Krzysztof Bondaryk należy do tej grupy osób, których jedni kochają, a inni nienawidzą. Wszystko przez charakter, zajmowaną pozycję i fakt, że jest jednym z nielicznych, którzy znają wiele, jeśli nie wszystkie tajemnice służb specjalnych.
Nie ma też na polskiej scenie politycznej zbyt wielu ludzi, którzy budziliby aż tyle kontrowersji. Bo z jednej strony przyjaciele Bondaryka podkreślają piękną kartę w jego życiorysie, jaką była walka o wolną Polskę, zachwalają fachowość i talent organizacyjny. Z drugiej - wrogowie wypominają mu zbytnią miłość do biznesu i obsesyjnym gromadzeniu haków na swoich przeciwników. Jedni i drudzy z ciekawością czekają na decyzję premiera Donalda Tuska: zostawi Bondaryka na stanowisku szefa ABW czy go zdymisjonuje?
- Jego pozycja jest zbyt silna. Moim zdaniem Bondaryk ocali skórę kosztem Mąki, który zostanie zdymisjonowany - uważa poseł Zbigniew Wassermann z PiS. Ale jeden z ważnych polityków Platformy wcale nie jest tego taki pewny. - Premier Tusk może bać się kolejnych ataków na siebie z powodu kontrowersji wokół służb, samego Bondaryka i Mąki, bo atmosfera wokół ABW jest bardzo gęsta. Więc może zrobić tak jak przy aferze hazardowej: polecą głowy - mówi.
Z uczelni do UOP
Poseł Wassermann nazywa Bondaryka "szefem szefów", ale też jego pozycja, z racji tego, że podlega bezpośrednio premierowi, jest większa niż ta Jacka Cichockiego, sekretarza stanu odpowiedzialnego z ramienia rządu za służby specjalne, a równa ministrom.
Jędrzej Jędrych, wiceprzewodniczącym Sejmowej Komisji ds. Służb Specjalnych w poprzedniej kadencji Sejmu, obecnie prezes Górnika Zabrze, tak w jednym z wywiadów mówił o Krzysztofie Bondaryku: "Bondaryk jest istotnym elementem układu władzy Platformy Obywatelskiej. Już prace komisji pokazywały wyraźnie, że jest on mózgiem PO, jeżeli chodzi o myślenie o służbach. Aczkolwiek, na co chcę zwrócić uwagę, Bondaryk nigdy nie występuje sam, gdzieś w tle zawsze pojawia się Wojciech Brochwicz i jego ekipa. Bondaryk dzięki swoim znajomościom jest bardzo silnym graczem w obecnym układzie rządowym."
Krzysztof Bondaryk swoją polityczną karierę zaczynał w Białymstoku. Tu skończył Wydział Humanistyczny i Wydział Prawa Uniwersytetu Warszawskiego - Filii w Białymstoku, aktywnie działając w Niezależnym Zwią-zku Studentów. Był jeden z inspiratorów Komitetu Obrony Więzionych za Przekonania. Wiosną 1982 został aresztowany za naruszenie dekretu o stanie wojennym, bo działając w podziemnych strukturach NZS i NSZZ "Solidarność", redagował, drukował i kolportował opozycyjne pisma. Kiedy po sześciu miesiącach wyszedł z więzienia, kontynuował studia, potem uczył historii, by zostać asystentem w Instytucie Historii PAN.
W 1990 objął funkcję szefa białostockiej delegatury UOP. - Wcale o tę funkcję nie zabiegał, proszono go, by się podjął tego zadania. Jego osoba gwarantowała, że nowe służby będą funkcjonowały zgodnie z nowymi standardami. Był także moralną gwarancją ich jakości - przekonuje Konstanty Miodowicz z PO. I dodaje, że bardzo ceni sobie kartę opozycyjną Bondaryka i przyjaźń, jaka łączy go z szefem ABW. Poseł Jarosław Gowin nazywa nawet Bondaryka "jednym z oficerów, którzy tworzyli niepodległościowe służby specjalne". Ale te niepodległościowe służby dość ochoczo podsłuchiwały polityków. Mówi o tym Jarosław Kalinowski z PSL i Włodzimierz Cimoszewicz, który w wywiadzie udzielonym "Polsce" stwierdził, że na początku lat 90. był podsłuchiwany właśnie z zgodą Krzysztofa Bondaryka. - Takie były czasy: podsłuchiwano i ludzi prawicy i lewicy - opowiada Jarosław Kalinowski.
Ze stanowiska szefa białostockiej delegatury UOP Bon-daryk odszedł w niesławie. Ówczesny szef MSW Zbigniew Siemiątkowski sugerował, że to on stał za przeciekiem jego rozkazu o monitorowaniu nastrojów politycznych w wielkich zakładach pracy.
Bondaryk zaprzecza, utrzymuje, że odszedł, bo miał inne plany zawodowe. I rzeczywiście, wrócił do Białegostoku, gdzie pracował m.in. dla Katolickiego Stowarzyszenia "Civitas Christiana" i jako doradca, dla Rady Miejskiej Białegostoku.
Wkrótce premier Jerzy Buzek powołał go na wiceministra spraw wewnętrznych i administracji. Bondaryk kierował zespołem ds. współpracy z rzecznikiem interesu publicznego, który miał dostarczać RIP dokumenty lustracyjne będące w dyspozycji MSWiA.
I tu pojawia się kolejna rysa na jego bogatym CV: 28 sierpnia 1999 Jarosław Kurski z "Gazety Wyborczej" opublikował artykuł, w którym pojawiły się zarzuty, że przy zbieraniu i przesyłaniu rzecznikowi materiałów lustracyjnych resort spraw wewnętrznych gromadzi informacje z archiwów peerelowskiej milicji (tzw. różowe teczki) mogące kompromitować polityków.
Bondaryk znowu zaprzeczył. Odwołania go ze stanowiska zażądała Unia Wolności, a premier Buzek zwrócił się do MSWiA o wyjaśnienie zarzutów. W tym samym czasie nadzór nad MSWiA przejął - po Januszu Tomaszewskim - jego imiennik Janusz Pałubicki, który zlikwidował zespół ds. współpracy z RIP i stanowisko zajmowane przez Bondaryka. Ale nieoficjalnie mówiło się, że Bondaryk poleciał po informacjach, jakie ukazały się o nim w mediach. I za wiedzę, jaką mógł posiąść.
Z biznesu do ABW
- Bo Krzysztof Bondaryk jest depozytariuszem bardzo niebezpiecznej wiedzy - uważa poseł Wassermann. - To człowiek, który przez wiele lat pracy w służbach specjalnych zgromadził ogromną ilość informacji - tłumaczy. To wiedza z zakresu samego działania służb, ale i ludzi świata polityki i biznesu. Wassermann dodaje jednak, że to niebezpieczeństwo wynika głównie z tego faktu, że Bondaryk nie jest typowym funkcjonariuszem państwowym, a politykiem (do 2005 roku był członkiem Rady Krajowej PO). Prócz tego człowiekiem służb i biznesmenem, bo po odejściu z MSWiA realizował się zawodowo w sektorze prywatnym, a konkretnie bankowym i telekomunikacyjnym.
- Mówiąc szczerze, zdziwił mnie tylko jednym: tym, że tak doskonale odnalazł się w biznesie. Ale jak widać, pracując w służbach, nabiera się umiejętności przydatnych także, gdzie indziej - komentuje poseł Miodowicz.
Ale i w biznesie nie obyło się bez zgrzytów. Bondaryk miał być udziałowcem firmy Medycyna i Farmacja, która według NIK wyprowadziła środki z Cefarmu. A władze Polskiej Telefonii Cyfrowej, właściciela Ery, dla której pracował obecny szef ABW, posądziły go o nielegalne kopiowanie tajnych danych. Śledztwo umorzono, ale w międzyczasie Krzysztof Bondaryk, mimo głośnego sprzeciwu opozycji, został mianowany przez premiera Tuska szefem ABW.
- Mamy tu do czynienia z konfliktem interesów w najczystszej postaci, bo pan Bondaryk miał kontrolować miejsca, w których wcześniej pracował - mówi poseł Wassermann. Już jako szef ABW wciąż przewijał się w mediach: oskarżany przez Mariusza Kamińskiego o ukrywanie dochodów, potem o horrendalną odprawę, jaką miał wziąć z Ery (jak sam przyznał, ponad 400 tys. zł).
- Krzysztof Bondaryk jest obiektem politycznego ataku, przeprowadzanego w sposób chamski - uważa poseł Mio-dowicz. I dodaje, że jego zdaniem Bondaryk jest jednym z najlepszych szefów służb specjalnych po roku 90. - sumienny, rzetelny, odpowiedzialny.
- To nie jest typ brata łaty. Zachowuje dystans, dwa razy pomyśli, zanim coś powie, nie jest człowiekiem wylewnym - charakteryzuje Bondaryka jeden z jego pracowników. - Ale trzeba powiedzieć: fachowiec. Zna się na służbach, potrafi szybko podjąć decyzje. I zazwyczaj są one trafne - wylicza. Grzegorz Dolniak z PO opowiada, że korzystał z wiedzy Bondaryka jako eksperta od służb specjalnych i może mówić o nim jedynie w samych superlatywach. - To dzięki niemu tak sprawnie działają rządowe centrum bezpieczeństwa i centrum antyterrorystyczne- zachwala. - Prywatnie to człowiek bardzo sympatyczny.
- Głuchy na argumenty innych, nawet jest są oczywiste - ripostuje poseł Wassermann. - Bardzo ambitny, ma poczucie swojej pozycji i siły - dodaje.
O prywatnym życiu Krzysztofa Bondaryka wiadomo niewiele, ale też szefowie służb specjalnych nie pokazują się na przyjęciach i nie udzielają wywiadów w plotkarskich gazetach. Wiadomo, że jest żonaty, ma dwójkę dzieci, interesuje się historią najnowszą i wędkarstwem. Pewne jest też jeszcze jedno: niezależnie od tego, jaką decyzję podejmie dzisiaj premier Donald Tusk, Krzysztof Bondaryk da sobie radę w życiu.
FLESZ: Elektryczne samoloty nadlatują.