Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nienapisany raport z zaśmieconego miasta

Jan Pleszczyński, publicysta
Archiwum
W zeszły piątek natknąłem się na placu Litewskim na ekipę szorującą pomnik Marszałka. W każdy inny dzień pewnie pomyślałbym: o, świetnie! robią w mieście wiosenne porządki. Ale tym razem bardziej mnie to zezłościło niż ucieszyło. A to dlatego, że naprawdę mocno zszokowany odkryciem regularnego wysypiska śmieci w centrum Lublina (pisałem o tym tydzień temu), postanowiłem przejść się do pracy ze wzrokiem wbitym w ziemię i poobserwować, jak wyglądają nasze chodniki.

Z reguły nie patrzę pod nogi, bo mam ciekawsze widoki. Wprawdzie czasem kończy się to wejściem w psie odchody albo jakieś inne paskudztwo, ale traktuję to jako ryzyko wkalkulowane w spacery. Jednak tym razem chciałem zamienić się w badacza i zapisać, gdzie na mojej trzykilometrowej drodze z domu do pracy jest najwięcej wszelkiego rodzaju śmieci: petów, papierów, butelek, puszek, szmat itd. Z tego zdawałoby się prostego projektu zrezygnowałem już po 300 metrach - tyle tego wszędzie było. Dodam, że moja trasa wiedzie głównymi ulicami, a nie jakimiś opłotkami czy zaułkami. Więc kiedy na jej końcu zobaczyłem wysięgnik i pracowite szorowanie pomnika, poczułem się trochę jak na jakimś surrealistycznym filmie.

Nie czepiałbym się specjalnie tego śmietnika na chodnikach, bo gdy topnieje śnieg, zawsze ukazują się wszystkie brudy. Ale w tym roku zimy w Lublinie przecież prawie nie było. Wychodzi więc chyba na to, że miasto nie radzi sobie z problemem; nie chce mi się wierzyć, że władze uważają, iż to nie jest żaden problem. Oczywiście - gdyby ludzie nie śmiecili, to i problemu by nie było; ale śmiecą. Zmiana nawyków wymaga zaś długich lat, więc na razie ktoś jednak musi posprzątać.

Skoro nie służby miejskie, to może my? W końcu są rozmaite akcje sprzątania Tatr i innych polskich gór, co sensowniejsze szkoły organizują od czasu do czasu sprzątanie lasów itd. Może by tak zorganizować coś takiego jak sprzątanie miejskich chodników i trawników? Niech tylko miasto zagwarantuje worki, a lubelskie media skrzykną chętnych na jakąś sobotę. I niech każdy chętny oczyści, tak z grubsza, kilkadziesiąt metrów swojej ulicy. Myślę, że zajmie to nie więcej niż godzinę, dwie - da się wytrzymać.

Rzecz jasna już słyszę chór oburzonych, którzy podniosą krzyk, że płacą podatki i sami nie śmiecą, więc nie widzą żadnego powodu, by łazić po mieście z workami. OK, nikt nikogo do niczego nie zmusza. Tak jak przecież nikt nie zmusza wielu młodych skałkowych wspinaczy, których widuję na Jurze Krakowsko-- Częstochowskiej, gdy wieczorem zbierają do worków nie tylko własne śmieci, ale też pozostawione przez innych wspinaczy i turystów. To głównie dzięki nim skałki nie są wielkim śmietniskiem.

Nie ma co więc się przejmować, że jedni się poczuwają, a drudzy nie. Krzywa Gaussa ma charakter uniwersalny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski