Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Największe przeboje z dyktafonów, czyli o "kulturze podsłuchów" w naszym kraju

Dorota Abramowicz
sxc.hu
Jak Polska długa i szeroka, nagrywają prawie wszyscy. Mężowie żony i żony mężów. Pacjenci lekarzy, obywatele policjantów, służby obywateli, petenci urzędników, biznesmeni konkurentów. Politycy i prawnicy, siostry i bracia, wierzący i niewierzący. Nawet duchowni. Niektórzy mówią o paranoi, inni o rodzącej się "kulturze podsłuchów" - pisze Dorota Abramowicz

Ksiądz Mirosław Bużan przyniósł do prokuratury cztery dyktafony. Na każdym nagrano jedną rozmowę. Nagrania mają świadczyć, że wyrok skazujący byłego proboszcza z Bojana za upijanie i molestowanie 15-latki oparto na fałszywych zeznaniach.

- Nie miałem innego wyjścia - rozkłada ręce ksiądz pytany o etyczną stronę akcji podsłuchowej. - Musiałem się bronić.
Obrona polegała na kupieniu siostrzeńcowi czterech dyktafonów. Siostrzeniec miał spotykać się z dziś już 17-letnią oskarżycielką proboszcza. Nagrany dziewczęcy głos opowiedział o motywach "spisku" oraz roli w nim skonfliktowanego z duchownym biznesmena. Opatrzony przez biegłego didaskaliami zapis z taśmy kończy się taką oto wymianą zdań: "Dziewczyna: - No dobrze, kiedy skończy się to całe wypytywanie i męczenie? (Sposób mówienia dziewczyny wyraża irytację.)

Siostrzeniec: - Mówisz i masz.
D.: - O co ci chodzi?
S.: - Ten ksiądz to mój dobry znajomy i właśnie przyznałaś się do wszystkiego, więc wybacz mi, ale muszę to zgłosić na policję.
D.: - Co, k...! Nie wierzę, no. Jak mogłeś to zrobić!? (Dziewczyna jest wyraźnie wzburzona.)
S.: - To chyba, k..., ja powinienem , k..., spytać, jak ty mogłaś to zrobić.
D.: - Weź, sp... Zobaczysz, będziesz miał problemy. Nie wiem...
S.: - Chyba jesteś śmieszna, nie? Czekam z niecierpliwością, nie?
D.: No... (W tle słyszalny jest dźwięk głośno zatrzaskiwanych drzwi)".

Dziś oskarżycielka księdza zaprzecza, że to jej głos pojawił się na taśmie. Prokurator czeka na ekspertów, którzy zidentyfikują nagrane głosy oraz sprawdzą, czy zapis nie był zmontowany. - To może potrwać dość długo - przyznaje Janusz Skosolas, naczelnik gdańskiego laboratorium kryminalistycznego KWP. - Tego typu badań nie robi się w Gdańsku, my jedynie odczytujemy zakłócone wypowiedzi z nagrań. Kwestia identyfikacji rozmówców to zadanie Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji.
Taśmy dostarczone do prokuratury przez księdza mogły być zarejestrowane bez zgody i wiedzy dziewczyny. Potajemne nagrywanie rozmów osób fizycznych jest niezgodne z prawem i jako takie nie może być dowodem w sprawie cywilnej.

- Prawo do prywatności nie jest dobrem absolutnym - przypomina mec. Roman Nowosielski. - Jeśli niesłusznie oskarżony nie ma innej możliwości obrony, jest bezradny, to w postępowaniu karnym dopuszczalne jest wykorzystanie takich dowodów.
Mec. Janusz Kaczmarek, były szef MSWiA i prokurator krajowy, przypomina o znaczeniu nagrań w sprawach o porwanie. Rozmowy z porywaczami nieraz pozwalały na uratowanie ofiar i skazanie winnych. Pozwalały także na rozprawienie się z szantażystami. Problem w tym, że w morzu podsłuchów, stosowanych przez rodaków, usprawiedliwione ważnymi względami przypadki należą do rzadkości.

Żona słynnego działacza śląsko-dąbrowskiej Solidarności Andrzeja Rozpłochowskiego wyszła za niego tylko po to, aby donosić nań esbekom. Jego ojciec nagrywał każde słowo syna i przekazywał dalej bezpiece. O wielkiej rodzinnej tragedii, która swój finał znalazła dopiero teraz, po 29 latach, o granicach miłości i przebaczenia pisze Agata Pustułka

Nie ma tygodnia, by w mediach nie pojawiła się większa "afera taśmowa". Po obejrzeniu filmu w reżyserii Władysława Serafina i wystąpieniu posła Tomasza Kaczmarka (znanego jako agent Tomek) z nagraniami byłego polityka PSL, Andrzeja Pałysa, "Wprost" napisał, że możemy spodziewać się kolejnych publikacji ze zbioru byłego agenta CBA. Aferom z udziałem polityków towarzyszą mniejsze skandale, jak chociażby taśmy byłego komendanta policji w Łebie, który sugerował przedsiębiorcy, jak pozbyć się konkurencji. O drobniejszych nagraniach nauczycieli, lokalnych urzędników i prywatnych kłótni nie warto wspominać. Tak samo jak o prywatnych śledztwach, wykorzystywanych (lub nie) w sprawach rozwodowych, majątkowych i przy sąsiedzkich sporach.

Możesz wiedzieć więcej!Zarejestruj się i czytaj wybrane artykuły Dziennika Bałtyckiego www.dziennikbaltycki.pl/piano

Kto zaczął?

Trudno określić, kiedy Polacy zaczęli masowo rejestrować słowa i zachowania bliźnich. Niektórzy sięgają do 2001 roku, czyli emisji pierwszej polskiej edycji Big Brothera, gdy przełamano obyczajowe tabu. Nagle zauważyliśmy, jak ciekawe i w gruncie rzeczy bezkarne może być obserwowanie ludzkich zachowań. Wchodzenie za człowiekiem do łazienki, słuchanie intymnych zwierzeń.

Inni wskazują na 2002 rok, kiedy to cały kraj odczytał zapis rozmów Lwa Rywina z Adamem Michnikiem. Pasjonaci komisji śledczej analizowali każde słowo obu panów, a rodacy w mig pojęli, jak są one groźne.

- Zaczęło się jeszcze wcześniej, od afery Watergate, kiedy taśmy pogrążyły polityków najwyższego szczebla - uważa socjolog, dr Janusz Erenc. - Dopiero jednak postęp techniczny sprawił, że możliwości podsłuchu są coraz większe.

Praktycznie każdy z nas dysponuje odpowiednim sprzętem. Dobry telefon w kieszeni jest zarazem dyktafonem, kamerą i aparatem fotograficznym. Różne są też motywacje osób, nagrywających w tajemnicy bliźnich.

- Czasem chodzi o skompromitowanie drugiej osoby, zdyskredytowanie konkurenta w interesach lub przeciwnika politycznego, czego przykładem było słynne wystąpienie Zbigniewa Ziobry z "gwoździem do trumny Andrzeja Leppera"- mówi mec. Janusz Kaczmarek, który dziś już nie chce opowiadać, co czuł, gdy przed pięcioma laty nagrania z jego udziałem obiegły wszystkie programy informacyjne, a zapis prywatnych rozmów z żoną opublikowała jedna z gazet. - Czasem jednak jest to skutek bezsilności wobec nieudolnych organów ścigania.

Obywatele podsłuchują i... oskarżają innych o podsłuch. Do sądu trafiła już sprawa mężczyzny, który na portalach internetowych rozpisywał się o pewnej trójmiejskiej firmie budującej mieszkania. Ostrzegał, że klienci, kupując lokal, dostają "podsłuch gratis". Teraz firma walczy o swoje dobre imię, pozywając oszczercę.

Mam cię, doktorze!

Przychodzi pacjent do lekarza z dyktafonem w kieszeni - to nie początek jednego z seryjnych dowcipów, ale rzeczywistość lekarskich gabinetów. W sytuacji, gdy dostęp do świadczeń medycznych ograniczony jest przez NFZ, pojawiają się osobnicy, próbujący w ten sposób zaszantażować medyków. A nuż powiedzą coś, co będzie można wykorzystać przy próbie ominięcia kolejki...

- Podejmuje pani istotny temat - wzdycha dr Roman Budziński, szef Okręgowej Izby Lekarskiej w Gdańsku. - Można mówić o fali wzrostowej tego nienormalnego zjawiska. To skutek zmian obyczajowych, coraz bardziej widocznej roszczeniowości. Z roku na rok rośnie liczba skarg na lekarzy, a równocześnie nie zmienia się liczba osób winnych.

Lekarze przyznają, że w takich warunkach trudno dobrze leczyć. - Właściwie jest to niemożliwe - twierdzi dr Budziński.- Warunkiem wstępnym skutecznej terapii jest wzajemne zaufanie.

Prof. Barbara Kamińska, ceniony gdański pediatra, a zarazem prorektor ds. studenckich Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego, została nagrana przez ojca studenta, który przyszedł do niej z interwencją.- Nie powiem, żeby było to przyjemne, ale widocznie taka moda nastała - stwierdza refleksyjnie pani profesor. - Czy z dyktafonem, czy bez niego, i tak powiedziałabym to samo. Problemów z tego powodu nie miałam.

Znane są jednak kłopoty pewnego gdańskiego nauczyciela akademickiego, który podczas wykładów potrafił użyć bardziej dosadnych słów. Studenci zarejestrowali wykład, zanieśli gdzie trzeba i nauczyciel akademicki miał poważny problem.
- Na pytanie studenta, czy można nagrywać wykład, mówię "nie" - twierdzi prof. Andrzej Ceynowa, dziekan Wydziału Filologicznego Uniwersytetu Gdańskiego. - Wyjątek robię jedynie dla osoby niepełnosprawnej.

- Uważam, że wykład jest moją własnością intelektualną, efektem mojej pracy i można go zanotować własnymi słowami, a nie rozpowszechniać - dodaje dr Janusz Erenc.

Możesz wiedzieć więcej!Zarejestruj się i czytaj wybrane artykuły Dziennika Bałtyckiego www.dziennikbaltycki.pl/piano

Ty to wiesz i ja to wiem

Profesor Ceynowa uważa, że popularność podsłuchiwania wzajemnego osiągnęła w ostatnich latach w Polsce poziom paranoidalny.

- Znany adwokat zaprasza do siebie na rozmowę, zachęcając, że ma pokój sprawdzany przeciwpodsłuchowo co tydzień - wylicza profesor. - Albo przychodzi biznesmen, wskazuje wzrokiem na sufit i proponuje, byśmy wyszli porozmawiać. To wyciąganie komórek z kieszeni podczas narad, wyjmowanie baterii... W latach 70. i 80. mój telefon był na podsłuchu, kiedy nie odebrałem po pierwszym dzwonku, wyłączał się. Kiedyś podniosłem po jakiejś rozmowie szybko słuchawkę i usłyszałem: "K...a, co ty pier...". Po 1990 r. wydawało się, że inwigilację mamy za sobą. Wraca stare, ot - chichot historii...

Ci, którzy mają prawo inwigilować, także bywają inwigilowani. Sprawa byłego komendanta policji w Łebie nie jest wyjątkiem.
- Słyszałem opowieści kolegów-policjantów, pracujących w terenie, że podczas interwencji w ruch idą kamery w aparatach telefonicznych - mówi Michał Sienkiewicz z Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku. - Nic z tego oczywiście nie wynika.
Następcy Wielkiego Brata

Świadomość, że wśród petentów mogą pojawiać się domorośli następcy Wielkiego Brata, towarzyszy także urzędnikom różnych szczebli. Wielu doskonale pamięta przypadek prezydenta Sopotu, nagranego latem 2008 roku przez lokalnego biznesmena, Sławomira Julke.

Opublikowanie "taśm Karnowskiego", mających świadczyć o korupcyjnej propozycji złożonej przez prezydenta, wywołało ogólnopolską awanturę polityczną. Dopiero po roku wyszło na jaw, że prowadząca śledztwo prokuratura nie dysponuje oryginalnym dyktafonem, na którym nagrana została korupcyjna propozycja, bo Julke z sobie tylko znanych powodów zniszczył oryginalne nagranie.

- Ten akurat przypadek pokazuje, że nagrania są bronią obosieczną - zauważa mecenas Nowosielski.

Lewy palec i ortopeda

Ludzie mówią różne rzeczy. Dowcipne i złe. Podejrzane i całkiem niewinne. Bywa, że sam zapis z taśmy może być odmiennie interpretowany przez autora nagrania i resztę świata.

- Kiedyś taka taśma miała być dowodem w sądzie, świadczącym na moją niekorzyść - wspomina Jerzy Zając, dyrektor Urzędu Miasta w Gdyni. - Jeden z pracowników urzędu złamał mały palec w lewej ręce i... poszedł na pół roku na zwolnienie lekarskie. Przyznaję, że szlag mnie trafiał, bo sam, choć przeszedłem wylew, szybciej wróciłem do roboty. Pewnego dnia, podczas rozmowy z tym panem, nie wytrzymałem i rzuciłem mniej więcej coś takiego: "Jeśli pan złamie paznokieć, to mogę polecić dobrego ortopedę". Ostatecznie pracownik został zwolniony i spotkaliśmy się w sądzie. Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że rozmowy były nagrywane, a dowodem na gnębienie człowieka miały być moje słowa o paznokciu!

Na szczęście dla dyrektora Zająca sędzia nie uznała, że doszło do mobbingu. - Powiedziała, że nagranie świadczy o tym, iż jako dyrektor dbam o pracowników. Napomknęła też, że jej szef nigdy nie zaoferował pomocy w znalezieniu dobrego lekarza - opowiada dyrektor gdyńskiego magistratu. - A tak poważniej już mówiąc, mam świadomość, że od czasu do czasu ktoś potajemnie rejestruje moje słowa. Niestety, taka moda...

Dr Janusz Erenc tłumaczy, że to nie moda, ale spadek zaufania społecznego. - Przestajemy traktować drugiego człowieka jak partnera - tłumaczy socjolog. - Począwszy od świata polityki, przez wszystkie sfery życia. Towarzyszy temu osłabienie więzów przyjacielskich i towarzyskich.

Granice piekła

Teresa Kamińska, prezes zarządu Pomorskiej Strefy Ekonomicznej , była minister w rządzie Jerzego Buzka buntuje się przeciw podsłuchowej modzie. Postanowiła, że nie da się wpędzić w atmosferę powszechnego strachu przed nagrywaniem. Nie wyłącza komórki, nie wyciąga baterii podczas spotkań.

- To jest dramatyczne! - mówi z przejęciem. - Zadaję sobie pytanie - gdzie są granice tego piekła? Uważam, że jednym z największych zagrożeń dla rozwoju państwa jest brak zaufania. Czeka nas kryzys, sytuacja idzie w dramatycznie złym kierunku i bardzo ważne staje się wspólne szukanie wyjścia. Nie uda się nam, jeśli każdy będzie nagrywał każdego, jeśli wyrwane z kontekstu słowa staną się orężem w walce. Strach może sparaliżować podejmowanie decyzji, działania polityczne i biznesowe.

O paraliżu, wynikającym z braku zaufania mówi także Dorota Arciszewska.
- Niedługo wróci ostrzeżenie "uwaga, rozmowa kontrolowana" - stwierdza z gorzkim uśmiechem posłanka PiS. - Z roku na rok podsłuchuje nas coraz więcej instytucji. Nawet tablety, które dostali posłowie, mogą służyć do inwigilacji. To już jakaś psychoza.

- Zawsze mam z tyłu głowy, że to, co mówię, może być upublicznione - dodaje Agnieszka Pomaska, parlamentarzystka Platformy.

Kubrick miał rację

Zdaniem mecenasa Nowosielskiego przekroczyliśmy Rubikon. Dostaliśmy do rąk urządzenia, które pozwalają na rejestrację. Równocześnie jako społeczeństwo nie dorośliśmy do tych "zabawek" . Nie przestrzegamy zasad przyzwoitości.

Nagrane potajemnie rozmowy i zdjęcia, nawet jeśli nie zostaną wykorzystane przez policję, prokuraturę, polityków lub media, i tak trafiają do sieci. Niedawno pewien młody człowiek umieścił na YouTube filmik nagrany z ukrytej kamery w łazience. Pokazał siostrę, która weszła do środka, usiadła na sedesie i zrobiła kupę. Film już zniknął z internetu, ale świadomość, że nawet osoba bliska może tak przekroczyć granice wszelkiej intymności i przyzwoitości - pozostała.

- Czasem mam wrażenie, że spełnia się wizja Stanleya Kubricka z filmu "2001: Odyseja kosmiczna" - mówi dr Janusz Erenc. - Kosmonauci, którzy zdają sobie sprawę, że są podsłuchiwani przez komputer, próbują znaleźć bezpieczne pomieszczenie. Ale i tak nie dadzą rady uciec. My też nie uciekniemy.

I od tej pory wszystko, co powiemy, może być wykorzystane przeciwko nam.

Możesz wiedzieć więcej!Zarejestruj się i czytaj wybrane artykuły Dziennika Bałtyckiego www.dziennikbaltycki.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Największe przeboje z dyktafonów, czyli o "kulturze podsłuchów" w naszym kraju - Dziennik Bałtycki

Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski