pozycję, bo należał do grona relatywnie nielicznych związanych z partią ludzi, którzy mogli legitymować się zarówno wszechstronnym wykształceniem, jak i bogatym doświadczeniem w pracy w jednej z najważniejszych i najpoważniejszych instytucji polskiego państwa, czyli w NIK.

Wtajemniczeni mówią zgodnie - Banaś był dla kierownictwa PiS człowiekiem, z którym bardzo się liczono. Jego opinie były traktowane poważnie, jego propozycje trafiały do wdrożenia, na Nowogrodzkiej uważany był za jednego z najlepszych fachowców, po których może sięgnąć partia. Podobnie rzecz miała się z otoczeniem Lecha Kaczyńskiego - i dotyczy to prawie dwóch dekad: od czasów prezesowania NIK, po czasy prezydentury. W PiS ma opinię eksperta i zarazem twardziela od finansów i podatków, który będzie szedł jak czołg do celu. Kogoś w rodzaju komornika, poborcy skarbowego i kuratoryjnego wizytatora w jednej osobie.

Nawet trudno się temu wszystkiemu dziwić. Bracia Kaczyńscy i inni najważniejsi politycy ich obozu mieli całkiem sporo obiektywnych powodów, by Banasia szanować.

Banaś jest o 6 lat młodszy od Jarosława Kaczyńskiego. Z wykształcenia również jest prawnikiem, ukończył studia w 1979 roku na Uniwersytecie Jagiellońskim, aplikację sędziowską uzyskał zaś w połowie lat 90. - w tzw. trybie pozaetatowym. Studiował również podyplomowo religioznawstwo (na UJ) i filozofię (Papieska Akademia Teologiczna). Na tym nie koniec - bo całkiem niedawno (9 lat temu) ukończył jeszcze podyplomowe studia audytorskie. Jak na standardy polskiej klasy politycznej to naprawdę imponujące wykształcenie.

Banaś ma w życiorysie również piękną kartę opozycyjną. Już w epoce KOR-u (choć do niego nie należał) i jeszcze w trakcie studiów kolportował samizdatowe wydawnictwa w Krakowie i na Podhalu (w rejonie Nowego Targu). Wtedy też działał w krakowskim Studenckim Komitecie Solidarności - uczestniczył w słynnym Czarnym Marszu studentów po śmiertelnym pobiciu (prawdopodobnie przez SB) Stanisława Pyjasa i włączył się do SKS szybko po jego zawiązaniu na studenckim wiecu kończącym demonstrację. Jeszcze na studiach zajmował się tematem zbrodni katyńskiej - to właśnie jej dotyczyły pierwsze kolportowane przez niego wydawnictwa, w 1978 roku dołączył do Instytutu Katyńskiego.

Od początku działalności w opozycji czasów PRL znajdował się zdecydowanie w orbicie tzw. opozycyjnej prawicy. Był członkiem ROPCiO, KPN-u, a także Ruchu Młodej Polski. Tuż po wprowadzeniu stanu wojennego Banaś został aresztowany - i w przeciwieństwie do większości opozycjonistów stanął przed sądem. Skazano go na 4 lata więzienia, co było wysokim wyrokiem dla więźniów politycznych, wyszedł po półtorarocznej odsiadce. Współzakładał krakowski Komitet Pomocy Więzionym za Przekonania. W 1985 roku zakładał z kolei z Romualdem Szeremietiewem i innymi działaczami opozycyjnej prawicy Polską Partię Niepodległościową, która powstała w wyniku wewnętrznych tarć w KPN-ie.

Jeszcze na studiach zaczął trenować karate - dziś może pochwalić się czarnym pasem.

Po roku 1989 Banaś wszedł w politykę. Należał do grona doradców Antoniego Macierewicza jako szefa MSW w rządzie Jana Olszewskiego - oczywiście aż do ujawnienia „listy agentów” i dymisji tego rządu. Odpowiadał za kwestie związane ze Strażą Graniczną, przez jakiś czas był nawet pełnomocnikiem Macierewicza do spraw tej służby. Potem trafił do Najwyższej Izby Kontroli, której prezesem został właśnie Lech Kaczyński - przyszły prezydent bardzo go cenił. Już jako kontroler NIK Banaś współzakładał ultrakonserwatywne Stowarzyszenie Obrony Wiary Narodu i Tradycji, które później założyło Wydawnictwo Ostoja - wydające dziś dzieła w rodzaju „Międzynarodowy Żyd” Henry’ego Forda, czy „Masoneria. Co to jest masoneria, co ona zrobiła, do czego dąży” ks. kardynała Feliksa Cavagnisa.

W NIK Banaś pracował aż do 2005 roku, stopniowo awansując na coraz wyższe stopnie urzędniczej hierarchii - dochodząc aż do rangi głównego specjalisty kontroli państwowej, co w NIK oznacza członków ścisłej elity kontrolerskiej. W 2001 roku zszedł ze stricte kontrolerskiej „linii frontu” i został w NIK doradcą prawnym, co prawdopodobnie miało związek ze zmianą u sterów NIK - prezesem izby został wtedy Mirosław Sekuła. Na pozycji doradcy prawnego Banaś mógł jednak nabywać nowe doświadczenia. Tym samym już przed powstaniem pierwszego rządu PiS należał do dość wąskiego grona tych spośród ludzi związanych z braćmi Kaczyńskimi, którzy mieli okazję nabywać długoletnie doświadczenie w pracy urzędniczej w jednej z kluczowych instytucji państwa. Z wnętrza NIK widać ogromnie wiele - oprócz służb naprawdę mało jest instytucji, które dawałyby podobnie rozległą i zniuansowaną wiedzę o działaniu struktur państwa.
Było więc całkiem logiczne, że po wyborczym zwycięstwie PiS w 2005 roku Marian Banaś natychmiast trafił do rządu Kazimierza Marcinkiewicza - jako wiceminister finansów i jednocześnie szef Służby Celnej. Utrzymał to stanowisko po przejęciu sterów przez Jarosława Kaczyńskiego. Po upadku rządu Kaczyńskiego, Banaś natychmiast wrócił do NIK. W krakowskim oddziale izby spędził kolejnych 7 lat z okładem - dokładnie do momentu, w którym PiS znów zdobył władzę.

Wtedy też natychmiast wszedł do rządu Beaty Szydło. Objął dokładnie to samo stanowisko, co dziesięć lat wcześniej. Tym razem jednak PiS miał wobec niego bardzo konkretny pomysł. Od początku miał zostać szefem nowej instytucji w strukturach państwa, czyli powołanej do życia przez PiS Krajowej Administracji Skarbowej. A była to i jest w planach PiS instytucja wyjątkowo ważna. Z dwóch zasadniczych powodów. Powstanie KAS miało z jednej strony odegrać w strukturach skarbówki i służby celnej podobną rolę, jak przejęcie nadzoru nad prokuraturą przez ministra sprawiedliwości. A zatem być narzędziem kadrowej i mentalnej rewolucji (w rozumieniu PiS oczywiście), która całkowicie podporządkuje obie bardzo przecież rozbudowane struktury nowej władzy. Zarazem jednak KAS miała też zupełnie strategiczne z punktu widzenia całej polityki PiS zadanie - to przecież właśnie nowa „superskarbówka” miała uszczelnić system podatkowy i sprawić, że rząd poprawi możliwości finansowania programów socjalnych, z tym dla PiS najważniejszym, czyli Rodziną Plus na czele.

Banaś przez cały 2016 rok zajmował się głównie przygotowywaniem nowej struktury do uruchomienia - od etapu prac nad ustawą aż do uruchamiania całej instytucji. W toku tych przygotowań KAS została wyposażona w bardzo rozległe uprawnienia, a mająca działać w jej strukturach Służba Celno-Skarbowa stała się organem ścigania o uprawnieniach porównywalnych z ABW czy CBA.

Wiosną 2017 roku to oczywiście Banaś stanął na czele nowo uruchomionej KAS. Pozostawał jej szefem aż do momentu, w którym z rządu Mateusza Morawieckiego odeszła minister finansów Teresa Czerwińska. Szefowa resortu finansów uznała, że nie widzi szans znalezienia w budżecie pieniędzy na nowe propozycje socjalne PiS, które przed wyborami europejskimi ogłosił Jarosław Kaczyński. Marian Banaś nie miał takich obiekcji - i to właśnie on objął stery resortu finansów po odejściu Czerwińskiej. Przypadła mu jednak rola ministra jedynie „technicznego” - bo pełnił tę funkcję ledwie przez niespełna 3 miesiące. 30 sierpnia resort przejął od niego Jerzy Kwieciński. Sam Marian Banaś został zaś tego dnia wybrany nowym prezesem Najwyższej Izby Kontroli i od razu zaprzysiężony.

Skąd ta zmiana? Funkcja szefa NIK została zwolniona przed upływem kadencji przez Krzysztofa Kwiatkowskiego z Platformy, który postanowił wystartować w wyborach parlamentarnych - i w związku z tym podał się do dymisji.

Banaś został wybrany na następcę Kwiatkowskiego głosami PiS. Zdążył obwieścić, że ma nową koncepcję kierowania NIK i wysłać do Sejmu wniosek o odwołanie wszystkich pełniących funkcję wiceprezesów Izby.

I na tym właściwie koniec. Trzy tygodnie po objęciu przez Banasia funkcji prezesa NIK „Superwizjer” TVN wyemitował materiał Bertolda Kittela o kamienicy na krakowskim Podgórzu należącej do Banasia i wynajętej braciom K. (znanym policji w roli prowadzących agencje towarzyskie i zajmujących się inną działalnością związaną z nierządem), którzy urządzili w niej tzw. hotel na godziny. W materiale widzimy obwieszonego złotem jednego z braci K. (pseudonim „Paolo”), który w trakcie wizyty dziennikarzy w tym przybytku pyta: „mam dzwonić do Banasia?”. I dzwoni. „Paolo” był w przeszłości skazany za pobicie z użyciem niebezpiecznego narzędzia, przewija się też w wielu innych prowadzonych przez krakowskie organy ścigania sprawach. Widzowie materiału poznali m.in. cennik hotelu, dowiedzieli się też, że „Paolo” nie ma w zwyczaju wydawania swym gościom paragonów.

Dziennikarze „Superwizjera” dowiedli też, że 400-metrowa kamienica o kilkumilionowej wartości nie była przez Banasia wpisywana do przynajmniej części jego oświadczeń majątkowych. Banaś nie wpisał również tego, że jej hipoteka była zabezpieczeniem kredytu wziętego przez firmę współnależącą do syna prezesa NIK.
Po emisji materiału Marian Banaś początkowo milczał, potem mówił o brutalnej nagonce urządzonej przez „totalną opozycję”. Wreszcie zaczął próbować się tłumaczyć. Opowiedział, jak miał wejść w posiadanie tej kamienicy. - 30 lat temu poznałem żołnierza AK, z którym się zaprzyjaźniłem jeszcze w latach 80. W 2007 roku w umowie dożywocia przekazał mi swoją starą kamienicę rodzinną, którą ja wyremontowałem. Stąd się wziął mój majątek - mówił w roli „Gościa” usłużnych „Wiadomości” TVP.

Wkrótce po ujawnieniu historii z kamienicą CBA ogłosiło, że już od kwietnia prowadzi tzw. kontrolę oświadczeń majątkowych Banasia - termin jej zakończenia był kilkakrotnie przedłużany - a kontrola wciąż trwa, co zdecydowanie świadczy o tym, że CBA znalazło w oświadczeniach pozycje, którym co najmniej musi się bliżej przyjrzeć. Dziwnym trafem nie wpłynęło to jednak ani na decyzję o powołaniu Banasia na ministra finansów, ani na jego kandydowanie na prezesa NIK, ani wreszcie na wynik głosowania znanych z dyscypliny posłów PiS.

Dziennikarze Money.pl postanowili wyprzedzić CBA i pieczołowicie podliczyli wartość majątku Banasia i jego żony. W materiale podkreślają, że nie było to łatwe - oświadczenia majątkowe prezesa NIK są bowiem, delikatnie mówiąc, mało czytelne i zagmatwane. Różne składniki majątku wymieniane są w różnych częściach dokumentów. Łącznie składają się nań oszczędności, dwa domy i trzy mieszkania oraz słynna - choć już sprzedana - kamienica na Krakowskim Podgórzu. Łączna wartość całego majątku może być szacowana na ok. 6-8 milionów złotych, co czyni wieloletniego urzędnika Najwyższej Izby Kontroli i dwukrotnego wiceministra jednym z najbogatszych wśród ludzi zajmujących wysokie stanowiska w polskim państwie.

Kilka dni po ujawnieniu afery przez TVN Marian Banaś wywiesił białą flagę - lub przynajmniej pomachał nią przez okno. Ogłosił, że „zawiesza swą działalność” jako prezesa Najwyższej Izby Kontroli i udaje się na bezpłatny urlop aż do wyjaśnienia sprawy oświadczeń majątkowych przez CBA.

POLECAMY W SERWISIE POLSKATIMES.PL:

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wielki Piątek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Marian Banaś. Należał do najcenniejszych dla PiS - Portal i.pl

Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski