Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Morderczynie: Kiedy ofiara popełnia zbrodnię

Agata Wójcik
Zaledwie dwudziestoletnia Elżbieta razem ze swoim bratem zamordowała ojca. Udusili go zaciskając na szyi sznurek
Zaledwie dwudziestoletnia Elżbieta razem ze swoim bratem zamordowała ojca. Udusili go zaciskając na szyi sznurek
Przemoc Elżbieta znała od dzieciństwa. Ojciec próbował ją utopić w studni. Krzyczał, wyzywał, bił i groził śmiercią dziewczynie oraz jej młodszemu rodzeństwu. W końcu nie wytrzymała.

Nastoletni Jacek rzucił się z rękami na ojca. Dołączyła do niego zaledwie dwudziestoletnia Elżbieta. Mężczyzna okazał się silniejszy niż początkowo im się wydawało. W szamotaninie pod ręką znalazły się jednak kłonice. Rodzeństwo zaczęło na oślep okładać nimi ojca. Wiele ciosów zadanych drewnianym kołkiem padło także na głowę mężczyzny.

Temu wszystkiemu przyglądała się ich babka. W końcu zdecydowała się zareagować. - Uduśta go, to będzie spokój - rzuciła, podając im gruby sznur z gotową pętlą. Wcześniej skrupulatnie go przygotowała, przyglądając się temu, jak wnuki brutalnie biją jej syna. Jacek i Elżbieta posłuchali kobiety. Skatowany Tadeusz próbował się jeszcze bronić, ale jak zwykle był pijany. Nie dał rady. Ich furia była silniejsza niż jego strach i wola walki o życie. Był zimny październikowy wieczór 1995 roku.

„Sielankowe” życie na wsi
Tadeusz razem z żoną Janiną mieszkali w jednej z podlubelskich wsi. Wychowywali ośmioro dzieci. Pomagała im Ewa, matka mężczyzny. Nie było to jednak sielankowe życie. W domu panowała bieda. Tadeusz nie pracował i od lat nadużywał alkoholu. Wynosił z domu różne sprzęty, aby kupić butelkę wódki. Pewnego razu zabrał i spieniężył wóz konny, po czym groźbami zmusił żonę do kupienia nowego. Kobieta nie protestowała. Za pieniądze, które z niewielkiej pensji pracowicie odkładała na czarną godzinę, posłusznie kupiła nową furmankę.

Ale nie tylko przez problemy z alkoholem nie był dobrym mężem, ojcem ani synem. Jego ulubionym zajęciem poza zaglądaniem do butelki było bowiem maltretowanie rodziny. W zasadzie dręczył wszystkich jednakowo. Na porządku dziennym były wyzwiska kierowane do członków rodziny, poszturchiwania, bicie i groźby zabójstwa. Po kolejnej, wywołanej zresztą przez niego kłótni z matką, w furii chwycił kamień i wybił starszej kobiecie zęby. Elżbietę pewnego razu, gdy wróciła później niż obiecała do domu, próbował utopić w znajdującej się na podwórku studni. Z rąk pijanego w sztok kata uratowało ją rodzeństwo.

Matka nie reagowała
Pomimo sadystycznych ataków na rodzinę i kłótni, do których coraz częściej dochodziło, Janina, w co trudno uwierzyć, nie tylko nie próbowała bronić siebie i swojej rodziny, ale chciała wychowywać ósemkę dzieci w duchu miłości do ojca. To nic, że gdy wpadał w furię, bił ich czym popadło, że w zimie w nocy musieli uciekać z domu, gdy Tadeusz wracając z kolejnej libacji z kolegami wpadł na pomysł podpalenia budynku razem ze śpiącą w środku rodziną. „Ojca powinno się szanować, pomimo wszystko” takie wartości z domu wyniosła zresztą sama Janina.

Elżbieta
Gdy zabiła swojego ojca, miała zaledwie dwadzieścia lat. Jej dzieciństwo nie należało do szczęśliwych. Była najstarsza z rodzeństwa. Kiedy matka wychodziła do pracy, a ojciec szedł jak zwykle pić z kolegami, opiekowała się najmłodszymi dziećmi. Pomimo to była dobrą uczennicą. Ale szkoły nie lubiła. Za bardzo różniła się od swoich koleżanek, które miały kochające rodziny, które nie musiały uciekać w nocy przed ojcem tyranem. Wstydziła się śladów po razach zadawanych przez Tadeusza. I tym mocniej starała się być jak najlepsza.

Zaraz po skończeniu szkoły zaczęła pracować. Według opinii Rady Sołeckiej przygotowanej na zlecenie sądu, była grzeczna, kulturalna i pracowita. Nigdy nie sądziła, że podniesie rękę na swojego ojca, a tym bardziej że pozbawi go życia.

Coś w nich pękło
Nadszedł październik 1995 roku. Wczesnym wieczorem, po powrocie do domu, Tadeusz jak zwykle zaczął szaleć. Nie było to nic nowego, ale tym razem wypadki potoczyły się inaczej niż zwykle.

Mężczyzna wpadł w furię i chwycił za nóż. Zaczął nim grozić przerażonej rodzinie. Janiny nie było w domu. Jako pierwszy zareagował siedemnastoletni Jacek, który w pewnej chwili znalazł się najbliżej ostrza. W obawie o swoje życie rzucił się na ojca. Nie mógł sobie z nim poradzić, więc do szamotaniny dołączyła Elżbieta. Udało im się wyrwać nóż i odrzucić go na bok.

Emocje hamowane przez lata wzięły jednak górę. Przestraszone nastolatki chwyciły stojące w sieni kłonice, czyli drewniane drągi, które służą do podtrzymywania boków skrzyni w wozie konnym. Bili nimi na oślep. Ciosy spadały raz ze stony Jacka, raz ze strony Elżbiety. Kilka razy uderzyli ojca oprawcę w głowę.

Może i na pobiciu by się skończyło, ale do nastolatków podeszła babka, która na poczatku bez reakcji przyglądała się całej sytuacji. Podała dzieciom sznurek z pętlą. Jacek i Elżbieta przełożyli ją przez głowę ojca i zacisnęli. Trzymali tak długo aż przestał wierzgać nogami. Nie trwało to długo zanim przyszła śmierć.

„Na wsi pod Lublinem doszło do okrutnego samosądu. Był karą dla dręczyciela rodziny, od wielu lat nadużywającego alkoholu i maltretującego najbliższych” - podsumowała dziennikarka Kuriera Lubelskiego, która opisywała tę zbrodnię.

Później przyszedł żal
Elżbieta i Jacek przyznali się do spowodowania śmierci ojca. Zapewniali, że chcieli go tylko przestraszyć, przywołać do porządku, aby rodzina w końcu odzyskała spokój. Następnie nie zapanowali nad swoimi emocjami. Bardzo żałowali tego, co się stało. - Nie szkoda mi syna, tylko dzieci - zapewniała zaś babka, która stanęła w sądzie koło dwojga wnuków odpowiadających za zabójstwo. Ją zaś oskarżono o podżeganie do zbrodni.

Biegli psychiatrzy zaopiniowali, że oskarżeni działali w stanie afektu i choć wiedzieli, co robią, nie byli w stanie zapanować nad sobą.

Ofiary losu
Elżbieta to morderczyni, którą można przypisać do „ofiar losu”, czyli grupy wyodrębnionej przez dr Katarzynę Mirosław-Nawrocką z Akademii Pedagogiki Specjalnej w Warszawie, która w swojej pracy naukowej zajmuje się badaniem zabójczyń.

Według jej charakterystyki „ofiarami losu” są najczęściej kobiety, które doświadczają przemocy w rodzinie. Zabójstwo bywa dla nich reakcją i obroną przed agresją, od której chcą się uwolnić. Nie planują wcześniej zbrodni.

To także kobiety, które nie otrzymują znikąd pomocy, często dlatego, że same boją się o nią poprosić, z obawy o to, że rozwścieczony agresor, gdy się dowie, to stanie się jeszcze gorszy. Do zbrodni dochodzi pod wpływem chwili i emocji. Bardzo często chcą tylko zranić swoją ofiarę i przestraszyć. Po dokonaniu zbrodni odczuwają silne poczucie winy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski