Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Motorowcy pomagali strzelać gole

Marcin Puka
Przemysław Żmuda zdobył gola, tyle że samobójczego.
Przemysław Żmuda zdobył gola, tyle że samobójczego. Fot. Przemysław Szyszka
Po fatalnym starcie rozgrywek (dwie porażki) wydawało się, że piłkarze Motoru powalczą o pierwsze punkty w Nowym Sączu. No bo z kim, jak nie z beniaminkiem? Niestety, mimo roszad kadrowych przeprowadzonych przez Mirosława Kosowskiego gra lublinian nie uległa poprawie. Sandecja była o klasę lepsza i pokonała gości 2:0.

Przed tygodniem grę Motoru w starciu z Wartą obserwowali przedstawiciele Sandecji. I wyciągnęli wnioski z postawy żółto-biało-niebieskich, chociaż Kosowski zaskoczył zestawieniem wyjściowej jedenastki. Po raz pierwszy od dawna na środek obrony z pomocy został przesunięty Przemysław Żmuda (w sparingach ani razu nie został sprawdzony na tej pozycji), a na lewej stronie debiutował pozyskany z Polonii Warszawa Grzegorz Wojdyga. Chcąc nie chcąc, obydwaj zostali negatywnymi bohaterami spotkania. Pierwszy zaliczył samobójcze trafienie, a drugi sprowokował "jedenastkę".

Od samego początku do szturmu ruszyli miejscowi. Wykonywali serię rzutów rożnych, ale nie przynosiły one powodzenia. Po jednym z takich stałych fragmentów gry wydawało się, że plac gry opuści Robert Mioduszewski. Na szczęście bramkarz Motoru nie odniósł poważniejszego urazu i mógł kontynuować grę. Sandecja w przeciwieństwie do Motoru grała ostro. O tym przekonał się Michał Maciejewski, który musiał opuścić boisko. Na jego miejsce wszedł Grzegorz Krystosiak, który cały czas, tak jak i cała obrona, był ostro krytykowany przez Mioduszewskiego. Można zrozumieć doświadczonego bramkarza, że chce dyrygować całym zespołem, ale w pewnym momencie zrobiło się bardzo nerwowo. O mały włos kłótnia nie przerodziła się w bójkę.

Sandecja cały czas atakowała, ale pierwszą groźną akcję przeprowadził Motor. Z prawej strony piłkę dośrodkował Marcin Syroka, a Rafał Król główkował nad poprzeczką. Gospodarze odpowiedzieli natychmiast, ale duża w tym wina Wojdygi, który niepotrzebnie w polu karnym sfaulował doświadczonego Piotra Banię. - Karny był ewidentny. Popełniłem błąd i przeprosiłem kolegów z zespołu - oceniał Wojdyga. Pewnym egzekutorem jedenastki był Dariusz Zawadzki, który zmylił Mioduszewskiego. - Ta bramka ustawiła mecz. Grało nam się łatwiej, chociaż było trochę nerwów. Jednobramkowe prowadzenie niczego nam jeszcze nie gwarantowało. Jednak z przebiegu meczu wynika, że odnieśliśmy zasłużone zwycięstwo - mówił Zawadzki.

Wydawało się, że głupio stracona bramka zmobilizuje gości do odważniejszej gry. Niestety, cały czas przeważali gospodarze, a Motor nie potrafił oddalić gry od własnej połowy. Ba, miał problemy z przeprowadzeniem jakiejś sensownej, składnej akcji. Wrzutki, zagrania na aferę; to nie gwarantowało sukcesu.

Po przerwie było odrobinę lepiej, ale to licznie zgromadzeni na stadionie kibice Sandecji mieli znowu powody do radości, gdy ich pupile strzelili drugiego gola. A Motor? Zbyt lekko strzelał z dystansu Król, a gola po strzale Kamila Oziemczuka słusznie nie uznał sędzia, odgwizdując pozycję spaloną napastnika.

Sandecja N. Sącz - Motor Lublin 2:0 (1:0)

Bramki: Zawadzki 26 z karnego, Żmuda 82 samobójcza Widzów: 4000 (w tym 200 z Lublina) Sędziował: Radosław Trochimiuk z Przasnysza
Sandecja: Kozioł 6 - Makuch 6, Jędrszczyk 5, Frochlich 6, Borovićanin 6 - Broź 5(63 Chlipała 5), Zawadzki 6, Skrzypek 5 (80 Cios), Stefanik 5 - Fabianowski 5, Bania 6 (58 Berliński 4). Trener: Dariusz Wójtowicz.
Motor: Mioduszewski 5 - Falisiewicz 4, Maciejewski (14 Krystosiak 4), Żmuda 4, Wojdyga 4 - Syroka 5, Król 6, Niemczyk 4, Popławski 3 (56 Białek 4), Iracki 3 (56 Hempel 3) - Oziemczuk 4. Trener: Mirosław Kosowski.


Ambicji nam nie można odmówić

Z Mirosławem Kosowskim, trenerem Motoru Lublin, rozmawia Marcin Puka

Przegrana 0:2 w Nowym Sączu z Sandecją, to chyba najniższy wymiar kary?

Szczęście zupełnie nam nie dopisywało. Pierwszy nasz błąd w polu karnym i rywal strzela gola. Trudno mi to oceniać z takiej odległości z ławki rezerwowych, ale nawet, jeśli Grzesiek Wojdyga przetrzymywał przeciwnika, to nie była to groźna sytuacja i dostaliśmy rzut karny praktycznie za nic.

Po zmianie stron wcale nie było lepiej. Zespół się starał, ale nic z tego nie wynikało. Dlaczego?

Po przerwie zagraliśmy bardziej ofensywnie, próbowaliśmy coś zrobić, ale Sandecja się mądrze broniła. Praktycznie cały ich zespół bronił dostępu do bramki. Ciężko było się przedrzeć przez gąszcz zawodników gospodarzy. Niestety, to co nam się nie udało, udało się miejscowym. Szkoda, że bramka zostanie zapisana na konto Przemysława Żmudy, który nic nie mógł zrobić. Ten gol to zasługa indywidualnej akcji miejscowego zawodnika.

Czego zabrakło, żeby zdobyć chociażby jeden punkt?

Przez cały mecz walczyliśmy i chłopakom nie można odmówić ambicji. Wydaje mi się, że zabrakło twardości w graniu, co pokazała Sandecja. Gospodarze mają dobrych piłkarzy, a wspierani tak żywiołowym dopingiem, u siebie będą groźni dla wszystkich. Dziękuję swoim zawodnikom za serce włożone w ten mecz. Mam nadzieję, że w następnych meczach, sięgniemy w końcu po zwycięstwo. Poza tym w Nowym Sączu na początku meczu straciliśmy podstawowego obrońcę i wkradła się nerwowość.

Dlaczego Motor nie potrafił przeprowadzić żadnej składnej akcji, a zagrożenie pod bramką rywala stwarzał jedynie po stałych fragmentach gry?

Zespół był praktycznie budowany dopiero od 29 czerwca, a to, że zagramy w pierwszej lidze wyjaśniło się 23 lipca. Niestety, budżet klubu jest ograniczony. Nie poddajemy się, ale naprawdę jest ciężko. Brakuje nam jeszcze zgrania. Czas ucieka, ale musimy go gonić. Gdy wynik był niekorzystny, każdy z zawodników w podświadomości bał się straty kolejnej bramki i stąd nasze akcje ofensywne były sporadyczne i nieśmiałe. Było ich kilka, ale za mało, żeby w pierwszej lidze sięgać po punkty.

Karnego można było uniknąć

Z Michałem Maciejewskim, obrońcą Motoru, rozmawia Marcin Puka

Co się wydarzyło w 13. minucie meczu?

Po jednym ze starć z zawodnikami Sandecji naciągnąłem mięsień dwugłowy i wiedziałem od początku, że nie będę mógł kontynuować gry. Musiałem zejść z boiska. To nie jest zbyt poważna kontuzja, ale wydaje mi się, że będę pauzował przez około dziesięć dni. Z Dolcanem Ząbki nie zagram, ale na mecz z MKS Kluczbork powinienem być w pełni sił.

Jak ocenisz mecz z perspektywy ławki rezerwowych? Z trybun gra Motoru wyglądała dramatycznie.

Wiedzieliśmy, że będzie to mecz walki i mało będzie składnych akcji z jednej i z drugiej strony. Niestety, ale tak jak w poprzednich meczach, wyszliśmy na boisko przestraszeni. Gospodarze "siedli" na nas od początku spotkania, a my graliśmy mało agresywnie i zdecydowanie. I w dodatku dostaliśmy bramkę z niczego. Tego karnego mogliśmy uniknąć. Sandecja troszeczkę się cofnęła, dała nam pole do gry, ale nic z tego nie wynikało, ponieważ nie stwarzaliśmy sobie żadnych sytuacji. Troszeczkę zagrożenia z naszej strony, to za mało jak na grę w pierwszej lidze.

Właśnie, z czego wynika fakt, że oprócz stałych fragmentów gry, w inny sposób nie potraficie zagrozić bramce przeciwnika?

Nie mam pojęcia. Ciężko mi to wytłumaczyć. Na treningach wszystko jest poukładane i wychodzi to tak, jak trzeba. Niestety, nie ma to żadnego przełożenia w meczach o mistrzowskie punkty. Niektórzy z nas się spinają, są związani, mało zdecydowani. Nie wykorzystują atutów swojej gry. W Nowym Sączu nasza gra była szarpana. Na aferę, może coś z tego wyjdzie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski