Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie traktujmy przestępców jako ofiary

Olga Popovycz
Olga Popovycz - historyczka, medioznawczyni, komentatorka polityki ukraińskiej
Olga Popovycz - historyczka, medioznawczyni, komentatorka polityki ukraińskiej nadesłane
Zanim rozpoczęła się agresja Rosji na Ukrainę, Kreml dużo inwestował w wojnę informacyjną przeciwko władzom w Kijowie. Dezinformacja i rosyjska propaganda pokazywały Ukrainę jako kraj, w którym do władzy doszli „naziści”. Kremlowska propaganda nazywała wydarzenia na Majdanie „przewrotem”, a protestujących tam Ukraińców „faszystami”. Rosyjskie fake newsy o „ludobójstwie Rosjan i rosyjskojęzycznych obywateli Ukrainy” były stale emitowane przez rosyjskie kanały propagandowe. Dezinformowano również odbiorców anglojęzycznych, jednak główne ostrze propagandy skierowane było na rosyjskich widzów i słuchaczy.

Osiem lat nieustannej antyukraińskiej propagandy wzmocniło w rosyjskim społeczeństwie przekonanie, że Ukraina jest zagrożeniem dla Rosji. Zdecydowana większość Rosjan popiera rosyjski rząd i wspiera obecną agresję Rosji na Ukrainę. Rosyjska redakcja Radia Swoboda podała dane z dwóch sondaży przeprowadzonych przez niezależnych socjologów na przełomie lutego i marca bieżącego roku, według których 71% Rosjan popiera wojnę z Ukrainą. Rosjanie, z którymi przeprowadzono wywiady, czują „dumę, radość, szacunek, zaufanie lub nadzieję” w związku z tą wojną. Ta sama przytłaczająca większość Rosjan poparła swojego dyktatora, kiedy w 2014 roku Władimir Putin, łamiąc wszelkie normy prawa międzynarodowego, zajął ukraiński Krym, a następnie wysłał swoje wojska w celu zajęcia części obwodów ługańskiego i donieckiego.

Próba oddzielenia zwykłych Rosjan od polityki Putina jest wielkim zagrożeniem, ponieważ stwarza wrażenie, że wystarczy zniszczyć samego dyktatora, a Rosja będzie inna. Błędna ocena rzeczywistości, w tym przypadku rzeczywistego stanu społeczeństwa rosyjskiego, wpłynie na konstruowanie fałszywej strategii kształtowania relacji z Rosją. Ostatecznie ta błędna strategia zostanie wykorzystana przez rosyjski reżim, który będzie próbował odwrócić uwagę od prawdziwej ofiary rosyjskiej agresji - Ukrainy. Trudno sobie wyobrazić, by Władimir Putin mógł przeprowadzić zakrojoną na szeroką skalę inwazję na Ukrainę bez wsparcia Rosjan. Ponieważ rząd ma pełne poparcie ogromnej większości swojego społeczeństwa, można powiedzieć, że z Ukrainą nie walczy osobiście Putin, lecz Rosja i Rosjanie. To wojna Rosjan przeciwko Ukraińcom.

Warto zadać sobie pytanie, czy istnieją w Rosji ludzie, którzy nie boją się sprzeciwić polityce Kremla, mając świadomość, że zagraża to ich życiu? Odpowiedź brzmi - tak, jednak jest to wyraźna mniejszość. Wielu z tych, którzy się przeciwstawiali już nie żyje, niektórzy siedzą w więzieniach lub wyjechali za granicę i tylko bardzo niewielu nadal żyje i walczy w Rosji. Jednak należy pamiętać, że nawet ci, którzy sprzeciwiają się polityce Kremla, sami często nie potrafią zrozumieć podstawowych norm demokratycznych. Takim odnośnikiem może być stosunek do okupowanego przez Rosję ukraińskiego Krymu. Przecież niektórzy rosyjscy liberałowie wciąż nie potępiają okupacji Krymu, tym samym zaprzeczając wartościom, o których mówią publicznie. Faktem jest niestety, że także świat zachodni zaczyna zapominać o Krymie, przez co pomija ten ważny czynnik w swoich ocenach. Trudno sobie wyobrazić, że w Niemczech, Francji czy Austrii ktoś, kto nie potępiłby agresywnej okupacji części ich terytorium, zostałby potraktowany ze zrozumieniem i szacunkiem. Na przykład wyobraźmy sobie, że Rosja postanowiła zająć część Saksonii. Propaganda rosyjska tłumaczyłaby to tym, że po 1945 r. ta część Niemiec znajdowała się de facto pod kontrolą Związku Sowieckiego, a zatem istnieje wiele powiązań z Rosją i ta „aneksja” jest całkiem naturalna. Czy w takich okolicznościach przeciętny Niemiec będzie sympatyzował i pozytywnie odbierał tych rosyjskich liberałów, którzy mówią: „Jesteśmy przeciwko Putinowi, ale Saksonia jest teraz częścią Rosji, więc nie możemy wam jej tak łatwo zwrócić”? Chyba nie, bo chodzi o agresję i okupację ich terytorium. Ten przykład jest bardzo hipotetyczny i całkowicie abstrakcyjny, ale może lepiej wyjaśnić społeczeństwu zachodniemu, że nie ma dwuznaczności w sprawie łamania prawa międzynarodowego i zbrojnego zajmowania terytoriów niepodległych państw.

Wartości poszanowania norm międzynarodowych i wolności demokratycznych nie powinny zależeć od narodowości, ale powinny być uniwersalne. Bez tego uniwersalizmu pokój nie potrwa długo. A przestrogą powinien być przykład Ukrainy, bezpośredniego sąsiada Unii Europejskiej. Gdyby świat demokratyczny wyraźnie sprzeciwił się Rosji w 2014 roku, obecna wojna mogłaby nie mieć miejsca.

Oprócz rosyjskich wojskowych, którzy obecnie popełniają zbrodnie wojenne na Ukrainie, za śmierć Ukraińców odpowiadają także rosyjscy propagandyści. Można wyrazić skruchę za swoje zbrodnie, ale czy przywróci to życie ofiarom? Z pewnością nie sposób nazwać bohaterami tych, którzy po wielu latach pracy na rzecz wroga, który zabija, w pewnym momencie deklarują swój sprzeciw. Zamordowanych to nie wskrzesi. A słowo, jak widać na przykładzie wojny Rosji z Ukrainą, zachęca do mordu.

Od kilku dni zachodnie media z entuzjazmem wypowiadają się o Marinie Owsiannikowej, wieloletniej redaktorce rosyjskiego kanału propagandowego „Perwyj kanał”, która w programie na żywo zademonstrowała swój sprzeciw. Jednak na akcję Owsiannikowej, profesjonalnej rosyjskiej propagandystki, należy patrzeć bez emocji, bo ich nadmiar uniemożliwia właściwą ocenę rzeczywistości. Trudno jednoznacznie powiedzieć, jaki był cel wystąpienia Mariny Owsiannikowej. Większość znawców mediów, w tym autor książki o rosyjskiej propagandzie Peter Pomerancew, pisało, że rosyjska machina propagandowa działa bardzo dobrze. Z reguły transmisje na żywo są prowadzone w ten sposób, że program emitowany jest z minimalnym opóźnieniem, nawet do 2 minut. Pozwala to wydawcom odfiltrować niechciane treści. Istnieje więc możliwość, że „odważny” występ Owsiannikowej, która pojawiła się w kadrze z plakatem „Nie dla wojny. Zakończcie wojnę. Nie wierzcie w propagandę. Tu wam kłamią” była kolejną operacją dezinformacyjną rosyjskiej propagandy.

Na uwagę zasługuje fakt, iż część napisów na plakacie była przetłumaczona na język angielski. „Perwyj kanał” jest nadawany w języku rosyjskim, część krajów zachodnich zablokowała u siebie tę telewizję po rozpoczęciu na szeroką skalę wojny Rosji przeciwko Ukrainie. Demokratyczny świat zaczął, dzięki wojnie, znacznie lepiej rozumieć, jakie szkody wyrządza rosyjska propaganda i czym ona jest. Owsiannikowa była przekonana, że jej akcja na pewno dotrze do zachodnich mediów, dlatego napisy zostały powielone w języku angielskim. Już następnego dnia o „bohaterstwie” wieloletniej propagandzistki z Rosji zaczęto mówić więcej, niż o ciągłym bombardowaniu ukraińskich miast przez armię rosyjską. Może to był jeden z celów tego występu?

Pozostaje otwarte pytanie, dlaczego Marina Owsiannikowa odważyła się na taki krok dopiero w 19. dniu wojny a nie na samym jej początku? Ojciec tej rosyjskiej propagandzistki jest Ukraińcem. Jednak ten fakt w żaden sposób nie wpłynął na jej wcześniejszą, wieloletnią antyukraińską działalność propagandową. Czemu? Poza tym, obecnie rozkazy bombardowania ukraińskich miast wydają generałowie, pochodzący z Ukrainy, więc sam fakt etnicznego pochodzenia w tej sytuacji nie jest zbyt przekonujący.

W oficjalnym oświadczeniu Marina Owsiannikowa powiedziała, że celem jej demonstracji było pokazanie światu, że Rosjanie są przeciwni wojnie. Być może jest to kluczowy element, na który należy zwrócić szczególną uwagę. Po to, żeby przekonać świat, że Rosjanie są przeciw wojnie, trzeba było ponownie użyć machiny propagandowej, ponieważ rzeczywistość w Rosji jest inna. I tutaj warto wrócić do tego, co zostało już powiedziane w powyższym tekście. Gdyby Rosjanie rzeczywiście byli przeciw wojnie, Putin raczej nie odważyłby się na inwazję na Ukrainę na pełną skalę, bo bez poparcia społeczeństwa trudno walczyć w obcym kraju. Co więcej, gdyby Rosjanie byli przeciwni wojnie, świat oglądałby wielomilionowe wiece Rosjan w całym kraju, a tak nie jest.

Owsiannikowa jest zawodową propagandystką i dlatego nie można wykluczyć, że jej demonstracja była jednym z elementów propagandy. Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie, kto jest autorem tej akcji. Ale można zadać inne pytanie - czy to się opłaca Kremlowi? I tu o odpowiedź łatwiej. Rzeczywiście świat zaczął coraz częściej mówić o „Rosjanach przeciwnych wojnie” i że „Rosja ma swoich bohaterów” . Dzięki temu zabiegowi, to znowu Rosja znajduje się w centrum zainteresowania, a nie Ukraina i jej tragedia, wywołana przez Rosjan. Wprowadzenie retoryki „Rosjanie przeciw wojnie” utrudni utrzymanie konsensusu co do dalszych sankcji wobec Rosji i wprowadzeniu nowych, jeszcze ostrzejszych. Przecież wtedy pojawi się argument – Rosja to nie tylko Putin, ale także Rosjanie, którzy są przeciwko wojnie. Poza tym, czy to wystąpienie osłabiło w jakiś sposób pozycję Kremla w Rosji? Nie znajduję mocnych argumentów na rzecz tej tezy. Rosyjskie społeczeństwo przez lata oglądało propagandową telewizję i umacniało swoją wiarę w słuszność polityki Putina. Dlatego ta kilkusekundowa demonstracja z plakatem, częściowo powielana w obcym dla Rosjan języku angielskim, w języku wrogów Rosji, nie jest w stanie zmienić nastrojów społecznych. Co więcej, może wywołać reakcję zupełnie inną, a mianowicie przekona społeczeństwo o „zagranicznych agentach, którzy chcą zaszkodzić naszemu krajowi”.

Być może autorami „heroicznego czynu” Owsiannikowej są wpływowi ludzie w Rosji, którzy chcą obalić Putina. Tego też nie można wykluczyć, ale gdzie jest gwarancja, że ktoś lepszy zastąpi Putina i że Rosja nie będzie już zagrożeniem dla całego demokratycznego świata? A co z przeważającą większością społeczeństwa Rosji, które popiera wojnę z innym niepodległym państwem?

Akcja Mariny Owsiannikowej prowokuje wiele pytań i nie daje żadnej jednoznacznej odpowiedzi. Czy ten uczynek wpłynął na jej kolegów i wpłynął na ich myślenie o tym, co robią? Powiedzmy, że tak. Tylko wówczas trzeba zapytać, gdzie są w takim razie masowe wypowiedzi pracowników państwowych kanałów telewizyjnych, takie jak te, które miały miejsce na Ukrainie w 2004 roku podczas Pomarańczowej Rewolucji? Ich nie ma, a pojedyncze zwolnienia poszczególnych pracowników (jak donosi rosyjskie wydanie Meduza) z rosyjskich kanałów propagandowych, nie wpływają na zmianę ogólnego obrazu. Przecież trudno jednoznacznie stwierdzić przyczynę tych zwolnień na podstawie samych doniesień Meduzy. Tak więc w kontekście krajowym, efekt tej akcji jest minimalny lub prawie zerowy. Jednak na Zachód on zadziałał. Dziś wieloletnia kremlowska propagandzistka nazywana jest „bohaterką”, a świat przy okazji zapomina o ofiarach, do których doprowadziła także jej wieloletnia praca w mediach.

Zamazywanie rzeczywistości, przesuwanie uwagi na sprawy drugorzędne i prowokowanie niejednoznaczności w kluczowych kwestiach, w tym w temacie wojny na dużą skalę przeciwko Ukrainie – to wszystko nadal będzie zadaniem dla rosyjskiej propagandy, która doskonale zna podatność liberalnego świata na prawa i wolność człowieka. Kreml wciąż wykorzystywać będzie dla własnych interesów słabości Zachodu. Należy o tym pamiętać za każdym razem, gdy jakiś przekaz wychodzi z Rosji.

Olga Popovycz - historyczka, medioznawca, komentatorka polityki ukraińskiej. Bada wpływ rosyjskiej wojny informacyjnej na stosunki polsko-ukraińskie. Członkini Rady Fundacji „Nasz Wybór”.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski