Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Matthew Tyrmand: Ojciec miał obsesję na punkcie kobiet i seksu. To była ucieczka od komunizmu

Anna J. Dudek
- Ojca pamiętam głównie ze zdjęć - mówi Matthew, syn Leopolda Tyrmanda
- Ojca pamiętam głównie ze zdjęć - mówi Matthew, syn Leopolda Tyrmanda Sylwia Dąbrowa/Polskapresse
- Tak, mój ojciec był kobieciarzem. Ale też filozofem i wizjonerem. Mam nadzieję, że choć w części odziedziczyłem po nim inteligencję, żywy umysł i umiejętność wyciągania wniosków - mówi w rozmowie z Anną J. Dudek Matthew Tyrmand, syn Leopolda.

Nagle z osoby prywatnej stałeś się, za sprawą książki, osobą publiczną. Nie chciałeś oddzielić prywatnego życia od publicznego?
Niczego nie oddzielam. Kiedy coś mnie interesuje, dużo i otwarcie o tym mówię. Wyrażanie głośno i swobodnie własnych opinii nie jest zwykle receptą na uszczęśliwienie wszystkich dookoła.

Twój ojciec dobrze o tym wiedział...
Tak. Myślę, że moja mama jest lepszą dyplomatką. To cudowna kobieta. Bardzo inteligentna, otwarcie wyrażająca swoje opinie. Wiesz, mój ojciec zakochał się w niej nie bez powodu. Mój ojciec i ja... cóż, to inna historia.

Wpisałeś już jakiejś kobiecie swój numer telefonu razem z podpisem?
Nie. (śmiech) Właściwie dopiero wczoraj był pierwszy wieczór autorski, ale muszę przyznać, że było kilka książek i ich właścicielek, kiedy myślałem o tym. Ale wtedy myślałem o instrukcjach od mojej dziewczyny: Moja dziewczyna jest boska...

Jesteś synem swojego ojca, a jego podboje erotyczne są w Warszawie legendą...
Dlatego moja dziewczyna się martwiła, musiałem na blachę wykuć to zdanie.

Myślisz o osiedleniu się w Warszawie?
Tak. Myślę o zbudowaniu życia tutaj, przede wszystkim w kontekście biznesowym. Przez długi czas pracowałem na Wall Street, wtedy wiele się nauczyłem i o sobie, i o rynku. Jeśli chodzi o Polskę, to w ciągu następnych sześciu, ośmiu miesięcy chciałbym otworzyć restaurację.

"U Lolka"?
Tak, chciałbym zbudować knajpę wokół postaci mojego ojca...

Z tyrmandówką?
O tak, jeśli uda się nam ją kiedykolwiek wyprodukować. Chciałbym, żeby to było miejsce mojego ojca, otwarte 24 godziny na dobę, z jazzem, świetnym barem...

Leopold Tyrmand miał poważną obsesję na punkcie kobiet i seksu. To było w pewnym sensie uzasadnione socjologicznie, choć może to wymówka?

Nie boisz się, że ludzie tutaj pomyślą, że po prostu używasz swojego nazwiska, żeby zarobić kasę?
Jestem pierwszy, żeby o tym mówić. Kiedy spotykam ludzi, którzy mówią: Wow, odniosłeś sukces, mówię: OK, pokaż mi gdzie i jaki dokładnie? Pomysł napisania i wydania tej książki początkowo wydał mi się idiotyczny. 32-latkowie nie pisują autobiografii. Obama napisał i wyszedł na narcystycznego maniaka. Myślę, że Kamila (Sypniewska, współautorka) dostrzegła potencjał w mojej historii - dorastanie w Brooklynie, bez ojca, w żydowskiej rodzinie, potem praca na Wallstreet, a w międzyczasie polskie miłości. Przez długi czas Wall Street to było moje życie, i znalezienie kogoś, kogo interesowało nie tylko moje dzieciństwo, było odświeżające.

Nie boisz się, że Polacy pomyślą, że jesteś sępem?
Wiesz, jedna jedyna rzecz, która mi się tutaj nie podoba, to ciągłe narzekanie. Mimo tego, że Polska radzi sobie świetnie, wszystko, co słyszę, to narzekanie na pociągi. OK, pociągi są do dupy, ale poza tym Polska radzi sobie naprawdę nieźle. Na pewno pojawią się głosy oskarżające mnie o żerowanie na nazwisku, na ojcu - OK, jeśli tak, proszę bardzo. Nie przejmuję się tym, wierzę, że w rozmowie jeden na jeden potrafiłbym każdego przekonać, że to nie tak. Mam takie pomysły i poglądy, jakie mam, jestem stały w przekonaniach, dyskutuję z ludźmi w oparciu o moje przekonania, tak jak mój ojciec. Chętnie porozmawiam z każdym, kto ma ochotę na rzeczową dyskusję. W jednej z recenzji książki ktoś napisał - wydaje mi się, że to ktoś, kto nawet nie przeczytał książki - negując wszystkie moje pomysły, stwierdzenia, bez podawania kontrargumentów, innych rozwiązań. Na końcu napisał "tani Żyd, dokładnie jak jego ojciec". To intelektualne lenistwo.
Nie kusiło cię, żeby pozwać autora?
Mam dość pozwów i spraw tego typu na głowie, jeśli chodzi o naruszanie praw autorskich. W postkomunistycznej Polsce to nie była - i ciągle nie jest - dziedzina, w której przestrzega się prawa. Panuje raczej prawo dżungli.

Walczysz o spuściznę ojca?
Przez ostatnie lata bardzo dużo pracowałem, praktycznie 24 godziny na dobę, bo zawsze gdzieś są otwarte giełdy. Nie miałem czasu i możliwości, żeby zająć się spuścizną mojego ojca i jej ochroną. Zająłem się tym w ostatnim roku. Oczywiście, niektórzy pomyślą z tego powodu, że jestem oportunistycznym sępem, kiedy otworzę restaurację z tyrmandowskim motywem. Ale myślę, że to świetny pomysł, powstanie fajne miejsce ku pamięci mojego ojca, takie, które myślę, że jemu samemu by się podobało.

Z drugiej strony, gdybyś się tym nie zajął, ludzie pewnie mówiliby, że jesteś leniwy, bo nie dbasz o spuściznę po ojcu.
No właśnie. Nie da się zadowolić wszystkich naraz i wiesz co? Nawet mi na tym nie zależy.

Dorastając, czułeś się uprzywilejowany, ponieważ jesteś Tyrmandem, czy może wręcz przeciwnie, bo Twojego taty nie było przy Tobie?
Chyba jedno i drugie po trosze, ale z drugiej strony żadne z tych stwierdzeń nie określa do końca mojego doświadczenia. Byłem uprzywilejowany, ponieważ moja mama była i jest wspaniałą matką, poświęcającą się dla mojej siostry i dla mnie. Przywilejem jest bycie synem Leopolda Tyrmanda, bo mam nadzieję, że mam po nim, choć w części, żywy umysł, inteligencję, zdolność do precyzyjnego wyrażania myśli. Jednak w dzieciństwie nie miałem z powodu bycia Tyrmandem, synem mojego ojca, żadnych profitów.

Zdawałeś sobie sprawę z tego, kim był Twój ojciec?
Tak i nie. Wiedziałem, że był pisarzem, filozofem, rozumiałem w pewnym sensie jego ikoniczny image. Ale nie do końca. Miałem 11 czy 12 lat kiedy, Henry Dasko stworzył naprawdę piękny, głęboki dokument o ojcu. I wtedy zdałem sobie sprawę, że mój ojciec był naprawdę kimś. Kimś ważnym, wyjątkowym nie tylko dla mnie. W Polsce, którą wtedy postrzegałem właściwie tylko jako miejsce, które znajduje się na drugim końcu świata. I wtedy zapragnąłem dowiedzieć się więcej i o twórczości mojego ojca, i o kraju, z którego pochodził. To był czas, kiedy dorastałem intelektualnie, wtedy kształtowały się moje poglądy, fascynacje - czytałem jego eseje, zwłaszcza o komunizmie, i te lektury razem z ukochanym "Rokiem 1984" Orwella mnie ukształtowały. Moje życie się zmieniło. Zrozumiałem, czym był komunizm, totalitaryzm - to wszystko zaczęło mieć sens.

Czujesz się synem swojego ojca, jeśli chodzi o kobiety? Fizycznie jesteście podobni.
Dziękuję! Dla mnie to komplement, ja tego nie zauważam, pamiętam go głównie ze zdjęć, a wtedy był już starszym panem. Miał 61 lat, kiedy urodziliśmy się Rebecca i ja.

Twój ojciec był kobieciarzem...
To określenie bardzo by mu się podobało. Mało tego, byłby z niego dumny. Dużo mówił i pisał w ujęciu socjologicznym i filozoficznym o życiu w kraju komunistycznym. Miał poważną obsesję na punkcie kobiet i seksu, i co ciekawe, to było poniekąd uzasadnione socjologicznie. Seks był ucieczką, drogą dla ludzi, by wymknąć się z beznadziei, która była wszędzie dookoła. W tym świecie momenty przyjemności zaznawane z drugą osobą były wyzwoleniem.
Brzmi jak wymówka dla kobieciarza.
Ale to ma sens - jeśli całe twoje życie wypełnia desperacja, rozpacz i szarość, to te momenty, kiedy się temu wymykasz, będą jak narkotyk, który ulepsza rzeczywistość. Komunizm znieczulał, a seks pozwalał znowu czuć. Cóż, jeśli chodzi o mnie, to oczywiście nie uciekałem nigdy przed komunizmem, ale były okresy w moim życiu, kiedy uganiałem się za kobietami. Teraz... hm, nie pomaga to, że mam na nazwisko Tyrmand, a w Polsce są najpiękniejsze kobiety na świecie.

Dlaczego kręcą Cię Polki?
Polacy w ogóle są bardziej refleksyjni niż Amerykanie, intelektualnie poszukujący, skupieni. Kiedy na całym świecie huczało na temat tego, co się dzieje w Syrii, większość Amerykanów nie miała pojęcia, co się dzieje i o co tyle hałasu. To mi się nie podoba, nie podobało się też mojemu ojcu - nienawidził tego w Ameryce. Przewidział, że zbliża się powszechne ogłupienie - i miał rację. Intelekt i refleksyjność w połączeniu z urodą polskich kobiet sprawia, że są niezwykle atrakcyjne. Nie prowadziłem nigdy hedonistycznego trybu życia, jaki prowadził mój ojciec, ale jestem dzieckiem innej epoki i doświadczeń. Rozumiem, dlaczego dla niego to było tak ważne. Ja miałem raczej długie związki, chyba jestem bardziej stały. Niesamowite, jak wiele poezji jest w życiu - nawet zanim zacząłem przyjeżdżać do Polski, moje trzy kolejne dziewczyny miały polskie korzenie. Przypadek, nie szukałem Polek.

Wspomniałeś przedtem o Syrii, jak sądzisz, co Twój ojciec sądziłby na ten temat?
W latach 70. ojciec zaczął konserwatywny think tank, próbował na tyle oddalić się od liberalnych nowojorskich salonów, na ile mógł, co prawie zniszczyło jego karierę. Dziś ten think tank określałoby się jako neokonserwatywny. Nie sądzę, by LT myślał, że Ameryka ma do odegrania rolę jako światowy policjant, ktoś, kto kontroluje to, co się dzieje na świecie. Już wtedy ojciec sądził, że świat muzułmański będzie kolejnym wielkim destabilizatorem na świecie. Sądził, że kolejną bitwę, po tej z komunizmem, trzeba będzie stoczyć z islamskim fundamentalizmem.

Nazwałbyś go wizjonerem?
Zdecydowanie. Był genialny, widział sprawy w unikatowy sposób. Myślę, że sądziłby, że Ameryka musi być odpowiedzialna, z pewnością za ochronę amerykańskich interesów. Są rzeczy, których nie mógł przewidzieć, jak Arabska Wiosna. Sądzę, choć nie mogę być pewien, że uważałby, że w Syrii nie ma miejsca dla Ameryki. Mamy zbyt wiele problemów, żeby angażować się w kolejną drogą wojnę. To, co robią rebelianci, wśród których jest coraz więcej Al-Kaidy, sprawia, że reżim Assada wygląda niemal przyzwoicie. Ja sądzę, że Syria i jej sąsiedzi muszą sobie poradzić sami. Ameryka nie może angażować się w konflikty wszędzie tam, gdzie jest niesprawiedliwość, bo to kreuje jej jeszcze więcej.

LT był więc wizjonerem, ale też pierwszym hipsterem.
Kiedyś spotkałem prawnika, z którym obecnie się przyjaźnię, kiedy szukałem specjalisty od prawa autorskiego. On miał takie właśnie wręcz agresywne skarpetki. Powiedział, że nosi je z powodu mojego ojca. Super, ale to trochę, przynajmniej na poziomie wizualnym, nie moja bajka. Mój ojciec był o wiele bardziej ekstrawagancki niż ja. Ja jestem bardziej ekspresyjny wokalnie. Moje motto to: Jeśli kogoś nie obrażasz, to widocznie robisz coś źle. Nie prowokujesz w ten sposób dyskusji.

Róbmy hałas?
Róbmy hałas.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Matthew Tyrmand: Ojciec miał obsesję na punkcie kobiet i seksu. To była ucieczka od komunizmu - Portal i.pl

Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski