Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Między marnotrawstwem, a oszczędnością

Jan Pleszczyński
Jan Pleszczyński
Jan Pleszczyński Archiwum
Kiedy już oderwiemy się od transmisji z Rzymu, a może nawet z Rzymu wrócimy, znowu dopadną nas nieprzyjemne codzienne sprawy - jak termin składania deklaracji podatkowych. Na szczęście ta akurat mnie nie dotyczy. PIT złożyłem osobiście dwa tygodnie przed terminem, co poczytuję sobie za spory sukces, bo z natury jestem strasznym bałaganiarzem i wszystko zostawiam na ostatnią chwilę.

Złożyłem osobiście, choć przez internet byłoby łatwiej, szybciej i ekologiczniej. Jednak jako człowiek starej daty wiem, że nie ma to jak pieczątka przybita w mojej obecności przez urzędnika. Mam bowiem nieodparte wrażenie, że w produkcji urzędowych papierów, mnożenia rubryk we wszelkich formularzach, liczbie parafek i pieczątek nic się od czasów PRL nie zmieniło, a nawet z roku na rok jest coraz gorzej. Na dodatek bywa i tak, że to, co kiedyś wypełniało się tylko na papierze, dziś trzeba wypełnić podwójnie - na papierze i w komputerze. Może biurokraci uważają, że na tym polega rewolucja technologiczna?

Osobista wizyta w urzędzie skarbowym nie była zresztą dla mnie żadną dolegliwością - lubię stać w kolejkach; są najlepszymi miejscami do czytania - nic mnie nie rozprasza. Dlatego im dłuższa, tym lepsza. Do kasy US, niestety, była krótka - zaledwie kilkanaście osób, więc byłem nieco rozczarowany. Bardziej jednak zdziwiłem się tym, że musiałem osobiście poprosić panią kasjerkę o druczek na przekaz. Nie tylko ja, wszyscy musieli. Więc co rusz ktoś ją odrywał od pracowitego wystukiwania na klawiaturze numerów kont, przyjmowania i wydawania pieniędzy, pieczątek i podpisów. OK, rozumiem - chodzi o oszczędności, a towar deficytowy zawsze jest bardziej szanowany. Na poczcie, gdzie mam do dyspozycji nieograniczoną ilość druczków, prawidłowo wypełnić przekaz udaje mi się zwykle dopiero za trzecim razem. A tu, gdy dostałem tylko jeden, sukcesem zakończyła się już pierwsza próba. Ponieważ nie lubię marnotrawstwa powinienem być zadowolony. A nie jestem. Bo to tak, jakby oszczędzać grosik, a jednocześnie wyrzucać w błoto sto złotych. Co ja mówię sto - tysiące.

O dziesiątki reklam, które każdego dnia zawalają moją skrzynkę na listy, nie mam pretensji. Biznes to biznes, ludzie muszą z czegoś żyć. Ale szlag mnie trafia na tony pism, które bez końca dostaję z rozmaitych urzędów, na wciąż nowe i grube, choć zapisane maczkiem regulaminy banku, które bez czytania wyrzucam do kosza, na opasłe jak "Trylogia" i napisane we wszystkich językach świata instrukcje obsługi prostych i nieco skomplikowanych urządzeń - mogę wyliczać i wyliczać.

Przy takim ogólnopolskim, a może ogólnoeuropejskim, albo nawet ogólnoświatowym marnotrawstwie papieru, wydzielanie druczków o wymiarach 15 na 10 cm bardziej odczuwam jako manifestację urzędniczej władzy: "Niech klient podejdzie i poprosi" niż godną pochwały oszczędność papieru.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski