Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na Siczy Zaporoskiej słychać dalekie wybuchy. Reportaż wojenny Dmytro Antoniuka. Część XVI

Dmytro Antoniuk
Dmytro Antoniuk/nadesłane

CZEKISTOM SPADOCHRONIARZOM, KTÓRZY ZGINĘLI PODCZAS MISJI BOJOWEJ

4 czerwca 2022: Zaporoże - miasto blisko frontu

Jeśli nie brać pod uwagę mojej kilkugodzinnej wizyty na Chortycy wiosną 1989 roku podczas rejsu z mamą po Dnieprze z Kijowa do Odessy, to nigdy nie byłem w Zaporożu. To miasto zawsze mnie zachwycało historią Kozaków, pierwszą Siczą i w ogóle całą jego architekturą, bo do lutego mieszkało tu około 700 tysięcy ludzi, co oznacza, że Zaporoże jest jednym z największych miast na Ukrainie. Musiałem na własne oczy zobaczyć, jak tu mieszkają ludzie. Usłyszeć wybuchy oddalone o 50 kilometrów i sprawdzić, jak tam Chortyca z Kozakami.

Nocny pociąg zawozi mnie na peron z dworcem z czasów Chruszczowa z napisem „Zaporoże-1”. Zbiera się tłum: policja sprawdza wszystkich, robi zdjęcia danych paszportowych. Nie widziałem tego wcześniej, ale zgadzam się, że w obecnych okolicznościach tak powinno być.

Po minięciu kontroli schodzę na duży plac przed dworcem. Wszyscy ci ludzie, którzy przed chwilą byli stłoczeni na peronie, gdzieś zniknęli, a plac jest praktycznie pusty. Tylko kilku kierowców minibusów stoi, trzymając w rękach duże tablice z napisem „Berdiańsk”. Tak, to okupowane miasto nad Morzem Azowskim. I jeżdżą tam ludzie z Ukrainy. Prawdopodobnie pozostawili tam krewnych, rodziców, może dzieci. Obwód zaporoski pozostaje wraz z obwodem charkowskim jedynym miejscem, gdzie od czasu do czasu otwierają się tak zwane „korytarze humanitarne” (tu z okupowanej Wasyliwki) i ludzie, którzy jeszcze cztery miesiące temu spokojnie podróżowali z Zaporoża do Berdiańska i Melitopola, teraz odważywszy się na taką podróż, muszą przynajmniej zrobić testament, ponieważ można i nie wrócić...

Postanawiam iść pieszo do centrum. Jest to około sześciu kilometrów, choć widzę, że centrum miasta rozciąga się prawie do samej Chortycy, która nie jest bardzo blisko. Obie strony alei Sobornnej - najdłuższej w Zaporożu - to ciągłe ściany niekończących się warsztatów różnych fabryk. Nieco dalej widzę duży napis „Avto-ZAZ”. No to tutaj montowano ładnego, ale niezbyt niezawodnego Zaporożca, a teraz Tavrii i Daevoo. Nic dziwnego, że te fabryczne zabudowania ciągną się w nieskończoność.

Zwracam uwagę na sowieckie tablice i pomniki. Jeden z nich szczególnie mnie przeraża. Na nim widnieje napis w języku rosyjskim: „Czekistom spadochroniarzom, którzy zginęli podczas misji bojowej za liniami wroga latem 1942 r.” Kur.. mać! W całym kraju burzone są sowieckie pomniki, w tym te poświęcone II wojnie światowej, a tu czekiści. Cóż, to osobny temat, bo nie tylko w Połtawie mamy jeszcze pomnik „zwycięstwa w bitwie pod Połtawą 1709 roku”, a nawet w Kijowie są rzeźby Szczorsa (!) i Watutina. Haniebnie! Wydaje się, że dekomunizacją też nie pachnie w Zaporożu.

Znajduję się w pobliżu bazaru. Ludzie mówią głównie po rosyjsku, ale jest też surżyk. Chociaż nie gra już niskiej jakości moskiewski pop, jak to zwykle bywa w takich miejscach. To już jest osiągnięcie. Oto skwer, pośrodku którego stoi radziecka grupa rzeźbiarska szczęśliwych pionierów z lat 50. Ale w pobliżu widzę też bardzo stare domy, pochodzące z czasów carskich. Zaczyna się stare miasto. Do 1921 r. nosiło nazwę Aleksandrowsk, na cześć twierdzy o tej samej nazwie, która powstała tu w 1770 r. Prawie do końca XIX wieku było to niewielkie miasteczko powiatowe, które ożywiały jedynie kolonie niemieckich emigrantów, zapraszanych tu przez Katarzynę II i Żydów. Na początku XX wieku większość handlu Aleksandrowska należała do tych ostatnich. Ale wszystko zmieniło się wraz z budową kolei, co doprowadziło do powstania dużych zakładów i fabryk.

Stara część miasta jest w większości jednopiętrowa. Tu jest cicho. Wygląda na to, że nie jesteś w stolicy regionu, ale w tym dawnym, prowincjonalnym mieście powiatowym. Południe jest odczuwalne: co drugi prywatny dom jest porośnięty winogronami, drzewa to głównie akacje, upał. Niektóre budowle mają dość ciekawą architekturę. Jest coś do zobaczenia. Na jednym z nich wisi tablica mówiąca: „Ponad 700 dzieci zginęło w tym miejscu w Domu Dziecka podczas Wielkiego Głodu w latach 1932-1933”. Podobne do teraźniejszości. Nieco dalej widzę granitową bryłę z wizerunkiem Bajdy Wiśniowieckiego, a na fasadzie domu Kozaka. To jest centrum współczesnych Kozaków zaporoskich. Naprzeciw znajduje się duży, okazały gmach w stylu eklektycznym. Jest to Muzeum Krajoznawcze w Zaporożu, w pobliżu którego murów postawione są kotwice z XVII-XVIII wieku, prawdopodobnie znalezione na dnie Dniepru. Szkoda, że muzeum jest nieczynne, choć są to jego godziny pracy.

Ciekawe, że w ciągu kilku godzin, które już spędziłem w mieście, nie słyszę żadnych eksplozji, chociaż front jest stąd stosunkowo blisko.

Moim zadaniem jest dotarcie do Chortycy, aby zrobić zdjęcia zrekonstruowanej Siczy Zaporoskiej. Ta drewniana forteca jest częścią Rezerwatu Narodowego i jest zamknięta w czasie stanu wojennego. Tu chyba nie wystarczy akredytacja Sił Zbrojnych. Poprzez znajomych udaję się do dyrektora Rezerwatu. Okazuje się, że służy na froncie i dziś wrócił na jeden dzień do domu. Oczywiście nie mam prawa odrywać go od rodziny, ale uprzejmie wysyła zastępcę do pomocy, nawet z samochodem. Okazuje się, że na wyspie bez jego eskorty dotarłbym (taksówką) tylko do pierwszego punktu kontrolnego, których jest wiele.

Mijamy ogromny most Preobrażeński na Dnieprze. W oddali widać masyw Dniproges, a także nowy most wantowy z wysokim pylonem. Aktywnie budowano go przed inwazją rosyjską i już częściowo dopuszczono do ruchu. Teraz budowa została zatrzymana.

Jesteśmy przed murami republiki kozackiej, którą była Sicz Zaporoska. Ze względu na sprawiedliwość historyczną trzeba powiedzieć, że pierwsza fortyfikacja zbudowana przez Dymitra Bajdę Wiśniowieckiego znajdowała się na małej wyspie Baida koło Chortycy, ale w późniejszych wiekach Kozacy mieli swoją bazę właśnie tutaj, gdzie my.

Skały wznoszą się nad Dnieprem między wyspą a Dniprogesem. Są to pozostałości ostatniego, dziewiątego progu o nazwie Wolny, który jest dziś jedynym widocznym nad wodą. Właściwie stąd pochodzi nazwa Zaporoże - za progami. Mówi się, że Kozacy, którzy zasłużyli na śmierć, zostawali przywiązani do tych skał i tam pozostawieni. Dno rzeki jest tu zaśmiecone wieloma pozostałościami statków z różnych epok, w tym słynnymi czajkami kozackimi. Kilka z nich wydobyli archeolodzy podwodni i obecnie znajdują się w komorach rezerwatu.

W 2011 roku podniesiono też z dna miecz z X wieku, który mógł należeć do legendarnego księcia Światosława, który zginął gdzieś tutaj w zasadzce Pieczyngów. Według kronik bizantyjskich książę miał na ogolonej głowie czub, wąsy i kolczyk w uchu. To on był protoplastą stylu kozackiego.

Idziemy wzdłuż pustego Majdanu siczowego, pośrodku którego stoi wspaniała drewniana cerkiew Pokrowska. Jest czynna i nabożeństwa odbywają się tu zazwyczaj w święta. Dziwnie jest nie widzieć ludzi…

Słyszę pojedynczy wybuch. Mój przewodnik mówi, że stąd do frontu jest niecałe 50 kilometrów. Mówi też, że Zaporoże było kilkakrotnie ostrzeliwane rakietami i były ofiary. Więc dużo osób wyjechało i teraz trudno powiedzieć, ilu z tych 700 000 obywateli zostało.

Po zrobieniu zdjęcia wsiadam do samochodu. Wracamy, aż nagle widzę na drodze ogromnego brązowo-zielonego węża. To jest sarmacki wąż. Nie jest jadowity, krewny boa. Niestety nie mam czasu na zrobienie zdjęcia. Ogólnie na Chortycy jest kilka stref naturalnych, a w niektórych miejscach zachował się prawdziwy step. Tak właśnie wyglądało Dzike Pole w czasach Kozaków, którego od dawna nie ma poza wyspą. Jest tu wiele endemitów, w lasach dużo zwierzyny. Niezwykle ciekawe miejsce. Szkoda wyjeżdżać.

Już w centrum miasta, na jednym z budynków, widzę kilka dowcipnych antyrosyjskich plakatów poświęconych okupowanym miastom obwodu zaporoskiego. Autorom nie zabrakło humoru i fantazji, a także designu. Cudownie jest spotkać coś takiego po pomniku czekistów. Tym przyjemniej, że plakaty przyciągają uwagę młodych przechodniów, którzy zatrzymują się, by lepiej przyjrzeć się i zrobić zdjęcia. To przykład skutecznej propagandy, której wszyscy potrzebujemy do walki z kłamstwami Moskwy. Dodaj odrobinę humoru do patriotycznego przekazu, jak na tych plakatach, i skuteczność jest gwarantowana.

Postanawiam zejść nad Dniepr. Słońce pali niemiłosiernie. Staram się chodzić w cieniu drzew. Po pewnym czasie słyszę ludzki głos. Za krzakami znajduje się plaża. Chodzę po piasku, który natychmiast wpycha mi się w buty. Z jakiegoś powodu pamiętam o minach, choć Zaporoże nie było okupowane i nie ma zastrzeżeń, ale instynkt nabyty w innych niebezpiecznych miejscach jest aktywowany. Prawdopodobnie nie będzie to szybko, kiedy będę mógł spokojnie spacerować po piasku beztroskiej plaży. Miny-płatki cały czas wpełzają mi do głowy.

A ludzie tu spokojnie kąpią się, piją piwo, opalają się. Dotykam wody Dniepru. Rzeki, którą zachwycam się od dzieciństwa. I szkoda, że komuniści zalali te odwieczne kozackie progi, którymi uciekinierzy schodzili do Nizu, a sienkiewiczowski Michał Wołodyjowski szedł z poselstwem.

Wracam na dworzec długimi alejami. Dobrze, że po drodze trafiłem na beczkę z fajnym kwasem, które ostatnio z jakiegoś powodu widuję w Kijowie bardzo rzadko, choć kiedyś były wszędzie. Piję tę ratującą życie wilgoć i myślę, że Zaporoże bardzo przypomina mi kurort Koblewe nad Morzem Czarnym, do którego moi rodzice wysyłali mnie z dziadkami, gdy byłem dzieckiem. To samo uczucie spokojnego, gorącego, parnego letniego dnia, kiedy nie ma szkoły, kiedy idziesz popływać przed 11 i po 16, a po obiedzie, po zjedzeniu arbuza, po prostu śpisz, bo nie możesz zrobić niczego innego. To jest ukraińskie południe. Jego zakurzone, spalone, stepowe piękno. Kto jest w stanie je zrozumieć, zakocha się w nim. I tak nie do zniesienia jest myśl, że jak wcześniej z moją babcią, a później z córką, nie będę mógł w najbliższym czasie pojechać na plaże naszego Morza Czarnego. Przynajmniej w obawie przez zaminowanym wybrzeżem. Ponieważ odpędzimy wrogów i uwolnimy wszystko! Trzeba w to wierzyć, w przeciwnym razie nie będzie możliwe dalsze życie w pełni.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski