Do zdarzenia doszło 24 maja przed blokiem socjalnym przy ulicy Mełgiewskiej 40a. Późnym wieczorem dwóch policjantów pojechało tam na interwencję. W jednym z mieszkań miało dojść do bijatyki. Pod budynkiem mundurowi zwrócili uwagę na 24-letniego Marcina S., mieszkańca bloku. Mężczyzna miał podrapane ręce i nogi. Ponieważ funkcjonariusze nie wiedzieli, czy to ofiara, czy prowodyr bójki, postanowili go wylegitymować.
- Mężczyzna zaczął wyzywać policjantów. Wywiązała się szarpanina. Wtedy policjanci skuli go kajdankami i próbowali zabrać do radiowozu - tak Dorota Kawa, szefowa Prokuratury Rejonowej, relacjonuje wersję przedstawianą przez policjantów.
Wtedy na pomoc kompanowi ruszyło sześciu mężczyzn. Potem doszło jeszcze kilku. Próbowali odbić zatrzymanego. W ręku jednego z nich pojawił się "tulipan", czyli rozbita butelka. Mężczyzna próbował uderzyć nią jednego z policjantów w brzuch. Trafił w rękę.
- Policjanci musieli wezwać posiłki - dodaje Kawa. - Policjanci na miejscu zatrzymali trzech mężczyzn, a kilka dni później kolejnego napastnika. Trzech z nich usłyszało zarzut czynnej napaści na policjanta, czwarty podżegania do tego.
Zupełnie inną wersję wydarzeń podają mieszkanki bloku przy Mełgiewskiej 40a. - Banda Marcina S., to my! - mówią Krystyna Furtak, Elwira Hamernik i Iwona Feldman. - Z gazet dowiedziałyśmy się, że prokuratura szuka młodych ludzi, którzy zaatakowali policjantów. Boimy się, bo wychodzi na to, że to my zostaniemy aresztowane. Nikogo innego przed blokiem nie było, a Marcina broniłyśmy my!
Kobiety twierdzą, że były świadkami całej policyjnej interwencji. - Policjanci byli agresywni. Zupełnie bez powodu - uważa pani Krystyna. - Kiedy skuli Marcina, a on krzyczał, że bolą go ręce, ruszyłyśmy mu na pomoc. Prosiłyśmy policjantów, żeby go puścili. Kobiety przyznają, że rzeczywiście krzyczały. Nie wiedzą jednak, po co mundurowi wezwali posiłki.
- Nikt ich tu nie atakował. Żadnych młodych ludzi nie było. Nie było żadnej zbitej butelki. Policjanci przestraszyli się chyba kupy starszych babek - mówi Krystyna Furtak. - Zatrzymani chłopcy to zwykli, ciężko pracujący ludzie, a nie żadni bandyci. Nie chcieli zlinczować policjantów. Wręcz przeciwnie, to mundurowi bili leżącego, szarpali go za ramiona, a nawet uderzyli jego głową w metalową barierkę. Użyli też gazu łzawiącego.
Dlatego kobiety z Mełgiewskiej złożyły doniesienie doprokuratury. - Nie kryjemy, że namówił nas do tego adwokat zatrzymanych chłopców. Same byśmy się chyba nie odważyły. Nie darujemy jednak. W areszcie są niewinni chłopcy, a brutalni policjanci chodzą na wolności. Jeden z nich uderzył mnie łokciem w głowę i nawyzywał - skarży się siostra jednego z zatrzymanych, Elwira Hamernik.
- Otrzymaliśmy relacje mieszkanek budynku. Badamy także przedstawioną przez nie wersję wydarzeń - mówi Dorota Kawa.
Nasze serwisy:
Serwis gospodarczy - Wybierz Lublin
Serwis turystyczny - Perły i Perełki Lubelszczyzny
Serwis dla fanów spottingu i lotnictwa - Samoloty nad Lubelszczyzną
Miasto widziane z samolotu - Lublin z lotu ptaka
Nasze filmy - Puls Polski
Codziennie rano najświeższe informacje z Lublina i okolic na Twoją skrzynkę mailową.
Zapisz się do newslettera!
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na Twitterze!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?