Sprawcą dramatu jest zima. Niespodziewanie zaatakowała nas w styczniu z zatrważającą siłą kilku, góra kilkunastu stopni mrozu i jakichś dwudziestu centymetrów śniegu. W kraju położonym w strefie klimatu umiarkowanego okazało się to nokautem. Nie pierwszym zresztą, jaki na przestrzeni ostatnich kilku lat zbieramy od Matki Natury. O ile jednak można zrozumieć chaos po nagłym i trudnym do wcześniejszego, precyzyjnego zlokalizowania ataku trąby powietrznej, to nie sposób usprawiedliwić panującego obecnie bałaganu wyłącznie aurą.
To, że w styczniu pada śnieg i bywa mroźno, nie jest niczym nowym. Można się do tego przygotować, ale można też założyć, że zima będzie łaskawa i jakoś się uda dotrwać wiosny. Sądząc po rozmiarach tegorocznej katastrofy, większość instytucji założyło sobie ów drugi scenariusz. Nie rozstrzygam dlaczego. Być może wymiana sfatygowanych sieci przesyłowych, podtrzymujących je słupów i pamiętających "stare, dobre czasy" torowisk jest zbyt kosztowna. Być może tańszym rozwiązaniem jest trzymanie przez kilka tygodni na nieustającym, ostrym dyżurze ekip remontowych.
Swego czasu prezes pewnej spółki wodociągowej z rozbrajającą szczerością wyznał mi, że bardziej mu się opłaca, by przez cały weekend z pękniętego rurociągu woda lała się w grunt, aniżeli miałby ściągać ekipę remontową. To, co widzę za oknem, to efekt podobnego myślenia - tyle, że w większej skali. To nie zima nas tak załatwiła, sami sobie zafundowaliśmy ten bajzel...
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?