Gospodarze przystąpili do meczu bez podstawowego rozgrywającego Kamila Łączyńskiego. - Potrzebował kilku dni przerwy, ale myślę, że do następnego meczu będzie gotowy. Jego brak był widoczny, ponieważ jest ważnym ogniwem tej drużyny – twierdzi trener David Dedek.
Z kolei goście z Wrocławia przyjechali bez swojego najlepszego strzelca Garretta Nevelsa (średnia 15,7 pkt/mecz).
Zespół z Lublina dobrze rozpoczął spotkanie. Miejscowi wykorzystywali błędy rywali i ich niecelne rzuty, po których wyprowadzali szybkie ataki. Po pięciu minutach gry Pszczółka Start prowadził 11:4. Goście w tym okresie trafili tylko dwa z 13 rzutów z gry.
Obraz meczu szybko się jednak zmienił. Gospodarze przestali trafiać, a goście napędzali się po każdym udanym ataku. Po "trójce" Strahinja Jovanovica Śląsk wyszedł na prowadzenie 12:11. Drugie pięć minut meczu wrocławianie wygrali 12:4 i po inauguracyjnej kwarcie prowadzili 16:15.
Obie drużyny miały problemy z trafianiem z dystansu, ale niemoc Startu w rzutach zza linii 6,75m trwała aż do końca drugiej kwarty, gdy celnie przymierzył w końcu Armani Moore. Była to 13. próba lublinian zdobycia trzech punktów. W tym momencie gospodarze przegrywali 31:36, chociaż chwilę wcześniej przewaga rywali wynosiła już 10 punktów.
- Płacimy cenę meczu z Saragossą (w Lidze Mistrzów – red.). Granie na dwóch frontach jest dla nas nowością i energetycznie to spotkanie nas wykończyło. Do dziś nie odbudowaliśmy się fizycznie. To było widać do połowy trzeciej kwarty, gdy Śląsk dominował we wszystkich aspektach gry. Nie mogliśmy trafić prostych rzutów spod kosza, a w pierwszej połowie trafiliśmy tylko jedną trójkę – mówi David Dedek.
Na początku trzeciej kwarty lublinianie przegrywali już różnicą 14 punktów (44:58). - Pierwsze 25 minut zagraliśmy na bardzo niskim poziomie. Śląsk korzystał ze wszystkich błędów, które robiliśmy. Po raz kolejny musieliśmy przegrywać 12-14 punktami, żeby zacząć grać. Tylko dzięki zadziorności i charakterowi wygraliśmy w końcówce – uważa szkoleniowiec Pszczółki Startu.
W ostatnich minutach trzeciej części meczu gospodarze zaliczyli serię 13:0 i po „trójce” Martinsa Laksy tracili już tylko jeden punkty (57:58). „Czerwono-czarni” odzyskali prowadzenie w połowie czwartej kwarty, gdy zza linii 6,75m celnie przymierzył Mateusz Dziemba (64:63).
Minutę przed końcem spotkania Śląsk prowadził 74:72. Wtedy sprawy w swoje ręce wziął Martins Laksa. Łotysz najpierw trafił za trzy punkty, a niedługo później, w ostatniej sekundzie akcji, oddał rzut z półdystansu i miejscowi wygrywali 77:76.
Wrocławianie na ostatnią akcję mieli niewiele ponad 24 sekundy. Decydujące punkty chciał zdobyć najlepszy w ekipie Śląska, Strahinja Jovanović, ale jego wjazd pod kosz nie przyniósł powodzenia. Piłkę zebrał Laksa, po czym został ostro sfaulowany przez Elijaha Stewarta. Sędziowie analizowali sytuację na wideo i orzekli faul niesportowy.
Martins Laksa wykorzystał oba rzuty wolne i tym samym przypieczętował triumf Pszczółki Startu w meczu, który długo nie układał się po myśli gospodarzy.
Pszczółka Start Lublin – Śląsk Wrocław 79:76 (15:16, 17:24, 25:18, 22:18)
Start: Laksa 20, Jeszke 11, Sharma 11, Dziemba 9, Medford 8, Moore 8, Dorsey-Walker 6, Borowski 6, Szymański, Pelczar. Trener: David Dedek
Śląsk: Jovanović 29, Ramljak 16, Stewart 11, Keller 8, Dziewa 5, Gabiński 3, Musiał 2, Gordon 2. Trener: Oliver Vidin
Sędziowali: Adam Wierzman, Michał Kuzia, Tomasz Tomaszewski
mecz bez udziału publiczności
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?