Spis treści
Najważniejszy niemiecki film ostatnich lat
Niemiecka kinematografia już dawno nie miała takiej szansy przed sobą. Nie ma co ukrywać; większość niemieckiej produkcji filmowej to tytuły, które nie są w stanie przebić się na świecie i zaistnieć w świadomości innego widza niż europejski. Ostatni raz, i to na dużo mniejszą skalę, wydarzyło się to w 2004 roku, gdy Oliver Hirschbiegel nakręcił głośny „Upadek” o Adolfie Hitlerze. Teraz idealnie w temat wstrzelił się Edward Berger.
Wierna adaptacja „Na Zachodzie bez zmian”?
„Na Zachodzie bez zmian” opiera się na motywach słynnej powieści Ericha Marii Remarque'a, aczkolwiek nie spodziewajcie się wiernej adaptacji. Autorzy scenariusza trochę pomijają, skracają, zmieniają oraz dodają od siebie. Chociaż akcja rozgrywa się na froncie I wojny światowej, to trudno nie odnosić się do współczesności, gdzie za naszą wschodnią granicą dzieją się bliźniacze okropieństwa, a życie ludzkie przestaje mieć jakąkolwiek wartość.
Demitologizacja wojny
Film Edwarda Bergera demitologizuje wojnę i całą otoczkę z nią związaną. Niemiecki twórca w wierny sposób oddaje to, czym wojna tak naprawdę jest; na ekranie obserwujemy moc propagandy, która z zderzeniu z brudną, uwaloną błotem rzeczywistością, sprawia, że wszelkie ideały upadają. Walka o kraj zmienia się w walkę własne o przetrwanie. Chęć przeżycia choćby jeszcze jednego dnia, mając nadzieję, że może kiedyś zobaczy się swoich bliskich, sprawia, że człowiek staje się gotowy na wszystko. Berger zadaje też pytania o patriotyzm; czym on tak naprawdę jest? Czy walka o ojczyznę rzeczywiście jest walką o własny kraj, czy może jest jedynie spełnieniem chorych wyobrażeń generałów, którzy najedzeni, czyści i bezpieczni stacjonują daleko od frontu?
Co nie zagrało w „Na Zachodzie bez zmian”?
W tej kwestii „Na Zachodzie bez zmian” sprawdza się bardzo dobrze, chociaż na dobrą sprawę nie wnosi nic nowego w temacie obnażania prawdziwego obrazu wojny. Niemalże takie same obrazki pokazywał nam „1917” Sama Mendesa. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że zabrakło w tym wszystkim trochę poszerzenia głębi bohaterów; o ile Felix Kammerer, Albrecht Schuch czy Edin Hasanovic są świetni na ekranie i to właśnie oni aktorsko będę kreować przyszłość niemieckiego kina, tak ich postaci zostały właściwie jedynie lekko naszkicowane.
Momentami można odnieść wrażenie, że film - mniej lub bardziej świadomie - stara się wybielić Niemców w tym konflikcie. Szczególnie tych najbardziej szeregowych, których na ekranie maluje się jako omamionych propagandą i niewiedzących, na co się decydują. Biedni i straumatyzowani są wyżynani przez bezwzględne wojska ententy. Przede wszystkim brakuje tutaj kontekstu, którego nie da się zastąpić uniwersalnym przesłaniem; ot popatrzmy, jak na ekranie przedstawiono generała Ferdynanda Focha, którego tutaj właściwie maluje się jako tego, który chce dalszego rozlewu krwi, aż poniżone Cesarstwo Niemieckie całkowicie upadnie, co dla widza, któremu temat I wojny światowej jest obcy, jest jednoznaczne - temu człowiekowi zależy na dalszym mordowaniu.
Wizualna uczta
„Na Zachodzie bez zmian” robi wrażenie pod względem wizualnym. Jest dopracowany, a kamera nie boi się pokazywać rozczłonkowanych ciał, które przecież stają się wizytówką niemalże każdej wojny. To, co przeraża jednak najbardziej, to aktualność tego filmu. Gdy scenografię I wojny światowej zamienimy na współczesne obrazy bombardowanej przez Rosjan Ukrainy, to zobaczymy niemalże to samo. Zmienia się sprzęt, technologia idzie do przodu, ale mentalność ludzka wciąż pozostaje taka sama. No cóż, zabijamy się do 11:00, później rozejm. I tak do następnego.
Ocena: 6/10
Krzysztof Połaski
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?