Kim może być człowiek, który wie, jakie majtki nosiła nastoletnia prostytutka w 1932 roku, potrafi wymienić nazwiska polskich urzędników, zainteresowanych zdobyciem popiersia cara oraz zna historię wykorzystania przez Milicję Obywatelską wibratora? To pracownik Archiwum Państwowego w Lublinie.
Archiwum wciśnięte między archikatedrę a Wieżę Trynitarską ma w swoich zbiorach tysiące teczek i tomów różnych rodzajów dokumentów. Gdyby ułożyć je jedne obok drugich, powstałby ponad 12-kilometrowy "wąż". W tej masie dawnych papierów trafiają się także rzeczy, które trudno określić jako typowe archiwalia.
- Zwykliśmy na nie mówić archiwalne kurioza, a faktycznie są to nietypowe obiekty - mówi Piotr Dymmel, dyrektor Archiwum Państwowego w Lublinie. Bo jak inaczej można nazwać damskie majtki, barwy, zapewne kiedyś, białej, teraz mieniące się odcieniami żółci. Bielizna trafiła jako załącznik do sprawy karnej prowadzonej w 20-leciu międzywojennym. Właścicielką niewymownych była pokrzywdzona w tej sprawie 19-letnia niewiasta, parająca się najstarszym zawodem świata.
Takich sądowych przedmiotów w lubelskim archiwum jest znacznie więcej. Razem z protokołami przesłuchań świadków leżą sobie inne niezwykłe dowody rzeczowe: naboje, łuski, próbki trucizn i rekwizyty związane z działalnością polityczną komunistów. - Przed wojną te ugrupowania były określane jako ruch wywrotowy i przynależność do niego była karana - opowiada Józef Kus z Archiwum Państwowego w Lublinie. Jak wynika z zasobów archiwum, dowodami w sprawach komunistów bywały nie tylko relacje policjantów, ich informatorów i przygodnych świadków. Niekiedy gromadzono też materialne świadectwa działalności wywrotowej, czyli wszelkiej maści ulotki, plakaty oraz transparenty.
Przedziwnych przedmiotów jest dużo więcej.
Jednym z bardziej okazałych jest popiersie cara Mikołaja II. Jak wynika z dokumentów, masywna rzeźba stała się obiektem pożądania dla urzędników z Lubelszczyzny. W 1923 r. starosta tomaszowski zwrócił się do wojewody o wydanie "reewakuowanego z Rosji biustu cara Mikołaja II". Urzędnicy w Lublinie nie przychylili się do tej prośby. - Zalecili przekazanie odlanego z brązu popiersia do skarbca, celem przetopienia. Na szczęście władze archiwum nie zgodziły się z tym wnioskiem. Swoją drogą, do dzisiaj nie wiemy, po co staroście było potrzebne popiersie cara - mówi Piotr Dymmel.
Jak rzeźba trafiła do Lublina? Wszystko wskazuje na to, że w czasie pierwszej wojny światowej wycofujący się z Lubelszczyzny Rosjanie razem z dokumentami zabrali popiersie władcy. Później na mocy traktatu ryskiego Sowieci przekazali nam dokumenty zabrane z Lublina. Razem z nimi dostarczyli także popiersie ostatniego cara. - Nasz obiekt to dość rzadki okaz. Inne tego typu przedmioty były niszczone lub przetapiane. Temu udało się przetrwać - podkreśla Józef Kus.
Dzisiaj popiersie cara można oglądać na specjalnej wystawie w archiwum. Obok niego stoją inne archiwalne niezwykłości: kilkudziesięcioletnia centrala telefoniczna, stare maszyny do pisania firmy Remington, klucze do dawnej siedziby archiwum, gdy mieściło się w klasztorze powizytkowskim albo sprzęt do znakowania ściętego drzewa. Archiwum ma także sprzęt, w którym niegdyś transportowano dokumenty, czyli masywną niemiecką skrzynię z czasów II wojny światowej oraz znacznie lżejszy kufer, pochodzący zapewne z hotelu Bristol.
Jedną ze starszych pamiątek jest biały prostokąt z wypisaną szwabachą nazwą Adolf Hitler Platz. Tak w czasie II wojny światowej ochrzczono plac Litewski. - Sądząc po śladach po kulach na tablicy, to któremuś z wyzwolicieli ta nazwa nie przypadła do gustu i puścił jej serię - żartuje Józef Kus.
Przeglądanie archiwów to niekończąca się szansa na natrafienie na coś niezwykłego.
Tak było chociażby w przypadku imponujących rozmiarów portretu marszałka Józefa Piłsudskiego. - Pamiętam dobrze, były to czasy wczesnego Gierka, kiedy zobaczyłem go pierwszy raz. Leżał zwinięty w rulon pomiędzy jakimiś planami - wspomina Józef Kus. Wówczas obraz był w opłakanym stanie. Przeszedł renowację w Muzeum na Zamku w Lublinie i jest ozdobą sali konferencyjnej archiwum.
Lubelskie archiwa potrafią zadziwić nie tylko niezwykłością przechowywanych w nich rekwizytów. Czasem niemałą konsternację wywołuje treść odnajdywanych dokumentów. Weźmy na przykład urzędniczą korespondencję z 1960 roku. Urząd Spraw Wewnętrznych zwrócił się do "obywatela komendanta Milicji Obywatelskiej" z prośbą o wypożyczenie wibratora 12/220 v. Pismo wyjaśnia, że sprzęt ma służyć próbom radiotelefonu UKF przez oddział obrony przeciwlotniczej. Oczywiście sprzęt o którym mowa w liście nie ma nic wspólnego z rekwizytem znanym z sex shopów.
Z pewnością jeszcze weselej zrobi się nam, gdy zapoznamy się z życzeniami, jakie nadeszły ze wsi Gołąb do Prezydium Rady Narodowej w Poznaniu. Pocztówka z obrazkiem ciągnika z przyczepą pełną prezentów, na których szczycie siedzi św. Mikołaj, została zapisana niezwykłym tekstem. Autor życzy "Sprawiedliwych Mądrych Zdrowych Spokojnych bez fałszerstwa Świąt Narodzenia Jezusa" i wszystkiego dobrego w nowym 1970 roku.
Być może niebawem będziemy mogli poinformować Państwa o kolejnych niezwykłych przedmiotach. - Archiwa nie przestają zaskakiwać. Ciągle jest szansa, że natrafimy w nich na nowe, nieznane dotąd, dokumenty i obiekty - przyznaje dyrektor Piotr Dymmel.
Codziennie rano najświeższe informacje z Lublina i okolic na Twoją skrzynkę mailową.
Zapisz się do newslettera!
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?