Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Myślałam, że prawdziwą gwiazdą może być tylko duża blondyna

Rozmawiał Paweł Gzyl
„Wszystko się może stać” to pierwsza od 19 lat płyta Alicji Majewskiej z premierowym materiałem
„Wszystko się może stać” to pierwsza od 19 lat płyta Alicji Majewskiej z premierowym materiałem fot. materiały prasowe
Rozmowa. Przy okazji wydania nowego albumu „Wszystko się może stać” Alicja Majewska opowiada o swoim sentymencie do Krakowa.

- Tytuł Pani najnowszej płyty jest bardzo znaczący. Wierzy Pani ciągle, że wszystko się może stać?

- Oczywiście. Ta płyta jest najlepszym dowodem. Przecież poprzednią z premierowymi piosenkami wydałam aż dziewiętnaście lat temu! Kto by pomyślał, że jeszcze nagram nową. Dziewiętnaście lat to szmat czasu. Oczywiście bardzo dużo koncertuję, mam szeroki repertuar, ale też świadomość, że drugiego „Żagla” już nie wypromuję. Jednak co jakiś czas budziło się we mnie przekonanie, że powinnam nagrać coś nowego. Namawiałam nawet Włodka Korcza, żebyśmy podjęli jakieś próby kontaktów z wytwórniami. Aż tu nagle, po sukcesach opolskich, same zgłosiły się do mnie dwie firmy fonograficzne. Wybrałam Sony.

- Mówiąc o opolskich sukcesach ma Pani na myśli ubiegłoroczne koncerty z okazji 50-lecia festiwalu i 90-lecia Polskiego Radia. Śpiewała Pani i wyglądała fantastycznie. Wszyscy się Panią zachwycili, a niektórzy dopiero Panią odkryli.

- No właśnie: odkryli po czterdziestu latach mojego śpiewania. Czyż nie wszystko może się stać? Podpisano ze mną po festiwalu umowę z konkretnym terminem wydania płyty, a ja... nie miałam ani jednej nowej piosenki (śmiech). I w dodatku bardzo dużo koncertów w kalendarzu, a więc mało czasu na stworzenie premierowego repertuaru.

- Ale miała Pani kompozytora, z którym stale współpracuje.

- Tak, na szczęście. I na szczęście on jest kompozytorem, dla którego najlepszą weną jest właśnie termin. Poznałam go w dniu, kiedy urodził się jego syn Kamil, dzisiaj już dorosły mężczyzna. Nagrywałam wtedy z Partitą chórki do piosenki Włodka. Wtedy jeszcze nie byłam pewna, czy zostanę piosenkarką. Nosiłam w sobie głębokie przekonanie, że prawdziwą gwiazdą może być tylko. duża blondyna. (śmiech) Na to nie miałam szans. Jestem niewysoka i drobna.

- Kiedy uwierzyła Pani, że jednak zostanie piosenkarką?

- Na początku może jeszcze nie uwierzyłam, ale już na pewno zapragnęłam. Wszystko przez studia radiowe i telewizyjne i dokonywane w nich nagrania. Te twórcze momenty dochodzenia do jakiejś prawdy artystycznej. Tam połknęłam bakcyla, więc po odejściu z młodzieżowego zespołu wokalnego nie szukałam pracy w oświacie, ale poszłam zdawać egzamin do teatru muzycznego, kiedyś Na Targówku, dzisiaj Rampa. Zadebiutowałam tam rolą Ordonki - a ponieważ spodobała się ona Mariuszowi Walterowi ze Studia 2, zaprosił mnie na nagrania. Z kolei dzięki nim trafiłam do Opola i tak się zaczęło.

- Na nowej płycie znalazły się wyłącznie kompozycje Włodzimierza Korcza. Któreś z nich są Pani szczególnie bliskie?

- Wszystkie! Są bardzo różne stylistycznie, mimo że jednego kompozytora. Niektóre z nich, oczywiste dla mnie wokalnie, same się śpiewają, ale są też i takie, nad którymi trzeba było trochę się pomęczyć. Włodek ma to do siebie, że jego piosenek się łatwo słucha, ale trudno się ich uczy. (śmiech) A te teksty są takie - myślę - jakie przystoi śpiewać dojrzałej piosenkarce, która czuje się bezpiecznie, podpierając się dobrą literaturą. Stąd nazwiska: Gałczyński, Waligórski, Groński, Sikorowski, Cygan, Andrus, Kejne, Tomasz Misiak - autor znaczącej w moim repertuarze piosenki „To nie sztuka” - oraz Monika Partyk, krakowska poetka, autorka piosenki tytułowej z tym znaczącym wersem. Niezwykle to nośne, a ja właśnie lubię takie utwory śpiewać.

- Na płycie ma Pani znanych i lubianych gości. To śpiewający autorzy: Artur Andrus i Andrzej Sikorowski.

- No widzi pan, naprawdę wszystko może się stać, nawet to, że topowy artysta kabaretowy Artur Andrus zaśpiewa duet z liryczną piosenkarką.

- A Sikorowski?

- Od zawsze miałam słabość do Krakowa, bo dla mnie Kraków to Ewa Demarczyk, Marek Grechuta, Andrzej Zaucha, Zbyszek Wodecki, Grzegorz Turnau, Grupa Pod Budą. Andrzej Sikorowski to jeden z niewielu już poetów piosenki. I myślę, że jest coś szczególnego w tym, że śpiewający poeta napisał koleżance piosenkarce: „A ten płomyk daleko w zamieci, to piosenka co po nas zostanie”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Myślałam, że prawdziwą gwiazdą może być tylko duża blondyna - Dziennik Polski

Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski