- Wnunio, bo tak go nazywamy, to prawdziwy pasjonat. Nie opuścił żadnej imprezy organizowanej przez nas. W kole żartujemy, że pracuje w przerwach między wędkowaniem - śmieje się Adrian Myszkowski, właściciel sklepu wędkarskiego w Świdniku.
Pan Krzysztof wędkuje od piętnastu lat. - Początkowo łowiłem re-kreacyjnie. Z czasem wypady nad wodę stały się moim hobby, sposobem spędzania wolnego czasu. Dzisiaj mogę powiedzieć, że jestem obłowiony czy raczej wytrenowany na różnych wodach. Od dziewięciu lat łowię wyczynowo - wyjaśnia Tymicki.
Jak tłumaczy, kilkanaście lat temu wędkowało się zupełnie inaczej. Dobry sprzęt był niedostępny, teraz można kupić najwymyślniejszą wędkę, należy mieć tylko wystarczająco gruby portfel.
- Podczas zawodów rangi okręgowej przez sześć godzin trzeba wrzucić do wody zanętę wartości około czterystu złotych. Wtedy człowiek analizuje, czy wsypać to do wody czy przeznaczyć na dom i rodzinę - mówi wędkarz.
Łowi wszystkimi metodami. Choć ma swoje ulubione techniki. Wędkarstwo podlodowe to jego konik. Na tafli potrafi spędzić cały dzień. - Noc mnie przygania i noc wygania z lodu. Lubię też łowić metodą spławikową i na spinning. Nie stosuję metody gruntowej, ale oczywiście jeżdżę na takie zawody - śmieje się pan Krzysztof.
Jak każdy wędkarz ma swoje tajemnice i sztuczki. - Sukces zależy od małych niuansów i szczególików. Liczy się to, co założy się na haczyk i ile tego się założy. Ważne jest też wyważenie zestawu w zależności od warunków atmosferycznych i prądu wody - tłumaczy pan Krzysztof.
Świdniczanin zdobył ponad osiemdziesiąt pucharów i całą masę medali. W mieszkaniu państwa Tymickich powoli zaczyna brakować miejsca na kolejne trofea, a odkurzenie wszystkich pucharów to zajęcie na kilka godzin. Panu Krzysztofowi pomaga żona.
- Mąż zdejmuje wszystko z półek, a ja odkurzam. Puchary przydają się czasami jako flakony na kwiaty - śmieje się pani Teresa. Tymicka stara się być wyrozumiała dla pasji męża, choć nieraz puszczają jej nerwy. - Mąż mówi, że kiedy siedzi nad wodą zapomina o wszystkim - słucha jak ptaszek za-ćwierka i wiatr zaszumi. Ale gdy nie ma go cały dzień i wróca zbyt późno, to ja mu potrafię nieźle zaćwierkać - żartuje pani Teresa.
- Żona, choć nie wędkuje, lubi czasami pojechać ze mną nad wodę, szczególnie kiedy organizujemy wypady większą grupą z naszego koła - dodaje Tymicki.
Pan Krzysztof próbował swoich sił na większości wód śródlądowych. Dziś marzy, aby wybrać się nad morze i połowić dorsza.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?