Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Morsy w Lublinie. Każdy musi rozpalić swój wewnętrzny piec

Ewa Pajuro
Ewa Pajuro
Lubelskie morsy w sezonie spotykają się w każdą niedzielę o godz. 12 nad Bystrzycą przy tamie na Zalewie Zemborzyckim.
Lubelskie morsy w sezonie spotykają się w każdą niedzielę o godz. 12 nad Bystrzycą przy tamie na Zalewie Zemborzyckim. Piotr Jaruga
Przyspieszony oddech i szczypanie w łydki. No i to niedorzeczne uczucie euforii. Tak zapamiętam moje pierwsze morsowanie.

Nie przygotowywałam się wcale. Nie było hartowania, zimnych pryszniców, ani lodowatych kąpieli. Na co dzień jestem zmarzluchem i nie byłam w stanie przymusić się do takich praktyk. Zresztą morsy, z którymi rozmawiałam i tak mówiły: - Daj spokój, do tego nie da się przygotować. - To kwestia psychiki, organizm jest gotowy - słyszałam.

Nie trzeba się hartować, wystarczy się przełamać (ZDJĘCIA, WIDEO)

Jak wirus

Morsowanie, czyli zimowe kąpiele w rzekach, jeziorach czy zalewach, mają coraz więcej zwolenników. Kilkudziesięciu członków Lubelskiego Klubu Morsów pluska się co tydzień w niedzielę o godzinie 12 w Bystrzycy przy tamie na Zalewie Zemborzyckim. Od kilku tygodni regularnie morsować można też w zalewach w Kraśniku i Zamościu.

- Morsowanie rozprzestrzenia się jak wirus. Ktoś widzi, że znajomy spróbował i teraz on też chce się przekonać, jak to jest - tłumaczy Jarosław Toporowski, inicjator powołania Kraśnickiego Klubu Morsów.

Ja też bardzo chciałam sprawdzić, jak to jest.

Pierwsze zanurzenie

- Zakładamy rękawiczki i wskakujemy - kiwnął porozumiewawczo starszy jegomość w samych slipkach, po czym zanurzył się w Bystrzycy. Byłam już po rozgrzewce. W stroju kąpielowym, czapce i groteskowych butach do nurkowania stałam na rampie na brzegu rzeki. Obok co chwila kolejna osoba wskakiwała do wody. - No to idę - powiedziałam sobie, żeby zagłuszyć zdrowy rozsądek rekomendujący ubranie się i powrót do domu.

W kilka sekund zanurzyłam się w wodzie po pas. To samo latem, nad jeziorem, zajmuje mi kilkanaście minut. Zimą nie ma jednak nieprzyjemnej różnicy temperatur: powietrze jest zimne, woda podobnie. Pierwsze uczucie? Przyspieszony oddech. Minęło kilka sekund nim udało mi się nad nim zapanować. Druga myśl? Nie wierzę, środek zimy, a ja kąpię się w Bystrzycy! Potem jeszcze zanurzenie po szyję i uczucie lekkiego szczypania w łydki. W wodzie spędziłam raptem minutę. Gdy wyszłam, dosłownie rozpierała mnie energia. Miałam ochotę śmiać się i opowiadać wszystkim o swoim „wyczynie”.

Szczepionka

- To niesamowite uczucie, momentalnie wydziela się tyle endorfin, że człowiek nie wie, co się z nim dzieje - opisuje swoje odczucia podekscytowany Piotr, chwilę po wyjściu z wody. Zapewnia przy tym, że od czasu, gdy zaczął morsować (czyli pięć lat temu) nie zdarzyły mu się jakieś poważniejsze choroby czy przeziębienia.

- Lekki katarek - tak, ale nic poza tym - tłumaczy. - U mnie podobnie. Każde przeziębienie mija szybko, nie ma leżenia i chorowania - dorzuca Piotr Majcher, inny lubelski mors. Właśnie ten rzekomy dobroczynny wpływ na zdrowie zagania wiele osób co tydzień do lodowatej wody. Lekarze potwierdzają, że morsowanie może podnieść odporność i poprawić ogólne samopoczucie. Są jednak osoby, dla których może być niebezpieczne.

- Przeciwwskazaniem do morsowania jest niedoczynność tarczycy, choroby zatorowo-zakrzepowe, niewydolność serca, aktywne choroby dróg oddechowych i niektóre zmiany skórne - wymienia Andrzej Szałkowski, lekarz z Lublina. Poza tym debiutować w lodowatej wodzie nie powinny bardzo małe dzieci i osoby w podeszłym wieku.

Przed zanurzeniem trzeba się odpowiednio rozgrzać. - Każdy musi rozpalić swój wewnętrzny piec. Można pobiegać, porobić pompki, wymachy - podpowiada lekarz. Gdy zrobi nam się ciepło, zdejmujemy ubranie i ruszamy do wody.

Opisywany przez morsy stan euforii nie jest dla lekarza niczym nadzwyczajnym. - Wejście do lodowatej wody to dla organizmu rodzaj stresu. By sobie z nim poradzić, wydziela on związki takie, jak m.in. endorfiny, zwane hormonem szczęścia - tłumaczy. Przy okazji budzą się też mechanizmy, które rozgrzewają organizm, usprawniają krążenie i oddech. - Zimna kąpiel działa jak nieswoista szczepionka - mówi Szałkowski. - Morsy są zahartowane, mają większą odporność na typowe zimowe choroby, lepsze krążenie i samopoczucie - dodaje.

Między bajki można jednak włożyć historie o tym, że morsy nie chorują. - Jeśli stanę spocony w przeciągu, to zachoruję tak jak każdy inny człowiek - mówi Toporowski. I dodaje, że morsowanie nie zastąpi zdrowego rozsądku, nie uchroni też np. przed kontuzjami.

Pretty Woman nad Bystrzycą

Cotygodniowe spotkanie morsów nad Bystrzycą to także wydarzenie towarzyskie. Ktoś rozpala ognisko, inny otwiera drzwi w samochodzie i włącza nieśmiertelne przeboje The Beach Boys albo „Pretty Woman” Roya Orbisona.

Pierwszą kąpiel w nowym roku morsy odbywają w karnawałowych przebraniach, na mikołajki zakładają czerwone czapki i brody, a z okazji święta Trzech Króli - papierowe korony.

Tym, którzy chcieliby do nich dołączyć, mówią: zapraszamy! - Trzeba przyjść, popatrzeć. Tacy jesteśmy zadowoleni, radośni, ciągle słychać „cześć - cześć”. Naprawdę nie ma co się bać - zachęca Piotr Majcher, jeden z lubelskich morsów.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Morsy w Lublinie. Każdy musi rozpalić swój wewnętrzny piec - Kurier Lubelski

Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski