Ale o co chodzi? Ano chodzi o położone na placu Łokietka tory kolejowe. Okazją do tego wysmakowanego i nie lada wysublimowanego happeningu jest festiwal Open City. Zgodnie z zamysłem tęgich umysłów, tory mają symbolizować brak kontaktu wschodu z zachodem Europy. Koncepcja nader śmiała i na pewno przemawiająca do umysłów ludzkich. Przepraszam za nad wyraz dużą dawkę ironii, ale równie dobrze można było ułożyć przed ratuszem sfrezowany asfalt z obwodnicy Piask. Przynajmniej byłoby jakieś realne nawiązanie do rzeczywistości. Szyny i podkłady są dla mnie - niestety - symbolem impotencji koncepcyjnej lubelskiego środowiska artystycznego. Choć i tak cieszę się, że po dwóch stronach ratusza nie ustawiono żadnych męskich organów rozrodczych, które w sumie też mogłyby być metaforą różnego rodzaju kontaktów międzyludzkich.
I tak na naszych oczach lubelska sztuka, zamiast szukać rzeczywiście wysublimowanych form przekazu, staje się siermiężna jak rozbierany właśnie budynek Teatru w Budowie. Artyści stali się robotnikami z łopatami (nie ujmując nic robotnikom). Zostali rozpieszczeni przez publiczne pieniądze i sięgać do głębi swego umysłu już za bardzo im się nie opłaca. Niedawno ta bohema śmiała się z serialu "Świat według Kiepskich", dziś okazuje się, że nawet bohaterowie tego filmu nie mieli tak mało błyskotliwych pomysłów jak nasi lubelscy twórcy. Jedyne, co im zostało z profesjonalizmu, to profesjonalny pijar. Wszak potrafią wcisnąć włodarzom miasta byle jaki chłam, twierdząc, że ich dzieła wyprzedzają epokę.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?