18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marian Mika o tajemnicach lalek z Teatru Andersena

Damian Stępień
Damian Stępień
Pan Marian Mika prezentuje japońską lalkę bunraku. Robi ona ogromne wrażenie na dzieciach.  Obok  dobrze wszystkim  znany Pinokio
Pan Marian Mika prezentuje japońską lalkę bunraku. Robi ona ogromne wrażenie na dzieciach. Obok dobrze wszystkim znany Pinokio Damian Stępień
Czym się różni sycylijka od jawajki, co to jest bunraku, do czego służą czempuryty? O tajnikach pracy konstruktora lalek, Damianowi Stępniowi, opowiada Marian Mika od 45 lat związany z lubelskim Teatrem im. H. Ch. Andersena.

Pacynki, kukiełki i lalki od czterdziestu pięciu lat są niemymi świadkami pracy Mariana Miki w Teatrze im. H. Ch. Andersena w Lublinie. To właśnie on, niczym bajkowy Dżepetto, potrafi je wystrugać, nadać im odpowiedni kształt oraz za pomocą specjalnych mechanizmów sprawić, aby na scenie wyglądały jak żywe.

Trudne początki
Pracownia pana Mariana znajduje się na pierwszym piętrze teatru. Miejsce to bardzo przypomina te z "Męskiego gospodarstwa" Wisławy Szymborskiej: "Nie ma rzeczy, co nigdy na nic się nie przydaje. /Świdry, młotki, obcęgi, dłutka, tygle i fiolki/ kłęby sznurków i sprężyn i druty od parasolki/ powyciskane tubki, pozasychane kleje/słoiki duże, małe, w których coś tam mętnieje..." . Wszystko tutaj jest potrzebne i wszystko ma swoje miejsce, choć na pierwszy rzut oka trudno w to uwierzyć. Pośród tych narzędzi i drobiazgów Marian Mika jest niekwestionowanym królem, choć musiał przebyć długą drogę, aby zasłużyć sobie na uznanie.

- Moją pierwszą pracownią była stolarnia - wspomina konstruktor. - Było to malutkie pomieszczenie, właściwie wykute w grubym na kilka metrów murze. W tej wnęce był mój stół, przy którym pracowałem. Kiedy np. piłowałem kawałek drewna, piła ramowa uderzała w jedną ścianę, a ja łokciem w drugą. Miałem dosłownie dwadzieścia, trzydzieści centymetrów, aby się poruszać.

Mimo tych nie najlepszych warunków Marian Mika nie zraził się do swojego zawodu. Choć jego przygoda z teatrem, z którym w końcu związał się na całe życie, rozpoczęła się zupełnie przypadkowo.

- Początek był, mówiąc szczerze, nijaki. W 1967 roku skończyłem technikum plastyczne w Nałęczowie i postanowiłem zdawać na studia. Jednak za pierwszym razem się nie udało. Wróciłem w swoje rodzinne strony, czyli w Kieleckie i zacząłem szukać pracy. Miałem nie najlepszą sytuację finansową i chciałem jak najszybciej ją poprawić - mówi pan Marian.

W sierpniu przyjechał do Lublina, aby odwiedzić kolegów ze szkoły. Na jednym ze spotkań koleżanka opowiedziała, że pracuje w Teatrze Lalki i Aktora. Tak w tamtych latach nazywała się oficjalnie placówka.

- Los akurat chciał, że dyrektor teatru Stanisław Ochmański, poszukiwał pracownika na stanowisko tzw. łącznika pomiędzy stolarnią a pracownią plastyczną - dodaje pan Marian. - Koleżanka stwierdziła, że świetnie bym się nadawał na tę posadę.I tak się wszystko zaczęło - kończy z uśmiechem na twarzy.

Poprzednik pana Miki nie przekazał mu zbyt wielu informacji o ich pracy. W pracowni nie było narzędzi, szczypce, młotek, kolba lutownicza i właściwie tyle. Zbyt mało, aby stworzyć piękne lalki.

- Postanowiłem zaopatrzyć się w niezbędne rzeczy, choć w tamtych czasach nie było łatwo - mówi pan Marian. - Trudno było kupić nawet gwoździe czy śrubki.

- Co, na rachunek? Nie ma mowy. Niech pan nie zawraca głowy - żartuje pan Mika, udając sprzedawcę sprzed kilku dekad.

Tak rozpoczęło się długoletnie kompletowanie niezbędnych narzędzi. Marian Mika pomimo plastycznego wykształcenia nie miał dużego doświadczenia w tworzeniu zabawek czy lalek. Trudno też było zdobyć na ten temat podręczniki.

- Trochę powiedział mi odchodzący kolega, trochę stolarz. I tak powoli zacząłem wkraczać, można by tak powiedzieć, w trans tej pracowni - wspomina pan Marian.

Trzej muzykanci
Pierwszymi lalkami, które stworzył Mika, byli trzej muzykanci do baletu "Kopciuszek". Jeden z nich grał na skrzypcach, drugi na basie, trzeci na bębenku.

- Miałem ogromny problem, jak stworzyć te lalki, aby się rytmicznie poruszały. Na szczęście przyjechał scenograf pan Ali Bunsch. Podszedłem do niego i zapytałem: Mistrzu, jak mam zrobić tych muzykantów? Widzę w wyobraźni, jak mają się poruszać, ale nie wiem, jak to wykonać.

Bunsch bez zastanowienia wziął projekt, długopis i wszystko rozrysował, dodając zabawną notatkę: jeden kijek z głowy, a drugi kijek z d... połączony gąbką - opowiada rozbawiony wspomnieniem Mika.

Lubelskiemu konstruktorowi udało się nawet zdobyć odręczny rysunek Siergieja Obrazcowa, rosyjskiego aktora i reżysera teatru lalek.

- Dyrektor Ochmański spotkał go chyba w Moskwie. Wspomniał mu, że ma młodego człowieka, który robi lalki i czy mógłby dla niego zrobić rysunek ukazujący działanie jakiegoś mechanizmu. Obrazcow narysował dla mnie, jak zrobić efekt łez za pomocą nanizanych na sznur koralików - wspomina pan Marian.

Z pierwszej próby swojego talentu w tworzeniu lalek Marian Mika wyszedł obronną ręką. Był to początek, jak się później okazało, długiej drogi w teatrze, która upłynęła na konstruowaniu różnych rodzajów lalek od pacynek aż do bunraku.

- Kukiełki są osadzone na jednym kijku a do rąk przyczepia się druciki zwane też czempurytami. Mogą być zmechanizowane tzn. mogą np. ruszać oczami, ustami. W przypadku jawajek, kijek jest o wiele krótszy. Jeszcze inaczej tworzy się tzw. sycylijki - tłumaczy różnice w konstrukcjach pan Marian.

Mika spróbował również swoich sił w tworzeniu japońskich lalek, czyli wspomnianych bunraku, występujących w teatrze o tej samej nazwie.

- Tego typu lalką grają trzy osoby. Jedna jako mistrz ma odsłoniętą głowę, dwie pozostałe są ubrane na czarno i ich nie widać. My zaczęliśmy wykonywać bunraku około 1983/1984 roku. Wystawialiśmy m.in. spektakl "Asagao" . Opowiada on historię japońskiej dziewczynki, która oślepła ze smutku, gdy porzucił ją ukochany. Wzrok może jej tylko przywrócić posmarowanie oczu krwią. U nas widowisko trwało pięćdziesiąt minut, natomiast w Japonii sześć godzin - uśmiecha się Mika.

Życie to teatr
Pan Marian po latach zżył się z teatrem i swoimi lalkami. Przyznaje, że często zdarzało mu się zabierać pracę do domu. Jadąc autobusem czy jedząc obiad, rozmyśla nad nowymi konstrukcjami i mechanizmami. W tego typu okolicznościach powstały ważne elementy lalki Pinokia, jak np. opadające uszy.

- Nigdy nie sądziłem, że będę wymyślał takie rzeczy. Tak, jak wspominałem, początki były naprawdę trudne - podsumowuje Mika.

Teraz pan Marian pracuje w teatrze na półetatu. Chętnie opowiada o sztuce tworzenia lalek, zwłaszcza najmłodszym widzom, którzy, jego zdaniem, są najbardziej wymagający.

- Albo im się coś podoba, albo nie - stwierdza krótko Mika. I w ten sam prosty i przystępny sposób, z pasją w głosie, opowiada o tym, czym się różni pacynka od kukiełki, czy o japońskich lalkach z teatru bunraku.


Codziennie rano najświeższe informacje z Lublina i okolic na Twoją skrzynkę mailową.
Zapisz się do newslettera!

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski