Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niech was Bóg błogosławi, drodzy przyjaciele. Reportaż wojenny Dmytro Antoniuka [CZĘŚĆ XXVI]

Dmytro Antoniuk

Grudzień 2022, Święta: Polska

- Poproszę wyjąć wszystko z samochodu - mówi mi polski celnik na przejściu granicznym. Jesteśmy w specjalnym pawilonie, na bardziej szczegółowej odprawie. Mój samochód jest wypchany po sufit stosami książek i kalendarzy.

- Ale może Pan spojrzy na list polecający? - pytam i pokazuję dokument.

- Czy ma Pan paszport dyplomatyczny? Nie, no to proszę wyjąć wszystko z samochodu - odpowiada celnik bez mrugnięcia okiem.

Moja żona i ja rozładowujemy nasz samochód. Ponieważ jest wiele pakietów, zajmuje to trochę czasu. Pan celnik patrząc na stosy paczek mówi: - Teraz poproszę o otwarcie każdej paczki.

Przyznam się szczerze: jestem osobą bardzo porywczą. I moja piękna żona doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Już patrzy na mnie ze strachem, czekając na moją reakcję, ale spokojnie wyjmuję składany nóż i otwieram każdą paczkę po kolei. Nieopodal stoi celnik i widząc, że w środku rzeczywiście są książki lub kalendarze, każe otworzyć następną. Po pewnym czasie prace dobiegają końca, a po sprawdzeniu auta od spodu i wszystkiego w środku, wreszcie możemy spakować paczki i jechać.

- A co to za książki? – pyta celnik.

- Jadę w trasę promocyjną do Polski. Wiozę moje kalendarze „Polskie zamki i rezydencje na Ukrainie” i inne moje książki. Mam prezentacje w różnych miastach, m.in. w Lublinie, Zamościu...

- O, w Zamościu?! Czy mogę przyjść na Pana prezentację?

Na te słowa pana celnika zaczyna mi być śmiesznie, ale powstrzymuję się i podaję czas i miejsce. Patrząc w przyszłość, powiem, że pan celnik nie przyszedł. Szkoda.

Jarosław

Po przejechaniu drugorzędnych leśnych dróg, w pewnej odległości od przejścia granicznego, jesteśmy późnym wieczorem u naszych przyjaciół Elżbiety i Marcina. Po mrokach Kijowa, braku internetu, często wody i ogrzewania, wszystko mnie zaskakuje.

- Macie tyle światła w całym mieszkaniu...

- O, proszę, włączaj wszystko i gdzie chcesz. - mówi życzliwa Elżbeta.

Niech was Bóg błogosławi, drodzy przyjaciele. I żebyście nigdy nie zaznali tego wycofywania się z najprostszych dobrodziejstw cywilizacji.

Kraków

Pełno śniegu, słońce, -10°C. Idealna zimowa pogoda. Z Kazimierza przechodzimy przez Planty, obok klasztoru Bernardynów, w którym przechowywany jest oryginał cudownej ikony Matki Boskiej Sokalskiej, ze zniszczonego przez komunistów i pożar zgromadzenia zakonnego. Wawel. Pod nami Wisła z wiecznymi łabędziami i Smok, który wyszedł oddychać ze swojej jaskini. Na horyzoncie kopiec Kościuszki, a za nim - choć już tego nie widać - tajemniczy Kameduli. W innych czasach miałem szczęście być w ich klasztorze.

Moja żona jest w Krakowie po raz pierwszy. Tak bardzo chcę jej wszystko pokazać, ale niestety nie mamy wystarczająco dużo czasu. Więc po prostu, nie idąc na zamek i katedry, idziemy przez Kanoniczą i Grodzką na Rynek. Tutaj wszystko jest tak, jak powinno być w takim czasie: choinka, jarmark z wieloma pawilonami ze świątecznym jedzeniem i pamiątkami, śnieg i zatłoczone ludźmi z całego świata Sukiennice. Moja żona po prostu zapłakala, oglądając to wszystko. O rakietach i bombach już zapomnieliśmy... Kupujemy zupę gulaszową, którą później wszędzie nazywać będzie swoją ulubioną.

Bolesławiec

Spotkanie opłatkowe. Restauracja „Żytomierz”. Jesteśmy w gronie członków Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich. Większość osób to potomkowie lub nawet mieszkańcy dawnego województwa tarnopolskiego. Dla mnie i mojej żony - ochrzczonych w prawosławiu - jest to pierwsze, duże opłatkowe spotkanie w życiu. Wszystko jest dla nas dziwne: barszcz i krokiety, i prezenty od prezesa Towarzystwa, cudownej Pani Barbary Smoleńskiej. A jeszcze bardziej dziwi nas fakt, że gdy już mamy wyjeżdżać, bo tego samego wieczoru czekają na nas w Legnicy, pani Barbara zbiera dla nas od wszystkich obecnych dużą sumę pieniędzy na pozostawione kalendarze i książki. Dziękujemy serdecznie!

Warszawa

Dla mnie to miasto jest, bez przesady, rodzime. Zakochałem się w nim po uszy, kiedy mieszkałem tu przez pół roku na ul. Kredytowej w ramach stypendium Gaude Polonia. Od tamtej pory Warszawa zawsze była dla mnie miastem szczęścia.

Kolejne ważne spotkanie. Nawet kilka. Idziemy z P. do studia naszego Radia, w którym pracuję od lutego, ale w którym nigdy nie byłem. Z ul. Miodowej skręcamy w lewo do Kolumny Zygmunta i mimowolnie łzy napływają mi do oczu. Nie sądziłem, że po tym wszystkim, czego ostatnio doświadczyłem, widok na Zamek Królewski i Stare Miasto tak mnie zachwyci.

Zbierając siły wspinam się do Radia, które znajduje się właśnie tutaj, naprzeciwko kościoła św. Anny. Spotykam się z szefem i współpracownikami, o których wcześniej tylko słyszałem. Wszystko to jest również bardzo wzruszające, emocje przelewają się.

Krakowskie Przedmieście, 25 grudnia. Tłumy ludzi. Nawet nie podejrzewałam, że w święta jest tu tak tłoczno, że ledwo można się wcisnąć na plac przed Zamkiem Królewskim. W pobliżu słychać gitarę. Gra znajomą melodię. I nagle cały wielki chór zaczyna śpiewać: „Czerwonu rutu…”. Nie do wiary. Liczba Ukraińców i naszych flag wszędzie jest niesamowita.

Nasi przyjaciele z Warszawy organizują nam krótką świąteczną wycieczkę po stołecznych szopkach. Najsłynniejsza z nich, licząca ponad siedemdziesiąt lat, znajduje się w kryptach klasztoru Kapucynów. Naprawdę niesamowita. Przepływają przed nami postacie historyczne Polski, od pierwszych biskupów po Piłsudskiego. A do prawie wszystkich modlący się głos woła o zwycięstwo i pokój na Ukrainie. Dziękuję, Bracia!

Naprzeciwko znajduje się nasz klasztor greckokatolicki. Nabożeństwo trwa, ksiądz głosi kazania. Ale nie po ukraińsku – po białorusku. Uwielbiam ten język i zostaję, by do końca wsłuchać się w jego słodki dźwięk.

Moja żona i ja zostajemy sami i postanawiamy coś zjeść na Nowym Świecie. Nie wszystkie knajpy są otwarte, a te otwarte, są, pełne. W końcu siadamy i zamawiamy. Niedaleko nas siedzi grupa czterech dziewcząt i chłopców. Mówią po rosyjsku, z pewnym akcentem. Może Białorusini, ale na pewno nie Ukraińcy. Ten, który siedzi obok mnie, strasznie klnie. Nie trzeba dodawać, że rosyjskie słownictwo obsceniczne jest w Polsce dobrze znane. Ledwo się powstrzymuję... Patrzę na żonę i widzę, że ona też czuje się kiepsko. Szybko zostawiamy pieniądze i wychodzimy bez jedzenia.

- Przykro mi - mówię do żony. - Jeszcze trochę i wdałbym się w bójkę.

- I ja - dodaje moja, zawsze przyjazna i miłująca pokój, S.

Oboje wychowaliśmy się w rodzinach ukraińskich, ale rosyjskojęzycznych. Tak było prawie wszędzie w dużych miastach Ukrainy. Ale celowo przeszliśmy na ukraiński. W domu język rosyjski nas denerwuje, ale nie tak bardzo jak za granicą. Tutaj jego dźwięk instynktywnie włącza ostrzeżenie „Wróg jest obok!” I to jest podwójnie niewygodne i godne ubolewania, że po rosyjsku mówią Ukraińcy, którzy uciekli tutaj, do przyjaznej Polski, właśnie przed Rosjanami, którzy zniszczyli im życie i domy. Nie rozumiem językowego lenistwa takich ludzi. Chociaż, dla sprawiedliwości trzeba powiedzieć, że piękna Polska ukrainizuje rosyjskojęzycznych Ukraińców, bo wszystko jest napisane albo po polsku, albo po angielsku, albo właśnie po ukraińsku. I tak musi być, bo zarówno my, jak i oni, dobrze znamy realną cenę rusyfikacji.

Zamość i Lublin

Chyba nie mam w Polsce miejsc, których nie lubię. Z Warszawy do Zamościa, gdzie wieczorem odbędzie się kolejna prezentacja, celowo nie jedziemy nieciekawą ekspresówką, ale drogą na lewym brzegu Wisły, przez Kozienice i Puławy. Zawsze włączam tutaj radio. Przede wszystkim Dwójkę, gdzie transmitowane są wspaniałe barokowe koncerty. Nie ma lepszego akompaniamentu muzycznego do takich wyjazdów.

Zamość wita idealnym Starym Miastem, z którym Żółkiewski próbował rywalizować w Żółkwi. Kościół Franciszkanów, który widziałem podczas renowacji, został już wyremontowany; piękny Rynek, z długim szeregiem starych kamienic, katedra z cudowną Matką Boską. Ale wciąż nie ma w Zamościu ulicy imienia naszego Marka Bezruczki, który razem z polskimi legionistami bronił miasta przed Budionnym w 1920 roku. Mam nadzieję, że wkrótce się to zmieni.

W zajazdzie „Kanclerz” są takie naleśniki, słone domowe ogórki i twarożek, jakich nie jedliśmy w żadnym hotelu w Polsce, a tu pewnie przytyjemy parę kilogramów.

Mam też szczególny i zawsze ciepły stosunek do Lublina. Pierwszy raz byłem tu w połowie lat 90., kiedy wraz z przyjacielem naszej rodziny przyjechałem kupić gdzieś pod miastem śledzie, które następnie z zyskiem sprzedawano w Kijowie. Potem szukałem tutaj naszego sanktuarium -oryginalnej cudotwórczej ikony Matki Bożej Latyczowskiej, która znajduje się w nowym kościele na końcu miasta. I mój drogi przyjaciel Krzysztof, który ze swoją piękną żoną Sylwią zawsze traktował mnie jako członka rodziny i zabierał na zwiedzanie pięknego Roztocza i do Szczebrzeszyna, który słynie z chrząszcza.

Tak i tym razem. Droga sercu architektura, obok dobrzy przyjaciele, dzięki którym lubelska prezentacja na Lubartowskiej 77 odbywa się w miłej i luźniej atmosferze. I wreszcie tradycyjnie dobre lubelskie piwko, gdzieś na Starym Mieście. Jak bez niego? Generalnie jestem fanem polskich piw regionalnych.

W drodze do domu

Mała wieś Budy w pobliżu Tomaszowa Lubelskiego. Pan Andrzej z dumą pokazuje swoje dzieło – miniatury pięknych kresowych zamków w skali 1:30. Nigdy nie widziałem takiego piękna. Chyba, że na żywo. A co najciekawsze, niektóre z nich przedstawiają detale z XVIII wieku, które dawno zaginęły. Na pewno tu wrócimy.

Przejście na Rawę Ruską mijamy bez korków. Jesteśmy na Ukrainie. Znane stacje benzynowe, zwykłe znaki drogowe, a dokładniej ich brak, w porównaniu z Polską. I niemal natychmiast ostrzeżenie na telefonie o alarmie powietrznym. Jesteśmy w domu. I choć czasem nie ma światła, internetu i ogrzewania, a za oknem lecą rosyjskie rakiety, to nie ma lepszego miejsca na Ziemi.

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski