Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie płacić alimentów to jak bułka z masłem

Gabriela Bogaczyk
pixabay.com
Alimenciarz-rekordzista z Lubelszczyzny jest winny ponad 470 tys. złotych. Komornicy przyznają: dłużnicy kombinują, jak tylko mogą. Nawet gdy w garażach stoją nowe samochody, wciąż są za biedni, by płacić alimenty. A na tę praktykę panuje ciche przyzwolenie.

- Nie zobaczyłam jeszcze na oczy ani jednej złotówki od niego. Nasza córka ma już 9 lat. Nie przyniósł nigdy nawet jakiegoś skromnego prezentu, nie pojawił się na komunii. Całe szczęście, że jest fundusz alimentacyjny z którego dostaję alimenty, a jemu cały czas dług rośnie. Nie obchodzi mnie to, tak, jak jego nie obchodzi córka - mówi 32 - letnia Magdalena z Lublina.

Takich dłużników jest coraz więcej w naszym regionie. Według najnowszych danych - prawie 16 tys. Łącznie są winni swoim dzieciom 600 mln złotych, czyli ponad pół miliarda.

Lubelscy komornicy przyznają, że w kancelarii szafy są przepełnione sprawami alimenciarzy, którzy uciekają przed spłatą pieniędzy. - Kombinują jak tylko mogą, by nie pojawić w kancelarii. Nie reagują na żadne wezwania o egzekucję długu. Wtedy, po dwóch miesiącach, kobieta może pójść na Zemborzycką, do MOPR-u, by starać się o pieniądze z funduszu alimentacyjnego - mówi jeden z pracowników kancelarii komorniczej w Lublinie.

Tym samym, dług alimenciarza wzrasta przez lata. Rekordzista Polski pochodzi z Lubelszczyzny. 48 - letni mężczyzna jest już winny ponad 470 tys. złotych. Kolejni na liście są dłużnicy pochodzący z Małopolski i woj. łódzkiego. - W sumie 16 rekordzistów ma do oddania 5,8 mln złotych. Są to wyłącznie mężczyźni. Najmłodszy ma 33 lata, najstarszy 64- mówi Halina Kochalska, rzecznik prasowy Rejestru Dłużników „Big InfoMonitor”

Oszukać państwo i dziecko
- Dłużnicy kłamią, że nie mają z czego spłacać alimentów. Zarzekają się, że nie mają pieniędzy na koncie, bo nie pracują, a dom w którym mieszkają nie jest ich. W rzeczywistości jest tak, że pracują na czarno, a dom jest przepisany na aktualną żonę lub rodziców. Zdarza się, że komornik przyjeżdża do dłużnika, a on wyleguje się przy basenie przed domem o powierzchni 200 metrów kwadratowych, a w garażu stoi nowe auto. I co możemy zrobić? Jeżeli udowodnimy, że jednak dłużnik ma jakieś wpływy na konto, to możemy mu je zająć. Jednak, są to rzadkie przypadki - wyjaśnia komornik z Zamościa.

Są też odwrotne sytuacje. Czasem, komornicy sami podpowiadają dłużnikom, by wpłacali co miesiąc 20 czy 50 złotych na poczet długu. Tym samym, sąd nie ma podstaw do tego, by udowodnić, że dłużnik nie wyraża chęci spłaty. - To irracjonalne, ale tak jest. W ten sposób można w Polsce legalnie nie płacić alimentów - tłumaczy jeden z lubelskich komorników.

Jest też inny sposób. W Polsce wiele par żyje i wychowuje dzieci razem, ale bez ślubu. Kombinują jak dostać za darmo pieniądze od państwa polskiego. I pewna para wymyśliła.

- Wpadłem na taki pomysł, by moja kobieta podała mnie do sądu o alimenty. Sąd oczywiście je przyznał, ja nie miałem legalnych źródeł dochodu czyli formalnie nie miałem z czego płacić. Więc po dwóch miesiącach, ona zaczęła dostawać pieniądze z funduszu alimentacyjnego. Po 500 złotych miesięcznie. Były to dla nas dodatkowe pieniądze. Niestety, po dwóch latach rozstaliśmy się. Teraz ona ma alimenty, a ja musiałem wyjechać za granicę, by zarobić na spłatę długu alimentacyjnego - mówi 38 - letni Przemek z Lubartowa.

Kłamią, że nie mają
Przypomnijmy, że ściągalność alimentów w Polsce wynosi mniej niż 20 procent. Potwierdzają to matki, które nie otrzymują od byłych partnerów wsparcia finansowego.

- Mieszka we wsi obok. Ma już nową żonę, dwójkę dzieci. Wiem, bo chodzą do szkoły z moją córką. Gdy go spotykam, to śmieje mi się w oczy. Żal mi, że go poznałam i dałam się omotać. Zaraz po moim zajściu w ciążę, zaczął mi zarzucać, że kłamię i, że nie jest to jego dziecko. Odwrócił się na pięcie, zostałam bez żadnej pomocy. Po upokarzającej sprawie w sądzie, testach DNA, sąd potwierdził jego ojcostwo i przyznał mi alimenty, których do dzisiaj nie widziałam. Pieniądze dla swojej żony i ich dzieci jakoś ma - dodaje z żalem pani Magdalena.

- Szkoda mi tych kobiet - opowiada lubelski komornik. - Widzę jak dzieciom brakuje ojca, a matkom pieniędzy na utrzymanie i wychowanie dziecka - mówi.

Według statystyk, 95 proc. dłużników to mężczyźni. Komornicy podkreślają, że zazwyczaj stać ich na alimenty, ale nie robią tego dla zasady.

- Wręcz obcesowo mówią, że nie będzie łożył na byłą kobietę i jej zachcianki. Tłumaczą, że nie chcą, by za te alimenty mogła sobie kupić szminkę czy jakieś nowe ubranie - dodaje.

W miejscu pracy, w szczególności, gdzie szefem jest mężczyzna, panuje często zasada, że alimenciarz dostaje dwie pensje. Formalną i pod stołem. By sąd nie miał podstaw np. do zwiększenia poziomu alimentów. - Sam byłem zaskoczony reakcją nowego szefa. Powiedziałem mu, że zmieniam pracę, bo muszę spłacać wysokie alimenty. A on zaproponował takie wyjście. Może to nieetyczne, ale legalne. Płacę alimenty co miesiąc, 600 złotych. Inni w ogóle się nie poczuwają - mówi 31 - letni Michał.

Skąd ten brak odpowiedzialności?
Specjaliści tłumaczą wzrost dłużników alimentacyjnych w Polsce kryzysem męskości. - Mężczyźni nie poczuwają się do odpowiedzialności. Najczęściej wynika to z ich niedojrzałości. Poza tym coraz słabiej radzą sobie ekonomicznie - zwraca uwagę dr Barbara Smoczyńska, trenerka umiejętności społecznych.

Specjalistka dodaje, że panuje ciche przyzwolenie społeczne na to, by mężczyźni nie musieli płacić alimentów.

- Nie piętnujemy takich osób. W Polsce nadal jest silny stereotyp matki polki, która w każdej sytuacji sobie poradzi. Było tak przez wieki, przez wojny, powstania i transformacje. Dlatego społeczeństwo nie rozumie dlaczego teraz miałoby być inaczej - podkreśla lubelska specjalista. I dodaje: - Tak naprawdę, żaden rząd w Polsce nie zajął się tą kwestią ostatecznie. Nie ma żadnych sankcji prawnych. Bardzo rzadko, alimenciarze trafiają za kraty. Zazwyczaj dostają wyroki w zawieszeniu. W Polsce robi się szum wokół tego, że matki karmią dzieci w miejscach publicznych, a nie z powodu alimenciarzy - uważa dr Barbara Smoczyńska.

Co dalej?
Specjalistka widzi światełko w tunelu w tzw. pokoleniu Y, czyli osobach urodzonych między 1984 a 1997 rokiem. - Preferują inny model ojcostwa. Bardziej obecny w życiu dziecka i emocjonalny. Częściej biorą urlopy tacierzyńskie, więc miejmy nadzieję, że w ciągu następnych lat liczba alimenciarzy zmaleje, bo to nie będzie modne - wyjaśnia dr Smoczyńska.

I dodaje: - Potrzebna jest ogólnopolska i skuteczna kampania społeczna w tej kwestii. Nie możemy pozwolić na dalsze pobłażanie dla ojców niepłacących alimentów swoim dzieciom.

Andrzej pochodzi z Lublina. Przeniósł się do innego miasta, gdzie pracuje w dużej korporacji. Byłej żonie i ich wspólnej córce wypłaca tysiąc złotych miesięcznie. Zgodził się na tę kwotę dobrowolnie. Pokrywa też inne wydatki, jak lekcje angielskiego czy wakacje. - Nie wyobrażam sobie, żeby żałować na moje dziecko, zwłaszcza gdy mam przyzwoitą pracę. Chyba nie czułbym się mężczyzną. - uważa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski