Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Miłoszewski, Zychowicz, Twardoch... Piękni młodzi trzydziestoletni zabrali się do pisania książek

Karolina Kowalska
Zygmunt Miłoszewski kilka razy odchodził z redakcji "Newsweeka" i do niej wracał
Zygmunt Miłoszewski kilka razy odchodził z redakcji "Newsweeka" i do niej wracał Sylwia Dąbrowa/Polskapresse
Jeśli popatrzeć na tegoroczny finał nagrody Nike, to jak na dłoni widać, że współczesna polska literatura stoi młodymi. Dzisiejsi trzydziestolatkowie rzucają etaty i zaczynają pisać. Dla prestiżu, pieniędzy, sławy i niechęci do posiadania szefa.

"Idę sobie kupić jedzenie. Nie każdy pisarz może tak powiedzieć" - kilka dni temu napisał na swoim profilu na Facebooku Łukasz Orbitowski, jeden z kilku młodych polskich pisarzy, którym pisaniem udało się zarobić na życie. Jak?
Odpowiedź na to pytanie może być tym ciekawsza, jeśli weźmie się pod uwagę najnowszy raport GUS, według którego przeciętny Polak wydaje na książki 19 zł i 44 gr rocznie. Tą kwotą muszą obdzielić się kolejno pisarz, wydawca, hurtownik i księgarz. Perspektywa marna, dlatego żeby kupić sobie za pisanie dużo jedzenia, i to dużo dobrego jedzenia, trzeba zostać pisarską gwiazdą. W jaki sposób udało się to dzisiejszym trzydziestolatkom: Szczepanowi Twardochowi, Zygmuntowi Miłoszewskiemu, Piotrowi Zychowiczowi, Ignacemu Karpowiczowi i wspomnianemu na początku Orbitowskiemu? I jak w czasach, kiedy nawet gazety codzienne mają problem ze znalezieniem czytelników, odchodzi się z etatu i wchodzi w dżunglę rynku książki? O tym też można by napisać książkę, którą ja bardzo chętnie bym przeczytała.

Rozdział I. Kumple pukają się w czoło

Chyba każdy miał w swoim życiu taki moment, kiedy w niedzielny wieczór, leżąc w łóżku, marzył o tym, że rano przychodzi do pracy i oświadcza, że wszystko rzuca i od dziś zajmie się czymś przyjemnym. Oto ci, którzy marzenie wielu wprowadzili w życie.

Kiedy Zygmunt Miłoszewski, rocznik 1976, redaktor i felietonista "Newsweeka", przychodzi pewnego dnia do redakcji i oświadcza, że zwalnia swój świetnie opłacany etat na niepewną karierę autora kryminałów, koledzy oniemieli ze zdziwienia. Mimo to zgodnie życzyli powodzenia i trzymali kciuki. - A potem równie przyjaźnie witali mnie z powrotem, gdy początkowe pisarskie próby nie kończyły się zadowalającym sukcesem finansowym - wspomina jeden z najbardziej znanych współczesnych autorów kryminałów w Polsce.

Szczepan Twardoch, urodzony na Górnym Śląsku w 1979 roku, w mieszczańskiej, inteligenckiej rodzinie, bardzo długo był pewien, że będzie naukowcem. - Ale nie szło mi z doktoratem - przyznaje, więc za przykładem ojca zajął się przedsiębiorczością. Handlem antykami i replikami zabytkowej broni białej. - I po paru wstępnych sukcesach odniosłem ze dwie albo trzy spektakularne klęski.

33-letni Piotr Zychowicz jest dziennikarzem, historykiem i publicystą. Wspina się po szczeblach kariery w kolejnych tytułach prasowych. W jego dossier widnieje m.in. "Rzeczpospolita" i "Uważam Rze". Teraz jest redaktorem naczelnym "Historii Do Rzeczy", mimo to zaczyna czuć w sobie głód większych form.

Nie umiem pracować w zespole, bo nie lubię ludzi. Nie jestem w stanie znieść bycia podwładnym i posiadania szefa, bo nie znoszę sytuacji, kiedy ktoś mi wydaje polecenia. Etat jest dla mnie złotą klatką

Ignacy Karpowicz, rocznik 1976, znalazł w literaturze poczucie sensu, którego nie dawała kariera na uczelni. Sensu także finansowego. Jak sam przyznaje, początkowo osoby z jego najbliższego otoczenia pukały się w czoło. I trudno się temu dziwić, w końcu pisanie to najlepszy sposób, żeby umrzeć w biedzie i szaleństwie.

Łukasz Orbitowski, rocznik 1977, pracował jako robotnik w Stanach Zjednoczonych. - Pracowałem na budowie, nie znałem nikogo. Miałem mały pokój i komputer bez internetu. Zacząłem na nim pisać swoją pierwszą dużą powieść - opowiada. Jak sam przyznaje, wtedy dla kolegów stał się dziwadłem. - I pojawił się wybór, czy chcę bezpiecznego życia robotnika, czy może jednak wolałbym pożyć niebezpiecznie? Wróciłem do Polski.

Rozdział II. Zawód: pisarz

W tym samym czasie Twardoch jeszcze próbuje normalnej pracy na etacie. Przez 18 miesięcy pracuje w wydawnictwie , gdzie zajmuje się wyszukiwaniem i nabywaniem praw do przekładów, odwiedza więc targi książkowe na całym świecie, od Nowego Jorku po Londyn i Frankfurt. - Szybko okazało się, że nie umiem pracować w zespole, bo nie lubię ludzi. Nie jestem w stanie znieść bycia podwładnym i posiadania szefa, bo nie znoszę kiedy ktoś mi wydaje polecenia. Nie jestem w stanie strawić organizacyjno-biurokratycznego balastu właściwego każdej ludzkiej organizacji - wspomina. Przypomina sobie o swoich pierwszych publikacjach, jeszcze z czasów studenckich, i uzmysławia sobie, że to jedyne, co potrafi robić naprawdę dobrze. Gdy zasiada do pisania "Wiecznego Grunwaldu", rozprawy o polsko-niemieckich antagonizmach, czuje, że od tego momentu w rubryce zawód będzie wpisywał: pisarz.

W 2004 roku Miłoszewski wysyła opowiadanie "Historia Portfela" na konkurs organizowany przez miesięcznik "Polityka" i sam Jerzy Pilch wręcza mu zwycięski laur. - Traktowałem to jako ćwiczenie, wystawienie się na ocenę, nie traktowałem tego w kategoriach mojego być albo nie być - opowiada. - Ale rzecz jasna, ta pierwsza publikacja była ważnym umocnieniem mojej decyzji - dodaje po chwili namysłu.

U Zychowicza wszystko zaczęło się, gdy był nastolatkiem i przeczytał "Sprawę pułkownika Masojedwa". Wtedy wciągnął się w braci Mackiewiczów, młodego Giedroycia, braci Bocheńskich, których czytał jako młody chłopak, potem także Władysława Studnickiego i innych autorów, którzy na historię Polski potrafili spojrzeć w sposób krytyczny. W końcu poczuł, że także ma coś do powiedzenia w tej sprawie. - Uwierały mnie polskie mity dotyczące II wojny światowej, według których wojna ta była rzekomo naszym zwycięstwem. Chciałem się z nimi rozprawić. Usiadłem do pisania.

Łukasz Orbitowski kończy "Horror Show" w 2006 roku, po który sam zgłasza się wydawca. - Byłem we właściwym miejscu i czasie z odpowiednim tekstem - mówi. - Udało mi się zaistnieć i wiedziałem, że już się nie cofnę, bo pisanie to jest to, co daje mi rzecz absolutnie fundamentalną dla mojego jestestwa - wolność.

Karpowicz nie jest fanatycznie przywiązany do swojej roli literata. Zapewnia, że gdyby musiał zrezygnować z pisania, to jego świat by się nie zawalił. Jak można wnioskować: na razie pisanie mu się po prostu opłaca.

I to nie tylko finansowo, bo pisarska kariera to nie tylko profity czysto materialne. Nie mniej ważne są popularność i powodzenie u kobiet. Wydawca spełniający niemal wszystkie marzenia i praca w domowych pieleszach. Plusy można długo wymieniać. Ciekawi mnie, jak się odnosi pisarski sukces w tym kraju.

Rozdział III. Sukces

Taki pierwszy, prawdziwy? Przyszedł wraz z "Morfiną" - mówi Szczepan Twardoch. W samą porę, bo gdy składał tekst w wydawnictwie, jednocześnie wymyślał plan B na wypadek, gdy sukcesu nie będzie. - Nie bardzo wiedziałem, co ze sobą zrobię, a jednocześnie byłem przekonany, że jeśli teraz się nie uda, to nie napiszę nic więcej, bo ile można pisać książki nie bardzo czytane? Teraz "Morfina" - opowieść o Konstantym Willemanie, który wraz z wybuchem II wojny światowej w Warszawie toczy wewnętrzną wojnę o swoją tożsamość, sprzedaje się rewelacyjnie, wydawcy biją się o Twardocha, gazety proszą o felietony, a sale spotkań autorskich pękają w szwach. Na forach internetowych komentuje się jego dbałość o wykwintny strój, oskarża o związki z prawicą (na prawicowych zaś gani za zdradę), chętnie widzi się go na kanapach programów śniadaniowych. Ma na koncie Paszport "Polityki", w niedzielę okaże się, czy pierwsza nominacja do Nike przekuje się na nagrodę. Hobby zamieniło się w świetnie prosperującą instytucję.

Podobnie było z Miłoszewskim. Po wygranym konkursie "Polityki" wydawnictwa prześcigają się w walce o jego teksty, które zostają przedrukowywane i nagradzane za granicą. Największe triumfy święcą kryminały, głównie za sprawą postaci prokuratora Teodora Szackiego. Do drzwi pisarza pukają filmowcy zainteresowani ekranizacją jego powieści. Pierwszym z nich był sam Juliusz Machulski, którego zafascynował "Domofon". Następnie do kin wchodzi film "Uwikłanie". Nazwisko Miłoszewskiego staje się marką. Niemniej, jak sam przyznaje, kwestie finansowe nie spędzają mu snu z powiek dopiero od kilku miesięcy.

Orbitowski: - Aspekt biznesowy pojawił się naturalnie i rozegrał się całkowicie poza mną. Jestem fatalnym menedżerem samego siebie, ale to na szczęście nie przeszkodziło mi w byciu docenionym - mówi, że to dlatego, że po prostu dużo i ciężko pracuje. Wtedy nie ma siły. Musi się udać.

Karpowicz triumfuje niemal od razu. Debiutancka powieść "Niehalo" zostaje nominowana do Paszportu "Polityki". Karpowicz, pytany o sukces, wzrusza ramionami. Jego zdaniem sukces i literatura piękna w Polsce nie mają wspólnie racji bytu. Za fart należy uznać fakt, że nie trzeba pracować na etacie w jakimś wyjaławiającym miejscu.

Choć pierwsza książka Zychowicza "Pakt Ribentropp-Beck" wywołała skandal, okazało się, że ponowne odczytanie historii Polski znajduje wielu zwolenników. Książka rozchodzi się w 50-tysięcznym nakładzie, jej sukces potwierdza "Obłęd 44" - 40 tysięcy sprzedanych egzemplarzy w kilka pierwszych tygodni po premierze. Zychowicz precyzyjnie udowadnia w niej, że powstanie warszawskie nie powinno mieć miejsca. Wykonuje tytaniczną pracę historyczną, wywód przeprowadza od momentu podpisania aktu Sikorski-Majski i udowadnia tezę o błędnej decyzji o sierpniowym zrywie do walki. Egzemplarze w błyskawicznym tempie znikają z księgarskich półek, dyskusja o książce wybuchła zresztą, jeszcze zanim się na nich pojawiła. - Okazało się po prostu, że wiele osób myśli podobnie jak ja - kwituje. Obecnie już pracuje nad nowym tytułem.

Rozdział IV. Jak zarabiać na pisaniu?

Twardoch: - Tak naprawdę niewiele o tym wiem, bo nigdy nie myślałem dużo o pieniądzach. Nie potrzebuję ich nie wiadomo ile, tylko tyle, żeby spokojnie żyć. Jeśli chciałbym zarabiać naprawdę dużo, to zostałbym prawnikiem albo księgowym. Ale to literatura jest dla mnie najważniejsza - czuję, że trochę mnie kokietuje, bo w środowisku ma opinię twardego negocjatora swoich umów, więc nie daję za wygraną. - Tak, znam dobrze rynek i branżę wydawniczą, bo tkwię w niej od dawna i znam ją z różnych stron - przyznaje w końcu. - Więc na pewnym poziomie traktuję to po prostu jak zwykły biznes i jak w zwykłym biznesie prowadzę negocjacje. W gruncie rzeczy to bardzo prosta sprawa - wystarczy umieć otwarcie mówić o pieniądzach, nie traktować relacji z wydawcą w kategoriach towarzyskich, lecz biznesowych. I już.

Trzeba podchodzić do tego jak do biznesu. I prowadzić negocjacje. To w gruncie rzeczy bardzo prosta sprawa: wystarczy mówić otwarcie o pieniądzach i nie traktować wydawcy jak swojego dobrego kolegi

Orbitowski: - Trzeba mieć twardą dupę. Dupa jest jak tarcza, broni serca i innych, może nawet cenniejszych pisarskich narządów.

Miłoszewski: - Wierzyć w siebie. Długo i wytrwale pracować. Nie zrażać się porażkami, bo one potrafią zahartować i zaimpregnować na krytykę.

Zychowicz: - Myślę, że sukces moich książek tkwi w tym, że potraktowałem moich czytelników nie jako biernych odbiorców prawd objawionych, tylko partnerów do dyskusji, które zresztą bez przerwy toczę na spotkaniach autorskich. Ten sukces to również kolejny dowód na to, że historia naszego kraju jest nie tylko tragiczna, ale także piekielnie ciekawa.

Według Karpowicza, żeby zarabiać znakomicie, trzeba zrezygnować z ambicji pisania trudniejszego i postawić na literaturę rozrywkową. Trzeba też pamiętać o tym, że talent bez wydawcy jest jak rower bez kół. A marketing? Wystarczy na jedną książkę. Drugi raz czytelnik już się nie nabierze, jeśli sprzedano mu badziewie.

Epilog, czyli żywe trupy po godzinach

Niestety, większość z adeptów prozy musi traktować pisanie jedynie jako hobby. W wywiadzie dla "Newsweeka" Igor Ostachowicz (rocznik 1968) przyznał otwarcie, że bardzo chętnie usiadłby pod gruszą i po prostu pisał książki, ale nie dysponuje kontaktami do żadnego z mecenasów, którzy chcieliby to jego siedzenie finansować. Bo Ostachowicz (mimo że finalista Nike) przyznaje, że nie ma co liczyć na życie tylko z pisania.

Obecny doradca premiera do spraw PR, wcześniej zajmował fotele menedżera w wielu przedsiębiorstwach, a po studiach pracował jako sanitariusz w Instytucie Psychiatrii i Neurologii. Jak mówi we wspomnianym wywiadzie, od zawsze myślał o zawodzie, który pozwoli mu godnie żyć, ale jednocześnie nie odbierze niezależności. - Świadomość kieratu mnie morduje - mówi. Przyszedł moment, w którym miał dość korporacyjnego trybu życia. Niechęć do garniturów przełamał u boku premiera Donalda Tuska, może właśnie dlatego, że funkcja PR-owca pozwala mu na pisanie po godzinach. Pisze wszędzie, gdzie może - w samolocie do Brukseli, na kolanie, w przerwach posiedzeń. Ma zakładkę w głowie, w której trzyma wszystkie pomysły i spisuje, gdy tylko ma okazję. Opłaciło się, bo druga jego powieść pod tytułem "Noc żywych Żydów", jest jedną z siedmiu finałowych pozycji w tegorocznym konkursie Nike. Opowiada ona historię człowieka, który odkrył pod swoim domem na terenie byłego getta w Warszawie podziemny świat zaludniony żywymi trupami Żydów pomordowanych w czasie II wojny światowej.

Jeśli Ostachowicz odbierze Nike z rąk Adama Michnika, może wyrośnie nam kolejna literacka gwiazda. Na razie odrzuca kolejne oferty ze świata biznesu i pilnuje, by zawsze mieć przy sobie kawałek papieru, na którym można coś zapisać. Prace nad trzecią książką już podobno trwają.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Miłoszewski, Zychowicz, Twardoch... Piękni młodzi trzydziestoletni zabrali się do pisania książek - Portal i.pl

Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski