Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Morderczynie: Dźgnęła go tylko raz. To wystarczyło

Agata Wójcik
- Chwyciłam nóż z lęku o własne życie, upokorzona szyderstwami, jakie spotkały mnie w domu konkubenta - zeznawała Ela.
- Chwyciłam nóż z lęku o własne życie, upokorzona szyderstwami, jakie spotkały mnie w domu konkubenta - zeznawała Ela. sxc.pl
Ela uważała, że nie miała w życiu szczęścia. Trafiała na nieodpowiednich mężczyzn, którzy podnosili na nią rękę. Podczas jednej z awantur wyrwała nóż i ugodziła nim konkubenta.

Zaatakowała go nożem. Ugodziła go jeden, jedyny raz. Miał jeszcze na tyle sił, by wyjść na korytarz i wołać o pomoc. Ona też, zdziwiona i przerażona, narobiła krzyku. Lekarze pogotowia zastali go w stanie agonii. Zabrano go do szpitala, gdzie krótko po przyjeździe zmarł. Był 1996 rok.


Miłość wygrała z nauką

Ela była przekonana, że nie nie miała w życiu szczęścia. Skończyła tylko podstawówkę. W wakacje tuż przed pójściem do ostatniej, ósmej klasy poznała Mariana. Była to miłość od pierwszego wejrzenia, której wówczas zazdrościło jej wiele koleżanek. Uczucie przysłoniło jej wszystkie dotychczasowe priorytety - rodzinę i naukę. Pomimo że przez spotkania z Marianem rzadko zaglądała do książek, udało jej się skończyć szkołę. Zdecydowała się nawet dostać do liceum.

Przed zakończeniem pierwszej klasy, Ela stanęła przed poważnym wyborem - szkoła albo Marian. Wybór padł na chłopaka, bo w jej brzuchu żwawo kopał już Jarek.

Urodziła przed ślubem. Jej matka była wyrozumiała. - Nie w każdym domu dzieci muszą mieć szkołę i nie zawsze musi być pierwszy ślub. Ela to dobre dziecko, nigdy nie sprawiała wychowawczych kłopotów, nie była znerwicowana, nie miała powodu do histerii czy ucieczek z domu - zeznawała na procesie.

Ślub, który przekreśliły pieluchy
Marian ożenił się z nią, gdy Jarek miał dwa lata. Rok po ślubie urodziła Andrzeja. Wtedy zaczęło się psuć. W ciasnej kawalerce, gdy Ela była zajęta praniem kolejnych pieluch, które suszyły się nad gotującą się zupą, miłość męża ulatywała z dnia na dzień. Przestał wracać do domu na noc, wstępował tylko po świeże koszule przed pracą. Bił ją, gdy próbowała go zatrzymać. Rozwód dostali bez orzekania o winie, bo nie chcieli wywlekać na światło dzienne tego, co działo się w domu. Po tym Marian zniknął bez śladu. Chłopcy, z niewielkimi alimentami i bez kontaktu z ojcem, zostali na głowie Eli.

Nowa miłość przyszła szybko
Gdy minął smutek, na horyzoncie pojawił się Zbyszek. Rozwiedziony jak ona. Po kilku dniach znajomości wsunął jej do kieszeni klucze do swojego domu. Byli szczęśliwi i zakochani. Pracowali oboje, dzięki czemu nie brakowało im na nic pieniędzy, także na flaszkę dla Zbyszka, przy której coraz częściej towarzyszyła mu Ela.

- Elegancko ubrany i uśmiechnięty. Mieszkał jak należy. Wiem, bo go odwiedzałam, żeby sprawdzić, czy wziętą z firmy pożyczkę wydał zgodnie z przeznaczeniem - zeznawała później koleżanka Zbyszka z pracy.

Zaczeli się kłócić jeszcze przed upływem pół roku znajomości. Z dnia na dzień Zbyszek zaczął pokazywać swoją prawdziwą twarz. Stał się agresywny. Gdy jej naubliżał, chroniła się u matki. Ale wystarczyło, że przyszedł i przeprosił, a ona wracała do niego. Wierzyła, że to będzie ten ostatni raz. Sytuacja powtarzała się co kilka dni. Zaczął ją bić. Wtedy zaczęła chronić się u babki. Znowu przyszedł, przebłagał i zabierał do domu. - Kochałam go. Miał dar przekonywania - mówiła później Ela.

Niekończąca się kłótnia

Było coraz gorzej. Zbyszek zmienił się nie do poznania, gdy przez problemy z alkoholem stracił pracę. Na domiar złego, chwilę później Elę dotknęła restrukturyzacja firmy. Dostała wymówienie. - Jako kobieta nieprzynosząca dochodów, straciłam w oczach Zbyszka na atrakcyjności - zeznawała kobieta.

Jej ucieczki trwały coraz dłużej, powroty stawały się coraz rzadsze. Większość rzeczy już na stałe przeniosła do matki - częściej gościła bowiem u niej niż była u boku Zbyszka.

W końcu się rozstali i mężczyzna zabrał jej klucze do mieszkania. Po jakimś czasie spotkali się przypadkiem na ulicy. Był wtorek, Zbyszek jak co dzień był pijany. Podniósł na nią rękę. Zebrało się zbiegowisko, przyjechał patrol policji, oboje zabrano na komendę. Skończyło się na rozmowie ostrzegawczej.

W sobotę Ela postanowiła zabrać od Zbyszka resztę rzeczy. Przed wyjściem z domu rodziców, razem z ojcem, wypiła butelkę wina. Do mieszkania byłego kochanka weszła bez problemu. Zapomniał bowiem zamknąć drzwi. Gdy tylko przekroczyła próg, zobaczyła siedzącą u boku dawnego ukochanego Mirkę oraz dwójkę znajomych, Grzegorza i Helę. - Dwie dobrane pary. Byłam zazdrosna o Mirkę - zeznała później kobieta.

- Chyba zależało mu na Elce, ale była za bardzo zaborcza. Ona i nikt inny - zeznawała natomiast Mirka.

Pchnęła go nożem tylko raz
- Proszę w tej chwili wynieść moje szmaty z tego burdelu - krzyknęła zaraz. Mirka wtrąciła się w kłótnię między byłymi kochankami. Zdenerwowana Ela chwyciła, jak później to określiła ,,pijaną bałwanicę za włosy”. W obronie kobiety stanął Zbyszek.

To ją wprawiło w furię. Zaczęła krzyczeć i rozbijać, co było pod ręką - talerze i puste butelki po wódce. Zbyszek wybiegł z domu i z budki telefonicznej wezwał policję. Ponieważ nie był to pierwszy raz, odmówili przyjazdu, pouczając go jedynie, co powinien zrobić.

Wrócił na górę. Kobieta zamknęła się w środku, a on z nerwów nie zbarał ze sobą kluczy. Poszedł na komendę osobiście. Policja przyjechała, ale Ela ani myślała otwierać. Wpuściła dopiero, gdy policjanci odeszli od drzwi i odjechali.

- Wtedy wypadki potoczyły się błyskawicznie - zeznawała Ela. Zbyszek wszedł, popchnął Elżbietę i zagroził, że ją zabije. Chwycił nóż leżący na szafce. Kopniakiem zdołała go wytrącić. Podniosła. Zaatakowała. Ugodziła go tylko raz. Zbyszek wyczołgał się na korytarz i wołał o pomoc. Ela również krzyczała przerażona.

Zmarł w szpitalu. Miał 2,6 promila alkoholu we krwi. - Chwyciłam nóż z lęku o własne życie, upokorzona szyderstwami, jakie mnie spotkały w domu konkubenta. Ten wieczór zostanie mi w pamięci na całe życie - zeznawała później Ela.

Sąd uznał, że Ela działała w obronie koniecznej, której granice jednak przekroczyła. Skazał ją na cztery lata pozbawienia wolności. - Oskarżona ma wiele zalet. Dobrze rozumie normy moralne, ulega autorytetom, krytyczna wobec innych i siebie, jest prawdomówna, szczera i otwarta. Z natury nieagresywna - ocenił ją psycholog.

Dlaczego zabiła?
- Sprawczyni chwyciła za nóż, bo zdawała sobie sprawę, że jest zdana na siebie, że albo ona, albo konkubent. Można przypuszczać, że chciała go tylko przestraszyć, ale sytuacja wymknęła się spod kontroli. Każdy człowiek ma swoją granicę wytrzymałości - analizuje sprawę dr Katarzyna Mirosław-Nawrocka z Zakładu Psychopedagogiki Resocjalizacyjnej w Akademii Pedagogiki Specjalnej w Warszawie.

Dziwi także zachowanie wzywanych na miejsce policjantów. Może gdyby zareagowali inaczej, nie doszłoby do tragedii. - Obecnie, policja reaguje bardzo sprawnie na tego typu zawiadomienia, ale w 1996 roku rzeczywistość różniła się diametralnie - ocenia Mirosław-Nawrocka.

Ela była matką dwóch synów - Jarka i Andrzeja. - Choć dzieci przebywają u babci, to jestem z nimi silnie związana uczuciowo. Przyprowadzono je nawet do aresztu, żeby się przekonały, że żyję. Tylko ja je chowałam. Ojca prawie nie znają - opowiadała na ławie oskarżonych.

Czy myślała o tym, co się z nimi stanie, gdy sięgała po nóż? - To są ułamki sekund, kiedy dochodzi do zbrodni. Sądzę, że dopiero kiedy kobiety zabijające w takich okolicznościach zobaczą, co się stało, wówczas zaczynają zdawać sobie sprawę, że będzie konieczne rozstanie z dziećmi - ocenia specjalistka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski