Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie bądźmy sędziami ludzkich dramatów

Sylwia Szewc-Koryszko
Przed sześcioma laty w niewielkiej miejscowości koło Biłgoraju - w Zamchu - rozegrał się rodzinny dramat. Ojciec zabił swoje córki. 9-letnia Laura i 6-letnia Natalia zginęły od uderzenia obuchem siekiery. Zostały znalezione w łóżku, przykryte kołdrą. Po dokonaniu zbrodni ojciec podciął sobie żyły i się powiesił. Matka z trzecim dzieckiem była poza domem.

Mężczyzna na stałe przebywał w Niemczech, gdzie pracował. Do Polski przyjechał na komunię starszej córki. Co sprawiło, że zdecydował się na tak dramatyczny krok? Motywem zabójstwa miał być konflikt małżeński. Prawdopodobnie mężczyzna nie mógł pogodzić się z faktem, że jego małżeństwo się rozpada. Śledczy ustalili, że w chwili popełniania zbrodni był pijany i pod wpływem środków uspokajających.

Dramat, jaki rozegrał się za zamkniętymi drzwiami tego domu w Zamchu, fachowcy określają jako tzw. samobójstwo rozszerzone. Jak tłumaczy kryminolog, dr Paweł Moczydłowski, polega ono na tym, że zabija się nie tylko siebie, ale również inne osoby, zwykle najbliższe.

Czytaj też: Dr Marcin Olajossy o rozszerzonym samobójstwie: Najgroźniejszy jest stan tych pacjentów, którzy milczą

- Najczęściej zabójca nie widzi możliwości rozstania się z bliskimi, którym chce w swoim przekonaniu zaoszczędzić cierpień, a sam nie chce ponosić kary za morderstwo. Postanawia więc uciec od odpowiedzialności, zabijając na końcu siebie - mówi Moczydłowski.

W ostatnich dniach podobna tragedia wydarzyła się w Zelczynie koło Krakowa. Tam mąż, po powrocie z pracy, odkrył w domu ciała całej swojej rodziny - żony i trójki dzieci: 4-letniej Nadii, 9-letniej Oli i 12-letniego Kamila. Dzieci zostały uduszone, ich ciała były w łóżkach, matki - powieszone.

Zarówno w przypadku tragedii w Zamchu, jak i w Zelczynie, na ojca i matkę - zabójców - wylało się morze hejtu. Nienawistnym komentarzom i ocenom nie było końca. „Kto normalny zabija swoje dzieci i w końcu sam siebie? Moim zdaniem 100-procentowy psychol” - pisał ktoś na forum „Kuriera”. Matce z Zelczyna życzyli jak najgorzej: „Niech ją piekło pochłonie”, „Ja bym spalił i rozsypał na gnojowisku”.

Sama jestem matką i nie jestem w stanie sobie wyobrazić, jak można zrobić krzywdę własnemu dziecku. To przecież niewinne istoty, które są ufne, zapatrzone w rodziców i kochające. Nie mają też jak się obronić przed atakiem dużo większej i silniejszej osoby. Ale mimo to nie podejmuję się oceny tych, którzy dopuścili się takich zbrodni. Tych, którzy uznali, że przed odebraniem sobie życia muszą zabrać ze sobą najbliższych, własne dzieci, nawet jeśli oznacza to zaciśnięcie rąk na ich drobnych szyjach albo uderzenie siekierą. Nie jestem w stanie pojąć ogromu tego typu dramatów, dlatego nie podejmuję się nawet oceny takich zachowań, bo czy mamy do niej prawo, jeśli nie wiemy, co tak naprawdę działo się w głowach tych rodziców?

Ludzie lubią bawić się w sędziów, wydawać wyroki bez żadnej wiedzy o drugim człowieku. A przecież tej wiedzy o swoich partnerach nie mieli nawet małżonkowie z Zamchu czy Zelczyna. Oni do końca życia pozostaną w żałobie. Tym, którym oceny przychodzą zbyt łatwo, polecam słowa księdza odprawiającego mszę żałobną w Zelczynie. Prosił, by po prostu być z tą rodziną, jak przyjaciele Hioba, w ciszy i nie komentować tragedii. - Jezu, ty się tym zajmij - spuentował.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski