Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nocą przychodzą sabotażyści. Reportaż wojenny Dmytro Antoniuka. Część XIV

Dmytro Antoniuk
16 maja 2022: Charków, puste centrum.

Wstaję wcześnie, mam transmisję na żywo w radiu. Muszę znaleźć dobre miejsce. Na ulicy słyszę dość głośne eksplozje. Wczoraj tak nie było. Gdzieś toczy się pojedynek artyleryjski. Idę do budynku tzw. „Słowa”, w którym na przełomie lat 20. i 30. mieszkali najzdolniejsi przedstawiciele rozstrzelanego odrodzenia ukraińskiego. Budynek ten, w kształcie litery „c”, pierwszej litery ukraińskiego słowa слово (słowo), został zbudowany w 1928 roku dla sowieckich pisarzy ukraińskich. Gdy w 1932 r. rozpoczął się wielki terror, aresztowano mieszkańców czterdziestu z sześćdziesięciu sześciu mieszkań (wielu rozstrzelano). Utalentowany poeta Mykoła Chwylowy, który opowiadał się za ukrainizacją życia na sowieckiej Ukrainie, popełnił tu samobójstwo na znak protestu przeciwko terrorowi.

Podchodzę do osławionego budynku, na którym wisi duża tablica z nazwiskami represjonowanych i straconych lokatorów. Ale rosyjski terror trwa. Widzę wyraźne, współczesne ślady zniszczenia na ścianach budynku, spowodowane ostrzałem. 7 marca w pobliżu eksplodowała rakieta wroga, powodując, że ludzie z budynku „Słowa” znów zadrżeli w swoich mieszkaniach, obawiając się nagłej śmierci.

Już prawie czas na połączenie ze studiem radiowym i nagle zaczynają wyć syreny alarmu przeciwlotniczego. W Charkowie wolę nie ignorować alarmów, ale już zostawiłem wolontariuszy, a tu, w centrum, wszystkie drzwi są zamknięte. Ludzi prawie nie widać, nie ma dokąd iść. Postanawiam stanąć pod plastikowym daszkiem jednego z narożnych wejść do budynku mieszkalnego. Chronią mnie tu mury, przynajmniej z dwóch stron. Swoją bezpośrednią relację prowadzę w huku kanonad i mam nadzieję, że miejscowi nie uznają mnie za wrogiego szpiega. Osoba z czarnymi przewodami i dużym mikrofonem zdecydowanie powinna wyglądać podejrzanie w mieście przy linii frontu.

Niedaleko stąd znajduje się plac Swobody, który zawsze odwiedzałem będąc w Charkowie. Zawsze ciągnęło mnie do cudu stylu konstruktywistycznego – Derżpromu. Jest to całe małe miasteczko budynków Domu Przemysłu Państwowego, wzniesione w tym samym czasie co „Słowo”, czyli w 1928 roku. Jeden wysoki na dwanaście pięter był jednym z pierwszych drapaczy chmur w ZSRR i z pewnością najwyższym budynkiem na Ukrainie. Zawsze plac był zatłoczony przez samochody i ludzi, ale teraz widzę tylko pojedynczych przechodniów.

Nie ma śladu po jednym z największych pomników Lenina. Stał w samym centrum placu i bardzo przeszkadzał. Na przykład podczas wspomnianego koncertu Queen w 2008 roku. Gdyby wtedy nie było pomnika, widowisko pomieściłoby jeszcze kilka tysięcy widzów. Nieżyjący już prezydent miasta, prorosyjski Giennadij Kernes, z całych sił oparł się dekomunizacji i zniszczeniu pomnika. Wymyślono różne kłamstwa, aby uniknąć demontażu. Na przykład, że ciężki pomnik i cokół mogą, jeśli zostaną przesunięte, uszkodzić tunele metra, które przechodzą tuż pod placem. Jednak udało się i teraz jest mi dość trudno zlokalizować dokładne miejsce, w którym stał Lenin. To bardzo satysfakcjonujące.

Natomiast nie podoba mi się widok okaleczonego budynku Charkowskiej Obwodowej Administracji Państwowej, do którego się zbliżam. 1 marca 2022 r. został trafiony rakietą wroga, która zabiła ludzi i spowodowała wiele zniszczeń. Teraz budynek stoi pusty, z powybijanymi drzwiami i oknami. Przełażę przez worki z piaskiem zainstalowane przed wybuchem pod głównym wejściem. Widać, że już tu posprzątali - na parterzę dywany leżące w korytarzach są zrulowane i odłożone w kącie, ale na wyższych piętrach panuje kompletny chaos. Zepsute sprzęty biurowe są porozrzucane, walają się resztki mebli, na ścianach wiszą krzywo tabliczki z nazwiskami urzędników. Znajduję się w dużej sali recepcyjnej z widokiem na plac Swobody. Patrzę przez okaleczone okno, pod nogami mając stertę śmieci, których nikt już nie potrzebuje.

Na schodach spotykam robotników, którzy idą na samą górę – żeby posprzątać gruzy. Widzę skrzydło budynku, gdzie między piętrami jest ciągła przepaść - to tam spadła rakieta, przebijając wszystkie stropy do samych piwnic.

Ciekawostką jest to, że asfalt wokół administracji, a także w pobliżu innych domów, które bombardowano, jest już nowy, świeży. Ze zdziwieniem zauważam nawet zwykły trolejbus z ludźmi na centralnej ulicy Sumskiej.

Przed kolejnym alarmem powietrznym chowam się w przejściu pod starym domem. Mieszkańcy mijają mnie, patrząc ze zdziwieniem na nieznajomego, który od ponad godziny stoi w jednym miejscu.

Tymczasem jestem z powrotem pod rzymskokatolicką katedrą Wniebowzięcia NMP. Tym razem jest otwarta, ale prawie pod wejście podjechała ciężarówka z naklejką Caritas, a do świątyni wnoszone są produkty spożywcze. Chciałem już iść do środka, ale chłopaki na ciężarówce krzyczą: „Dlaczego się tu kręcisz?! Chodź, do roboty!” Muszę dołączyć sią do łańcucha ludzi, którzy przekazują z rąk do rąk paczki mleka w proszku. Bez rękawiczek szybko tworzą się pęcherze na dłoniach, ale prawie cały ładunek zostaje przeniesiony do kościoła, a ja ruszam dalej.

W okolicy rynku Centralnego widzę sklep z piwem, w którym barwna sprzedawczyni nalewa piwo. „Jesteśmy otwarci od początku miesiąca. Oto nasze lokalne, dobre marki”. Wujkowie, którzy już za mną dołączyli do kolejki, potwierdzają, że jakość napoju jest naprawdę dobra. Jest nawet przekąska do piwa. Wszystko jest jak w czasie pokoju. Tylko rozbite są szklane ściany sklepu, a na pobliskim asfalcie „słoneczko” – ślad po wybuchu miny. Biorę piwo, życząc zwycięstwa. Ruszam do mojego pociągu. Do domu.

27 maja 2022 r.: Strefa Czarnobylska, samosioły

Przyjechał znowu mój niemiecki przyjaciel Leon, a z nim nieznany mi Anglik Elliott. Przywieźli pomoc humanitarną i pieniądze na zakup dodatkowych produktów dla poszkodowanych wsi obwodu kijowskiego. Cały poprzedni wieczór przepakowaliśmy poszczególne paczki, które dowieziemy osobiście do mieszkańców.

Z moim przyjacielem M. i obcokrajowcami jedziemy do strefy Czarnobyla. Przy punkcie kontrolnym Dytiatki (nie pamiętam ile razy mijałem go z turystami), stoją zgniecione żółte kioski, w których kiedyś sprzedawano pamiątki. Czekają na nas policjanci, którzy będą eskortować naszego minivana. Granica jest blisko i tutaj mimo ciszy nie jest tak bezpiecznie, jak mogłoby się wydawać.

Jedziemy do Kupuwatego. To wieś, w której do dziś mieszka dziesięć samosiołów. Są to osoby, które mimo eksmisji w 1986 roku wróciły do swoich domów i nigdy ich już nie opuściły.

Najpierw odwiedzamy babcię Hanię. Długo szuka po omacku drzwi, ale kiedy w końcu je otwiera i widzi M. na werandzie, jej radość i zaskoczenie nie znają granic. Takich szczerych emocji nie da się sfałszować. Wszyscy jesteśmy wzruszeni. Pomimo tego, że ta ponad osiemdziesięcioletnia babcia nie ma nic specjalnego, jak zwykle proponuje, abyśmy usiedli, a ona teraz „usmaży dla nas naleśniki”. Uprzejmie odmawiamy. Musimy jechać dalej. Babcia Hania prowadzi nas pod samą furtkę, machając ręką.

Teraz jestem już zaskoczona babcią Maryją, do której wpadamy jako kolejnej. Przed wojną często przywoziłem jej gości, a ona zawsze częstowała nas swoimi ogórkami, smażonymi ziemniakami i bimbrem. Wszystko było bardzo smaczne i nieradioaktywne. Testowane wielokrotnie. Babcia Maryja tradycyjnie potrzebuje lekarstwa na żylaki i nadciśnienie. Zapisuję nazwę (za kilka dni przekażę jej leki za pośrednictwem polskiego wolontariusza). W chacie małej babci Maryi jest bardzo niski sufit, o który nieraz uderzyłem głową. Teraz kolej na naszego angielskiego przyjaciela. Babcia szybko pochyla jego głowę i wypowiada poleskie „zdanie” – zagaduje ranę. Nigdy wcześniej nie widziałem ani nie słyszałem czegoś takiego. M. nagrywa wszystko na wideo. Po zaklęciu Elliott ze zdziwieniem stwierdza, że ból naprawdę się skończył.

Policjanci zabierają nas do odległego przyczółka, o którym nawet M. i ja, którzy byliśmy tu tyle razy, nic nie słyszeliśmy. Mieszkają tu mężczyzna i kobieta. Mówią, że gdy w marcu w sąsiednich lasach wybuchły ostrzały, zwierzyna wybiegla na trawnik przed ich domem: „Sarny, zające, wilki, łosie, lisy i dziki. Wszystkie rodzaje zwierząt.”

W domu innej babci Maryji (nie jest taka stara, ale tak ją tutaj nazywają) i jej przykutej do łóżka matki, na ścianach widzimy poleskie ręczniki, zawiązane na ikonach, zdjęciach i obrazach bardzo oryginalnymi węzłami. „Sami wyhaftowaliśmy ręczniki i wszyscy zawiązaliśmy węzły. Tak uczyła moja babcia” - mówi Maryja i nalewa każdemu po kieliszku swojego domowego likieru. W każdym domu, w którym zostawiliśmy pomoc, proponowano nam coś do jedzenia i picia, chociaż sami ludzie mogą nie mieć dużo jedzenia, bo w okolicy nie ma sklepów.

W Czarnobylu idziemy na podwórko pana Walentyna. Mówi, że okupanci ze zdumieniem uścisnęli mu ręce po usłyszeniu jego czystego rosyjskiego. „Ale ja sam jestem z Rosji”. „Dlaczego więc rozmawiasz z kobietą po ukraińsku?” „Bo mieszkamy tu od dawna”. Mówi, że wszystko tutaj zadziwiało Moskali.

Na dziedzińcu komisariatu pokazują nam rozbite samochody. „Nie mamy już prawie nic do jazdy. A nocą nie jest tu cicho. Lecą wrogie drony, czasem samoloty, przychodzą sabotażyści” - opowiada nasza eskorta. Elliott mówi, że spróbuje zebrać fundusze na SUV-a dla policji w Czarnobylu. Patrząc w przyszłość powiem, że mu się udało.

Jeden z ostatnich pomników Lenina stanął nieopodal jeszcze w lutym. Teraz tam, gdzie były stopy „przywódcy światowego proletariatu”, wystają zgięte okucia. Jednak prawdziwą wartością Czarnobyla nie było dziedzictwo sowieckie. Tutaj miejscowy etnograf Rostysław Omeliaszko otworzył kilka lat temu muzeum zabytków Polesia, które prawie przez całe życie gromadził w strefie i poza nią. Byłem już w tym muzeum i pamiętam imponującą kolekcję. Nie mam czasu pytać naszych „przewodników”, co okupanci zrobili z muzeum. Mam nadzieję, że etnograf przeżył. Bo w przeciwieństwie do urządzeń biurowych i sedesów, które okupanci wywozili stąd ciężarówkami, nie interesowały ich drewniane wrzeciona, dziwnie zawiązane ręczniki i stare fotografie. Poleska kultura pozostała i będzie żyć dalej. Przeżyła katastrofę czarnobylską, przeżyje też putinowską.

od 7 lat
Wideo

Uwaga na Instagram - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski