Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Motor Lublin sięgnął dna. Teraz ma się odbić

Kamil Balcerek
Motor Lublin w sezonie 2013/2014 mógł się pochwalić najwyższym budżetem w II lidze wschodniej. Mimo olbrzymich pieniędzy zainwestowanych w drużynę piłkarze prezentowali się tragicznie i zajęli dopiero 15. miejsce
Motor Lublin w sezonie 2013/2014 mógł się pochwalić najwyższym budżetem w II lidze wschodniej. Mimo olbrzymich pieniędzy zainwestowanych w drużynę piłkarze prezentowali się tragicznie i zajęli dopiero 15. miejsce Jakub Hereta
Brak strategii zarządzania klubem i szkolenia młodzieży, życie ponad stan, przepłacanie piłkarzy - to grzechy główne poprzednich zarządów spółki Motor Lublin SA, które doprowadziły ją do obecnej fatalnej sytuacji.

Motor Lublin SA w czwartą rocznicę powstania opuszcza szeregi drugiej ligi. Plan ratunkowy został wprowadzony w życie za późno.

Czterech prezesów, siedmiu szkoleniowców i blisko setka piłkarzy. Tyle osób przewinęło się przez Motor Lublin od czasu, gdy akcjonariuszem klubu zostało miasto Lublin. Nikt nie potrafił zrobić wyniku, zarówno finansowego, jak i sportowego. W efekcie, po wpompowaniu z miejskiej kasy do klubu 4,5 mln zł, Motor, zamiast awansować na zaplecze T-Mobile Ekstraklasy, spadł do trzeciej ligi.

Kto winny jest dramatu przy Al. Zygmuntowskich? Po czterech latach działania spółki trudno wskazać jedną osobę. Błędne były założenia, że na szybko trzeba zbudować mocny zespół. Zapomniano o szkoleniu młodzieży, zabrakło działań, które zapewniłyby klubowi stabilizację w dłuższej perspektywie. Gdy podjęto decyzję o budowie nowego stadionu, wszyscy chcieli awansu Motoru do pierwszej ligi. To zadanie zdecydowanie przerosło natomiast ludzi, którym je powierzono.

- Została poniesiona sportowa porażka, osoby, które były przede mną, poniosły tego osobiste konsekwencje - komentuje Waldemar Leszcz, obecny prezes Motoru. - Prezesi zostali zdymisjonowani, trener Robert Kasperczyk został ze swojej funkcji zwolniony. Ja nie doszukiwałbym się błędów w zarządzaniu, bo nie chodzi o to, żeby wyciągać takie rzeczy. Błędem były założenia. Robiono pewne rzeczy z założeniem, że przyniosą sukces sportowy. To miało wszystko rozwiązać. I przy sukcesie sportowym, podejrzewam, mnie by tu nie było. Motor byłby w innym miejscu. Zastanawialibyśmy się, ile przeznaczyć na ten zespół na pierwszą ligę i pewnie łatwiej byłoby o sponsorów. Natomiast zdarzyła się porażka - dodaje.

Wszystko zaczęło się latem 2010 r., kiedy LKP Motor Lublin zajął ostatnie miejsce w pierwszej lidze i tonął w długach. Brak możliwości ratowania bankruta, jakim był LKP, sprawił, że powstała w tym czasie spółka Motor Lublin SA. Klub przez nią zarządzany przystąpił do rozgrywek w drugiej lidze na wykupionej od Spartakusa Szarowola licencji. Już wówczas spółka miała jednak zobowiązania. - Wejście miasta pozwoliło te zobowiązania spłacić - stwierdza po latach Krzysztof Żuk, prezydent Lublina.

Niestety, plan miasta, aby normalność wróciła do Motoru, nie wypalił. Kolejni prezesi popełniali błędy przekładające się na kondycję spółki, która przez lata przepłacała piłkarzy. W klubie wydawano miejskie pieniądze bez większych problemów, a zadłużenie systematycznie rosło. Przed każdym sezonem kibice musieli drżeć o licencję dla klubu, a piłkarze co kilka miesięcy narzekali, że na ich konta nie wpływają wynagrodzenia. W tych warunkach w sezonie 2011/2012 Motorowi niewiele jednak zabrakło do awansu do pierwszej ligi. Pod wodzą Modesta Boguszewskiego, następnie Mariusza Sawy, drużyna zajęła wysokie 5. miejsce, przegrywając rywalizację o promocję zaledwie o 5 punktów.

Wtedy w finansowanie klubu postanowili się włączyć wybitni reprezentanci Polski - Jacek Bąk i Jacek Krzynówek, którzy wykupili akcje i weszli do rady nadzorczej klubu. Nieoficjalnie mówiło się, że razem z nimi do prowadzenia klubu zobowiązał się znany na piłkarskim podwórku w Polsce Tadeusz Dąbrowski - w przeszłości m.in. menedżer Jacka Krzynówka.

Niestety, w tamtym czasie zaczęły się największe problemu klubu. Na Zygmuntowskie przyjeżdżały "autokary" z przeciętnymi piłkarzami o dużych wymaganiach finansowych, a klub podpisywał z nimi umowy. Jednocześnie zwalniani byli zawodnicy z regionu, którzy sezon wcześniej walczyli o promocję. W końcu prowadzenie drużyny powierzono Piotrowi Świerczewskiemu. Efekt tych działań był taki, że Motor zajął w sezonie 2012/2013 14. pozycję w lidze i cudem uratował się przed spadkiem.

Zmienił się też prezes: Roberta Kozłowskiego zastąpił nikomu nieznany w świecie lubelskiego sportu Tadeusz Kuna. Agonia trwała, a miasto zmuszone było pompować w zadłużoną spółkę coraz większe pieniądze, które głównie szły na opłacanie gigantycznych jak na drugą ligę kontraktów. - W Motorze niektórzy piłkarze mieli wyższe płace niż w Górniku Łęczna, który nie dość, że występował w wyższej lidze, to bił się o awans do ekstraklasy. Niektórzy piłkarze zarabiali blisko dziesięć tysięcy złotych - mówi nam anonimowo człowiek związany z klubem.
Główny akcjonariusz Motoru długo przyglądał się temu, co dzieje się w spółce, aż w końcu powiedział dość. Niemal w całości został wymieniony skład rady nadzorczej spółki, rozpoczęto też poszukiwania nowego prezesa, który w końcu opanowałby sytuację i miał pomysł na zarządzanie klubem. Niespełna dwa miesiące temu wybrano na to stanowisko Waldemara Leszcza, który nie miał jednak szans uratować drugiej ligi. - Gdy przyszedłem do klubu, najbardziej zaskoczył mnie poziom sportowy. To, że drużyna z tak olbrzymim potencjałem osiąga tak katastrofalne wyniki. To potwierdza, że zespołu nie da się kupić, on musi zostać zbudowany, musi mieć podstawy. Tego zabrakło i to było największym dla mnie zaskoczeniem i problemem dla Motoru - ocenia.

Planem nowego prezesa jest odbudowanie Motoru zarówno pod względem organizacyjnym, jak i sportowym. Takie są też oczekiwania władz Lublina. - Oczekuję zarówno od władz spółki, jak i trenera takich działań, które zapewnią oczekiwane wyniki sportowe, tak jak stało się to w przypadku MKS Selgros - nie ukrywa Krzysztof Żuk. - Miasto Lublin, obejmując udziały w spółce Motor, uratowało ją przed upadłością. Należy o tym pamiętać, że Motor SA mógł już nie istnieć. Odrębną kwestią jest wynik sportowy spółki, który wymagał rozliczenia osób odpowiedzialnych za to - co też się stało. W spółce nastąpiły zmiany w zarządzie i na stanowiskach trenerów - dodaje prezydent.

Osoby związane z Motorem Lublin SA

PREZESI
Agnieszka Smreczyńska-Gąbka (od 21 lipca 2010 r.), Robert Kozłowski (od 17 listopada 2010), Tadeusz Kuna (od 16 listopada 2012), Waldemar Leszcz (od 9 kwietnia 2014).

TRENERZY
Bohdan Bławaćkyj (od 21 lipca 2010), Tadeusz Łapa (od 30 września 2010), Modest Boguszewski (od 20 maja 2011), Mariusz Sawa (od 6 maja 2012), Piotr Świerczewski (od 12 września 2012), Przemysław Delmanowicz (od 19 kwietnia 2013), Robert Kasperczyk (od 4 września 2013) i Mariusz Sawa (od 29 kwietnia 2013).

RADA NADZORCZA
Obecnie: Janusz Gilewicz (od 19 kwietnia 2010), Mariusz Sagan (od 27 czerwca 2011), Jacek Czarecki (od 22 stycznia 2013), Mirosław Graboś (od 10 grudnia 2010) oraz Agnieszka Szumlak-Szewczyk, Tomasz Jasina i Paweł Majka - wszyscy od 7 stycznia 2014. Wcześniej m.in.: Andrzej Sagan ( 19 kwietnia 2010 - 21 czerwca 2012), Franciszek Piątkowski ( 29 lipca 2011 - 22 stycznia 2013), Juliusz Barański (29 lipca 2011 - 27 czerwca 2011), Jacek Drozd (29 lipca2011 - 23 grudnia 2013), Zbigniew Bartnik (29 lipca 2011 - 30 grudnia 2013), Jacek Bąk (21 czerwca 2012 - 30 grudnia 2013).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Motor Lublin sięgnął dna. Teraz ma się odbić - Kurier Lubelski

Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski