Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mordercy Papały zabijają nadal. Co jest kluczem do tej sprawy?

Dorota Kowalska
Zadeptane ślady na miejscu zbrodni, umierający w tajemniczych okolicznościach świadkowie i ludzie, którzy mogą coś wiedzieć o zabójstwie generała. Dwanaście lat po śmierci Marka Papały wciąż więcej jest pytań niż odpowiedzi - pisze Dorota Kowalska

To był dla nas szok - mówią policjanci, którzy 25 czerwca 1998 r. pracowali w komendzie stołecznej. Nigdy wcześniej nikt nie odważył się w Polsce podnieść ręki na komendanta głównego policji, w ogóle stosunkowo rzadko strzelano do gliniarzy. Bandyci wiedzieli, że "martwy pies" ściąga na głowę kłopoty, bo koledzy zabitego szukają mordercy ze zdwojoną energią. - Pamiętam, że kilka razy sprawdzaliśmy tę informację - opowiada jeden z warszawskich śledczych. I kiedy okazało się, że gen. Marek Papała nie żyje, któryś z policjantów mruknął: "Jak szybka kariera, tak szybka śmierć".

Po dwunastu latach od zabójstwa generała napisano już kilkaset artykułów i kilkanaście książek, i pewnie każda następna rozeszłaby się w sporym nakładzie. Bo w tej historii jest wszystko, co utrzyma czytelnika w napięciu: służby specjalne, gangsterzy, kochanki, wielkie pieniądze, wreszcie historia człowieka z małej podkarpackiej mieściny, który stał się jedną z najważniejszych osób w państwie, i do dziś niewyjaśniona zagadka jego śmierci.

Papałę zastrzelono 25 czerwca na parkingu pod blokiem na warszawskim Mokotowie. Ciało znalazła żona Małgorzata, akurat wyszła na spacer z psem. Próbowała nawet reanimować męża. Ale strzał był śmiertelny, oddany z małej odległości prosto w głowę. W ciągu kilku minut na miejscu zbrodni pojawiły się ekipa śledcza i tłum ludzi. Małgorzata Papała tak opowiadała w wywiadzie udzielonym w czerwcu 2005 r. Pawłowi Biedziakowi dla branżowej gazety "Policja 997": "Do samochodu, gdzie trwały oględziny, bez przerwy zbliżali się jacyś politycy, wysocy rangą policjanci, fotografowie, dziennikarze. Tłum ludzi. Byłam w szoku".

Jak później ustalono w śledztwie, dwie godziny przed śmiercią Marek Papała był w Wilanowie u emerytowanego generała MSW Józefa Sasina. W mieszkaniu był generał Sasin, jego żona Janina, syn generała Jacek z żoną. Świętowano imieniny. Był też amerykański biznesmen polskiego pochodzenia Edward Mazur. Papała zjawił się na ul. Wiktorii Wiedeńskiej około godziny 20. Właściwie trochę przez przypadek, bo tego dnia Mazur miał odwiedzić Papałę w domu, ale kiedy około godziny 19.30 zdzwonili się, aby doprecyzować spotkanie, Mazur prosił, by generał przyjechał właśnie do "zatoki świń".

Obaj mieli dograć szczegóły wyjazdu Papały do USA. Według relacji Sasina Papała rozmawiał z Mazurem i wyszedł. Zaraz po nim pożegnał się Mazur. Papała pojechał na Dworzec Centralny, skąd miał odebrać matkę, ale ponieważ pociąg się spóźniał, wrócił do domu. Około godziny 22 podjechał samochodem marki Daewoo Espero pod blok przy ul. Rzymowskiego 17 w Warszawie, tam czekali na niego zabójcy.

Już tego dnia, zdaniem ekspertów i dziennikarzy, którzy przez lata śledzili prowadzone śledztwo, popełniono pierwszy błąd: nie zatrzymano wszystkich, którzy mogli cokolwiek wiedzieć o kilerach i ich zleceniodawcy. Jarosław Sokołowski pseud. Masa, najważniejszy w Polsce świadek koronny, w jednym z wywiadów opowiadał, że świat przestępczy był przekonany, iż po zabójstwie szefa policji wszyscy gangsterzy zostaną zatrzymani na 48 godzin i przepytani na okoliczność tej zbrodni. Pochowali się nawet, ale nikt ich nie szukał.

- Polskie organa ścigania były do tej sprawy nieprzygotowane - uważa Krzysztof Liedel, były policjant, dzisiaj szef Centrum Badań nad Terroryzmem. - W naszym kraju bardzo rzadko dochodziło do zabójstw polityków czy wysokich rangą urzędników. Policja nie zajmowała się do tej pory rozpracowywaniem tych środowisk, a w momencie, kiedy doszło do zabójstwa gen. Papały, te środowiska momentalnie się zamknęły, stały się jeszcze bardziej hermetyczne - ciągnie Liedel.
Podobnego zdania jest Anna Marszałek, dziennikarka "Dziennika Gazety Prawnej", od lat przyglądająca się śledztwu w sprawie zabójstwa generała. - Czego nie zrobi się w pier-wszych miesiącach śledztwa, nie zrobi się już nigdy. Ludziom powoli zamazują się w pamięci obrazy, świadkowie umierają, giną albo znikają w dziwnych okolicznościach - mówi Marszałek. I dodaje, że decydentom zabrakło wyobraźni, jak szeroko ta sprawa może sięgać i jak kompleksowo trzeba się nią zająć.

Śledztwo w sprawie zabójstwa gen. Papały prowadził na początku wydział zabójstw Komendy Stołecznej Policji. Policjanci, nawet jeśli świetni w swoim fachu, to nieprzygotowani do sprawy takiego kalibru. Potem przejęła ją Komenda Główna Policji, w której utworzono specjalną grupę dochodzeniowo-śledczą, nazwaną zresztą Generał. - Ale nigdy do śledztwa na poważnie nie włączyły się służby specjalne, i to był także jeden z decydujących błędów prowadzenia tej sprawy - uważa Anna Marszałek. Nawet jeśli służby nie miały, z powodów o których później, ochoty na grzebanie się w aktach, mogli im to zlecić politycy.

Hipotez stawianych przez grupę Generał było przynajmniej kilka. Ale żeby o nich pisać, trzeba najpierw poznać samego gen. Papałę. Policjanci mają rację: zrobił oszałamiającą karierę. Urodził się w 1959 r. w Pruchniku. Dwadzieścia lat później rozpoczął służbę w Milicji Obywatelskiej. Poszedł ma studia w Wyższej Szkole Oficerskiej w Szczytnie, w której wykładał zresztą potem zagadnienia bezpieczeństwa ruchu drogowego. W 1984 r. trafił do Komendy Głównej Milicji Obywatelskiej, do Biura Ruchu Drogowego, i błyskawicznie piął się w górę: był inspektorem, naczelnikiem wydziału, zastępcą dyrektora, wreszcie dyrektorem biura. W roku 1995 awansował na zastępcę komendanta głównego policji Jerzego Stańczyka, a 3 stycznia 1997 r. minister spraw wewnętrznychi administracji Leszek Miller mianował go komendantem głównym policji. Z tej funkcji odwołał go rok później minister Janusz Tomaszewski.

- Zrobił oszałamiającą karierę dzięki układowi polityczno-towarzyskiemu, w którym tkwił: to byli ludzie służb, i ci związani z lewicą - mówi nam jeden z policjantów. - Ale w czasie, kiedy awansował, nic nie było za darmo, za wszystko trzeba było płacić.

Inny z policjantów podkreśla, że gen. Marek Papała świetnie "się rozprowadzał", jakby to dzisiaj powiedzieć, miał dobry PR. Biegał do tych, którzy rządzili i się umizgiwał. Skutecznie i konsekwentnie.
- To nie była osoba, która szła pod prąd - mówi Anna Marszałek. - Generał karnie wykonywał nakładane na niego zadania. Był człowiekiem zabiegającym o uznanie polityków i bardzo chciał wspiąć się na sam szczyt.

Paweł Biedziak, były rzecznik prasowy KG, podkreśla jednak, że gen. Papała ciężko pracował na to, co osiągnął. - Przychodził do pracy o 7 rano, wychodził o 23. Codziennie organizował nam spotkania, często w sobotę i niedzielę - opowiada. Taki typ człowieka początku lat 90. i wielkiej transformacji: ambitny, skoncentrowany na pracy.

- Miał wiele pomysłów, ale i zwyczaj konsultowania ich, z kim się dało: związkami zawodowymi, prasą, bo wszystko miało odbywać się w dialogu. Tyle tylko, że te konsultacje opóźniały wdrażanie jego pomysłów - opowiada nasz rozmówca.

Niektórzy twierdzą, że generał miał problem z alkoholem, nie stronił też od narkotyków: odpowiadał półsłówkami, chodził blady, by po chwili nieobecności tryskać energią. Jakby sytuacja trochę przerosła skromnego chłopaka z Pruchnika. - To bzdura. Był skrajnie przemęczony, ale nigdy nie ciągnęło go do używek - stanowczo zaprzecza Paweł Biedziak. I podkreśla, że rok, przez który Papała szefował policji, wcale nie był łatwy. Zaczęło się od wydarzeń na Bródnie, gdzie policjant podczas interwencji zabił dwie osoby, a dwie inne ciężko ranił. Potem były przygotowania do pielgrzymki Jana Pawła II, w lipcu 1997 r. wielka powódź stulecia, wreszcie Słupsk, gdzie po tym, jak policjanci zakatowali na śmierć kibica koszykarskiej drużyny Czarni Słupsk, doszło w styczniu 1998 r. do poważnych zamieszek, a na policjantów ruszyli ludzie z koktajlami Mołotowa.

Prywatnie przez lata gen. Marek Papała był związany z Małgorzatą, poznali się w ogólniaku. Jak mówią znajomi Papałów: Marek był dla niej wszystkim.

- Kiedy podczas śledztwa wyszło na jaw, że miał romans, przeżyła to bardzo. Bo to ona poświęciła się rodzinie bez reszty: on robił karierę, ona prowadziła dom i zajmowała się córką. Tak naprawdę wszystko podporządkowane było sprawom Marka. Gosia żyła w jego cieniu - opowiada nasz rozmówca. Cicha, spokojna, zrównoważona, była tłem dla męża. Kiedy do Papałów przychodzili znajomi generała, podawała kawę i ciasto, nigdy nie wtrącała się do rozmowy. Zawsze krok za generałem.

Jedną z pierwszych z wersji sprawdzanych przez śledczych była ta o udziale w zabójstwie męża Małgorzaty Papały. Była pierwszą osobą, która znalazła się na miejscu zbrodni. Podobno generał miał wysokie ubezpieczenie na życie. No i miał kochankę.

- Bardzo przeżyła, kiedy podczas jednego z pierwszych przesłuchań oficer UOP położył przed nią kartkę i kazał spisać przyznanie się do winy - opowiada osoba znająca Papałów. Bo to służby specjalne przez lata forsowały hipotezę, że zabójców generała należy szukać wśród jego najbliższej rodziny, ale śledczy nigdy nie potwierdzili tych podejrzeń.
Brali pod uwagę także inne ewentualności: porachunki policyjne, porachunki służb specjalnych, zemstę kogoś z rodzinnych stron. Najbardziej forsowana wersja i chyba najbardziej wiarygodna była jednak ta, że gen. Marek Papała dowiedział się czegoś, co mogło czynić go niebezpiecznym albo sam wmieszał się w jakieś nieczyste interesy. Jakie? Jedna z hipotez przyjmowana przez prokuraturę mówiła, że sprawa ma swój początek w latach 80. Wtedy Służba Bezpieczeństwa, szukając dodatkowych źródeł pieniędzy, zaczęła produkować i przemycać do Szwecji amfetaminę.

Po 1989 r. wyrzuceni z resortu esbecy przejęli biznes na własny rachunek. Papała mógł odkryć, że osoby z nimi związane zajmowały nadal ważne stanowiska państwowe. Może chodziło o inne brudne interesy? W każdym razie Papała mógł chcieć ostrzec przed tymi ludźmi Leszka Millera, bo niedługo przed śmiercią bardzo zabiegał o spotkanie z nim. Jak twierdzą też znajomi generała, chodził podenerwowany, jakby się czegoś bał. Miał się nawet kontaktować z Ireneuszem Pompą, przeorem Jasnej Góry, i skarżyć, że jest obserwowany.

Kim byli ci, którzy poczuli się zagrożeni przez Papałę? Dowodów nie ma, bo gdyby właśnie ta hipoteza okazała się trafna, znalibyśmy zleceniodawcę zabójstwa generała. Ale wśród śledczych i samych polityków mówiło się o ludziach związanych z tzw. ośrodkiem wiedeńskim, czyli miejscem styku wielkiego biznesu, służb specjalnych i świata przestępczego. Z tym światem, jak podkreślają nasi rozmówcy, był powiązany Edward Mazur. No i w 1999 r. pojawił się Artur Zirajewski, gangster z grupy płatnych morderców, który twierdził, że rok wcześniej spotkał się w gdańskim hotelu z Edwardem Mazurem, Andrzejem Z. pseud. Słowik, jednym z bossów gangu pruszkowskiego, i Nikodemem S. pseud. Nikoś, szefem świata przestępczego na Pomorzu. Gangsterzy szukali kogoś, kto weźmie zlecenia na "głównego psa". Tymi zeznaniami Zirajewski wykreował się na świadka numer jeden w jednym z najważniejszych śledztw prowadzonych przez polski wymiar sprawiedliwości, a Mazur na jednego z głównych podejrzanych o zlecenie zabójstwa gen. Papały.

W 2003 r. zarzuty nakłaniania i współudziału w zabójstwie Papały postawiono Ryszardowi Boguckiemu, w listopadzie 2005 r. Andrzejowi Z. ps. Słowik, obaj są związani z gangiem pruszkowskim. Ten ostatni został już skazany prawomocnie na 25 lat więzienia za zabójstwo domniemanego szefa gangu pruszkowskiego Andrzeja K. "Pershinga". Podejrzewany o zabójstwo Papały Ryszard Niemczyk, także skazany na 25 lat więzienia za zabójstwo "Pershinga", powiedział w styczniu 2006 r. przed bielskim sądem, że nie ma nic wspólnego z zamachem na Papałę. To samo twierdzi Bogucki.

Edwarda Mazura 20 czerwca 2006 r. w Chicago zatrzymało FBI. Ale w lipcu 2007 r. amerykański sąd odmówił wydania go Polsce. Zeznania Zirajewskiego, które były podstawą do wystąpienia o ekstradycję Edwarda Mazura, sąd federalny w Chicago uznał za kłamliwe i mało wiarygodne. Obrońcy Mazura podnoszą, że Zirajewski ułożył sobie w areszcie historię na podstawie doniesień prasy i rozmów z oficerami CBŚ. Dzisiaj niczego już nie wyjaśni, bo w niedzielę 3 stycznia zmarł w przywięziennym szpitalu z powodu zatoru tętnicy płucnej, wcześniej jednak próbował popełnić samobójstwo. Podobno był szantażowany i nakłaniany do zmiany obciążających Mazura zeznań. Jeśli tak, wcale nie musiał kłamać, opowiadając o spotkaniu w gdańskim hotelu.

Po śmierci Zirajewskiego na nowo rozpętała się dyskusja o tym, dlaczego polski wymiar sprawiedliwości nie zdołał rozwikłać sprawy, której rozwiązanie każdy kolejny rząd uznawał za sprawę honoru. I sam Zbigniew Ziobro, który występował z wnioskiem o ekstradycję Mazura, kilka dni temu przed kamerami przyznał, że w śledztwie popełniono błędy.
Przez prawie 12 lat nad sprawą pracował właściwie jeden prokurator, w grupie operacyjnej Generał też nie zmieniali się ludzie. - Zabrakło świeżych głów, świeżych tropów. Prokuratorowi Jerzemu Mierzewskiemu przydzielano do pomocy prokuratorów, ale głównie po to, aby go pilnowali - zauważa Anna Marszałek. I zwraca uwagę na jeszcze jeden ważny aspekt: sprawę od samego początku traktowano politycznie, dlatego wiele osób było nią zainteresowanych. - Zwłaszcza w czasie rządów SLD ze śledztwa wyciekały dokumenty. Edward Mazur wiedział więcej o tym, nad czym pracują grupa i prokuratorzy, niż sami decydenci - opowiada. Ale powiązania biznesmena Mazura zawsze były tematem domysłów i spekulacji.

Poseł Zbigniew Wassermann przypomina, że ludzie służb od początku lansowali hipotezę, iż winnych zabójstwa należy szukać w rodzinie Papały, a gdy w śledztwie pojawiła się osoba Mazura, osobiście za niego ręczyli i wydali pozytywną opinię. - Wiele wskazuje, że Mazur nie był im obojętny - uważa poseł Wassermann.

O tym, że był z jakichś powodów specjalnie traktowany, świadczy choćby narada, w której uczestniczyli prokurator Mierzewski, szefowie prokuratury okręgowej i apelacyjnej w Warszawie i prokurator krajowy Karol Napierski. Doszło do niej w lutym 2002 r., kiedy biznesmen został zatrzymany w Polsce. Prokuratura miała już zeznanie Zirajewskiego, który podczas okazania wskazał Mazura i podtrzymał swoje słowa. Ale po gorączkowych rozmowach w ministerstwie Edwarda Mazura, mimo że Mierzewski naciskał na jego zatrzymanie, wypuszczono. Potem prok. Napierski stwierdził, że była to decyzja kolegialna. - Pytanie dlaczego? - zastanawia się poseł Wassermann. Ktoś zasugerował prokuratorom, aby tego nie robili? Jeśli tak, to kto? Nie ma stuprocentowych dowodów na to, że to Mazur wydał zlecenie na Papałę, choć - jak podkreślają moi rozmówcy - wiele na to wskazuje.

- Tylko brakuje mi motywu - wzrusza ramionami Anna Marszałek. Może więc za zabójstwem generała stał nie tylko sam Mazur. - Jeżeli przyjąć, że na miejscu zdarzenia były dwie grupy przestępcze, to bardzo prawdopodobne - mówi Anna Marszałek.

A wiele wskazuje na to, że oprócz Boguckiego pod blokiem generała był Rafał K. pseud. Gruby, warszawski gangster powiązany z Jeremiaszem Barańskim ps. Baranina, tym samym, który wydał zlecenie zabójstwa ministra sportu Jacka Dębskiego. Jeden ze świadków twierdzi, że "Gruby" podał mu paczkę, w której była broń, i kazał wrzucić do Wisły. I to on mógł strzelać do Marka Papały. - "Baranina" to człowiek nieobliczalny, szalony, jego byłoby stać na takie zlecenie. Potrafił pobić nauczycielkę za to, że skarciła jego syna - opowiada Anna Marszałek. To jego ludzie obserwowali Papałę na kilka miesięcy przed zabójstwem, chodzili za nim do szkoły języków obcych, w której generał uczył się angielskiego.

- Ten, kto strzelał do generała Papały, na pewno już nie żyje - mówi Krzysztof Liedel. Bo zleceniodawcy zawsze pozbywają się niewygodnych świadków, a najniebezpieczniejszym z nich jest ten, który pociąga za cyngiel. Jeśli to "Gruby" zabił Papałę, nie przyzna się do winy, został zabity strzałem w głowę trzy miesiące po zabójstwie generała.

Kto zna scenariusz i głównych bohaterów wydarzeń dnia 25 czerwca 1998 r.? Pewnie znalazłoby się przynajmniej kilka osób. Tą wiedzę może posiadać Andrzej Z. pseud. Słowik, który ponoć bardzo się cieszy ze śmierci Zirajewskiego. Może wiedzieć Edward Mazur, ludzie służb specjalnych, gangsterzy, może politycy. Niektórzy z nich nie żyją, inni nigdy nie zdecydują się mówić. I mało prawdopodobne, abyśmy kiedykolwiek poznali prawdę o zabójstwie gen. Papały.
Dorota Kowalska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Mordercy Papały zabijają nadal. Co jest kluczem do tej sprawy? - Portal i.pl

Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski