- Takie sąsiedztwo to piekło. Składowisko działa w centrum wsi, niedaleko nowego urzędu gminy i rzeki Czerniejówki. Nie rozumiem, jak można było wydać na to zgodę - denerwuje się Wiesława Misiarz z podlubelskiego Dominowa.
Od stycznia jej posesja sąsiaduje ze składowiskiem odpadów budowlanych, które powstało przy trasie Lublin - Biłgoraj. - Razem z mężem prowadzimy lokal gastronomiczny. Klienci kręcą nosem. Jeśli nic się nie zmieni, pójdziemy z torbami - nie ma wątpliwości pani Wiesława.
Składowisko nie podoba się też innym mieszkańcom wsi
- Przy załadunku pył unosi się w powietrze. Gdy wieje wiatr, to wszystko leci na nas. Potem kurz czujemy nawet w ustach - opisuje Wiesława Gęca z Dominowa. Mieszkańcy mają za złe starostwu, że zgodziło się na powstanie składowiska.
Urzędnicy twierdzą, że nie mieli wyjścia
- To kwestia przepisów, a nie złej lub dobrej woli - tłumaczy Robert Wójcik, wicestarosta lubelski. - Przyszedł człowiek, który spełnia wszystkie wymogi, miał m.in. stosowne zaświadczenie z gminy o przeznaczeniu działki na cele gospodarcze. Musieliśmy wydać pozwolenie - tłumaczy. Dodaje, że za problem odpowiada wójt, który wydał przedsiębiorcy zaświadczenie, że na upatrzonej działce może prowadzić działalność, którą sobie zaplanował. - Widocznie wójt się pomylił. Potem próbował to sprostować. My jednak nie jesteśmy władni, żeby zmienić decyzję - zaznacza wicestarosta.
Wójt odbija piłeczkę
Jego zdaniem, na etapie wydawania pozwolenia starostwo powinno bardziej uważnie przyjrzeć się sprawie. - Do prowadzenia działalności, jaka odbywa się na działce, potrzebny jest specjalny zapis w planie zagospodarowania. Takiego zapisu nie ma. Mimo to starostwo wydało pozwolenie - dziwi się Jacek Anasiewicz, wójt gminy Głusk. Zapewnia, że próbował rozwiązać problem. - Najpierw Samorządowe Kolegium Odwoławcze przyznało nam rację. Potem jednak wzięło stronę przedsiębiorcy. Skierowaliśmy więc sprawę do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego - informuje. Dodaje, że pozostało czekanie na rozstrzygnięcie. Postępowanie może się jednak ciągnąć latami.
Przedsiębiorca nie ma zamiaru rezygnować
- Mam wszystkie pozwolenia, nie robię nic złego. Składujemy tylko odpady budowlane, a nie jakąś chemię - tłumaczy Jerzy Dyś. Podkreśla, że jest już za późno na zmiany. - Kupiłem samochody, zatrudniłem ludzi. W sumie zainwestowałem w ten biznes około 150 tys. zł - wylicza. - A co nas to obchodzi? - pytają przeciwnicy składowiska. I dodają, że przed rozpoczęciem działalności przedsiębiorca powinien się upewnić, czy sąsiedzi nie mają nic przeciwko. - Jeśli nie ja, to pojawią się tu inne firmy. W końcu to działka gospodarcza - ucina Dyś.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?